Jej kolana są przyciśnięte do brzucha, a ramiona oplatają klatkę piersiową, jak gdyby zasnęła, próbując się pozbierać do kupy.

Cały mój gniew gdzieś się rozpływa, kiedy klękam obok niej. Sczesuję jej ciemne włosy z twarzy i pilnuję się, żeby nie wpaść w pieprzoną histerię teraz, kiedy wiem, że wszystko z nią w porządku.

Kurwa, tak się o nią martwiłam.

Z galopującym pulsem, pochylam się do niej i przesuwam kciukiem po jej dolnej wardze. Nie wiem, dlaczego właściwie to zrobiłam, to tak jakby po prostu się stało, ale z cholerną pewnością nie żałuję tego, kiedy jej oczy otwierają się z trzepotem, a ona pojękuje.

- Dlaczego jesteś na zewnątrz ? – Pytam głosem donośnym i napiętym.

Ona wzdryga się, zdecydowanie zrażona głośnością moich słów.

"Dlaczego nie jesteś w środku ? Martwiłam się do ciebie do cholernego porzygu, przechodząc przez każdy możliwy scenariusz w mojej głowie w ciągu ostatnich pięciu godzin" - Chcę powiedzieć.

- Dzięki Bogu, spałaś. – Wypływa z moich ust zamiast tego.

– Dzwoniłam do ciebie. Martwiłam się o ciebie.

- Lauren ? – Dziewczyna siada, podtrzymując swoją szyję, jak gdyby jej głowa mogła odpaść.

- Tak, Lauren. – Klaruję.

Ona mruży oczy w ciemności i pociera swoją szyję. Kiedy porusza się, aby stanąć, pusta butelka po winie spada na betonowy taras i łamie się wpół.

- Przepraszam. – Mówi, schylając się i próbując pozbierać zbite szkło.

Delikatnie odpycham jej dłoń i oplatam ją palcami.

-Nie dotykaj tego. Później to pozbieram. Wejdźmy do środka.

- Jak się tu dostałaś ? – Pyta Camila, a ja pomagam jej się podnieść.

Jej słowa są niezwykle bełkotliwe, a ja nawet nie chcę wiedzieć jak dużo wina wypiła po tym, jak na linii telefonicznej zapanowała cisza. Widziałam przynajmniej cztery puste butelki w kuchni.

- Przyjechałam samochodem, jak inaczej ?

- Całą drogę tutaj ? Która jest godzina ? – Stęka.

Moje oczy obejmują jej ciało, które okryte jest jedynie koszulką. Moją koszulką. Ona zauważa moje spojrzenie i zaczyna pociągać za końce koszulki, aby zakryć swoje gołe uda.

- Noszę ją tylko dlatego... – Milknie, jąkając się.

– Założyłam ją tylko teraz, tylko raz. – Oznajmia, będąc blisko totalnego bezsensu.

- W porządku. Chcę, żebyś ją nosiła. Wejdźmy do środka.

- Podoba mi się tutaj. – Mówi cicho, patrząc w ciemność.

- Jest za zimno. Wchodzimy do środka. – Sięgam po jej dłoń, ale ona się odsuwa.

– Jeśli chcesz tutaj siedzieć, dobrze, ale ja siedzę z tobą. – Przekierowuję swój warunek.

Ona kiwa głową i opiera się o poręcz. Jej kolana drżą, a twarz jest pozbawiona kolorów.

- Co się dziś stało ? – Pytam.

Ona nic nie mówi, wciąż patrząc w dal.

- Nigdy nie czujesz się jakby twoje życie zmieniło się w jeden wielki żart ? – Odkręca się do mnie.

- Codziennie. – Wzdycham.

Jestem niepewna, gdzie, do cholery, ta rozmowa zmierza, ale nienawidząc smutku za jej oczami. Nawet w ciemności, smutek powoli płonie, głęboko i brązowo, nawiedzając te ciemne oczy, które tak bardzo kocham.

After Camren - IIIWhere stories live. Discover now