Rozdział 21

173 12 1
                                    

Uchyliłam lekko przekrwione oczy i omiotłam spojrzeniem pokój, a raczej klatkę, w której byłam. Wisiałam na łańcuchu, przypięta za ręce. Każdy mięsień bolał mnie przeraźliwie. Przełknęłam ślinę i poczułam, że mam sucho w ustach. Podniosłam się delikatnie na łańcuchu, a ten zaszeleścił cicho. Nagle zauważyłam, że pode mną na ziemi leży Lukas. Miał na swojej szyi obrożę z łańcuchem i... był bez koszulki... Alekso! To nie czas i miejsce! Szybko okiełznałam myśli i zaczęłam się rozglądać, szukając drogi ucieczki. Niestety. Nie mogę niczego zrobić, jestem zbyt wyczerpana, aby rozerwać łańcuchy.

Kopnęłam delikatnie chłopaka, ale się nie poruszył. Jego serce biło i to dość szybko, więc żył.

- Lukas. – szepnęłam, na co on nie zareagował – Lukas! Pora wstawać. – powiedziałam głośniej, ale dalej nic – Lukas, pizza przyjechała! Co ja gadam? To działa tylko na Matta... - westchnęłam, zamyśliłam się i po chwili krzyknęłam – Ratunku! Chris mnie molestuje!

Lukas szybko się ocknął , lekko zdezorientowany i zaspany. Spojrzał na mnie, a potem na otoczenie. Poklepał się po twarzy, jakby miał nadzieję, że to tylko jakiś chory sen.

-To ci się nie śni. – oznajmiłam.

- Szkoda... - powiedział zmartwiony – Aleks... Czy ja cię zaatakowałem?

- Niestety, ale dostałeś porządnego łupnia ode mnie. – powiedziałam z wrednym uśmieszkiem.

-Jasne, jasne – powiedział rozbawiony, jakbym powiedziała dobry dowcip. – Nie wierzę Ci.

- A powinieneś!

- Oj tam, oj tam... Lepiej opowiedz mi co się właściwie stało?

Opowiedziałam mu wszystko od początku nie pomijając żadnych szczegółów. Po tym co usłyszał, Lukas miał minę jakby dostał żelazkiem. Potem na chwile jego wzrok stał się nieobecny. Następnie walnął się otwartą dłonią w czoło.

- Co ci jest? – zapytałam.

- Jak mogłem być taki głupi?

- Też zadaję sobie to pytanie.

- To było pytanie retoryczne.

- A ja na nie odpowiedziałam.

Lukas westchnął, a potem wstał i rozerwał łańcuch, jednym szybkim ruchem. Potem szukał wyjścia z klatki, a ja tylko chrząknęłam i potrząsnęłam kajdankami na znak, że też tu jestem. Chłopak podszedł do mnie i zmierzył wzrokiem od pasa w dół. Opuściłam wzrok. Miałam troszkę poszarpane ubrania przez co było widać fragmenty ciała.

- Zastanawiam się czy cię tak nie zostawić. – mruknął zadowolony.

- Przestań i mnie wypuść, bo zaczynasz gadać jak Matt! – prychnęłam.

- Masz rację... wybacz, po prostu... - spojrzał mi głęboko w oczy. – Ta wiedźma zepsuła mi plany i...

- Wiem. Amber się wygadała, ale pogadamy o tym później dobra? – wysiliłam się na najbardziej uroczy uśmiech na jaki było mnie stać w tej chwili.

Lukas tylko pokiwał głową i rozerwał kajdany. Potem razem staraliśmy się wygiąć pręty klatki, niestety to nie było łatwe. Przez otwór, który zrobiliśmy zdołałam się przecisnąć tylko ja.

- Idź poszukać klucza. – zaproponował, a raczej rozkazał chłopak.

- Nie zostawię cię.

-Daj spokój i idź po ten klucz, a ja powalczę jeszcze z tą klatką. Ciekawe z jakiego jest tworzywa, bo ciężką ją złamać.

- Lukas... Tak właściwie... To gdzie mam szukać tego klucza?

Chłopak oderwał wzrok od prętów i spojrzał na salę, w której była klatka. Jedynie blask księżyca oświetlał coś co wyglądało jak... stół? Podeszłam bliżej. Nie, to nie stół... To ołtarz! Nie wiem czemu, ale przez moment poczułam się jak w nisko budżetowym horrorze.

- Jakby tak pomyśleć, to Catherine wspominała coś o jakimś rytuale...

- CO?! – krzyknął.

- Wiesz co to za rytuał?

- Musimy się stąd wynosić i to szybko! – powiedział Lukas, szarpiąc się z klatką, pręt wygiął się o kolejny milimetr. – Ona chcę...

-Napić się waszej krwi. – rozbrzmiał, delikatny rytmiczny głos.

Odwróciliśmy głowy w stronę skąd dobiegał dźwięk kroków. Nagle w całej sali rozbłysły świece, a z mroku wynurzyła się Catherine. Nie wyglądała tak jak poprzednio. Jej włosy poszarzały, cera przybrała trupioblady kolor, a na twarzy widać było parę zmarszczek. Gdyby nie głos, pewnie bym jej nie rozpoznała. Szła kulejąc na lewą nogę.

- Jeśli mogę spytać to po co ci nasza krew? Jeśli już mam zostać dawcą, to wolę wiedzieć.

- Nie domyślasz się? – zapytała.

- Zanim cię zobaczyłam to nie, ale teraz mam pewną hipotezę.

- Mów śmiało dziecko. Jesteś w końcu mądrą dziewczynką. – Wow, zaskakująco miła jest... Ale baba jaga, też była miła i co potem? Chciała ich pożreć! W sumie... ja I Lukas jesteśmy w podobnej sytuacji.

- Być może nasza krew jest Ci potrzebna do utrzymania młodości.

Wiedźma klasnęła w dłonie - Jednak nie jesteś, głupiutka. – roześmiała się. – Tak w rzeczy samej potrzebuje waszej krwi. Tylko widzisz... Zwykła krew wilka nie będzie mi potrzebna, ja chcę krew przeznaczonych.

- Przeznaczonych? – zapytałam, a potem spojrzałam na Lukasa, który miał minę jakby wiedział o co chodzi . – Co masz na myśli?

- To, że ty i ten kundel, byliście sobie przeznaczeni. Jesteście jak dwie połówki tego samego jabłka! Jak szklanka i sok (Hortex). Nie zawsze jednak trafia się, że przeznaczeni się spotkają. Gdyby nie ja, nigdy byście się nie poznali.

- Nie rozumiem.

- Może to odświeży ci pamięć. – wyjęła z kieszeni niebieską bransoletkę.

- Nie... To nie możliwe... - poczułam ucisk w sercu. – Ty... TY SZMATO!

Pobiegłam w kierunku kobiety i rzuciłam się na nią. Ona jednak jednym ruchem mnie powstrzymała i wylądowałam na ziemi. Usłyszałam za sobą krzyk Lukasa...

_______________________________________

Hej! I jak wam się podoba? Mam nadzieję, że jakoś to wyszło. Dajcie znać, czy macie pomysł, do kogo należy bransoletka.

Jako, że zbliżamy się ku końcowi, to myślę, iż następny rozdział będzie niedługo ^.^

Pozdrawiam wszystkich <3


Wilko-krwiści (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now