Rozdział 2: Czy na pewno dam sobie radę...

656 51 9
                                    

Obudziłam się i usiadłam na łóżku. Pierwsza noc w nieswoim domu bywa męcząca. Pomyślałam o gorącej kawie z bitą śmietaną i od razu się rozbudziłam. Zeszłam na dół prosto do kuchni. Sara smażyła naleśniki.

-Dzień dobry Saro- powiedziałam to i usiadłam przy stole. Jestem trochę speszona, ale naleśniki pachną cudownie. Tak wiem, myślę tylko o jedzeniu.

-Witaj Alekso- Sara uraczyła mnie uśmiechem i podała mi talerz pełen naleśników z czekoladą- dobrze ci się spało?

-Tak, łóżko jest bardzo wygodne, a naleśniki super- tak naprawdę średnio spałam, ale naleśniki były pycha.

Nagle do kuchni wszedł Dave. Pocałował Sarę i usiadł przy swoim talerzu .

-I jak się czujesz?- zapytał mnie i zabrał się do jedzenia.

-Dobrze, chciałabym pójść na spacer i trochę poznać miasto.

-To bardzo ładne miasto, ale deszcz i chmury są tu przez cały czas.

- Kocham taką pogodę, wtedy najlepiej mi się myśli.

- W takim razie Blackwell to idealne miejsce dla ciebie.- uśmiechnął się i przełknął solidną porcje naleśników.- Ja już muszę iść, bo ostatnio praca policjanta to ciągłe zgłoszenia. Od miesiąca dostajemy ich naprawdę sporo ... - wstał pogłaskał mnie po głowie, pocałował Sarę, która też zbierała się do wyjścia i poszedł do auta.

-Alekso, zostawiam ci pieniądze na drugie śniadanie i klucz do domu – Sara położyła je na stole, uśmiechnęła się i też wyszła z domu.

Poszłam do łazienki, ogarnęłam się i wróciłam do pokoju. Założyłam czarny T-shirt z napisem „Teen Wolf", dżinsy i glany. Wyjrzałam przez okno. Niebo było spowite białymi chmurami. Naprawdę lubię taką pogodę, jest spokojna i przy niej mogę pozbierać myśli.

Wyszłam z domu i poszłam pustą drogą. Na naszej ulicy znajduje kilka ładnych domków. Miasto tak jak widziałam już, gdy jechałam autem wygląda na spokojne. No cóż, Sara dała mi naprawdę sporą ilość pieniędzy. Weszłam do kafejki „PoP CaFe". Ściany pomalowane były na czarnoczerwone barwy. Białe metalowe stoliki, krzesła obite czarną skórą. Klimat klubu sprzyjał spotkaniom ze znajomymi, ale tak się składa, że nie mam ani jednego. Usiadłam w kącie przy dwuosobowym stoliku. Podszedł do mnie całkiem niezły młody kelner, na oko 17 lat, uśmiechnął się do mnie flirciarsko i podał mi kartę. Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam szperać w menu. Trzeba przyznać, że jest co wybierać. Po chwili przystojniak zjawił się ponownie.

-Czy mogę przyjąć zamówienie?- powiedział szarmancko.

-Poproszę koktajl truskawkowy.

-Już podaję.

Wow, czy ja mu się spodobałam? Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale pierwszy raz spotykam się z czymś takim. Cicho trzasnęły drzwi wejściowe. OMG!!! Właśnie do lokalu wszedł... Czarnowłosy chłopak o pięknych, niebieskich oczach, zaraz zanim dwóch innych. Jeden był blondynem z zielonymi oczami, a drugi miał brązowe włosy i oczy. Potem jeszcze weszły dwie dziewczyny blondynka i szatynka. No, widzę że to cała paczka. Usiedli dwa stoliki dalej. Kelner przyniósł mi moje zamówienie i dodał coś, że mam ładne oczy, ale nie zwróciłam na to uwagi. Gapiłam się na czarnowłosego, aż o mało nie wybiłam sobie oka słomką. Koktajl był rewelacyjny. Zapłaciłam i wyszłam z lokalu. Zatopiona w myślach nie zauważyłam nawet, kiedy wróciłam do domu. Do swojego nowego domu.

Przebrałam się w dresy i poszłam pobiegać po lesie. Biegałam 15 minut, a potem mój spokój zmącił głośny pisk. Pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam dwóch chłopaków dziwnie bladych. Śmiali się i patrzyli na małego szczeniaka. Najwyraźniej znęcali się nad nim. O nie! Nie dam skrzywdzić tego biedaczka. Wyskoczyłam z krzaków (musiało wyglądać to dość zabawnie) i krzyknęłam:

-Zostawcie go w spokoju palanty!!!

Odwrócili się błyskawicznie w moją stronę. Wyglądali na zdziwionych, ale po chwili uśmiechnęli się paskudnie. Jeden się odezwał.

-No, no, no kogo my tu mamy –zaśmiał się - Nie powinnaś chodzić sama po lesie.

-Żaden dupek nie będzie mi mówił, co powinnam robić, a czego nie!!!

-Jaka pyskata- odezwał się drugi, najwyraźniej bawiła go ta cała sytuacja- Lubię takie, one smakują najlepiej.- Pogięło go! Co miało znaczyć „smakują najlepiej".

-O co ci chodzi? Smakuje? Coś z tobą nie tak?

-Zgadzam się, takie ostre, są najlepsze.-zaśmiał się jeden- Już mi ślinka cieknie.

Teraz to naprawdę się przestraszyłam. Gadają o mnie, jak o jedzeniu. Jeden z nich to blondyn, a drugi szatyn. Oboje mają szare oczy, co jest dziwne. Zaczęłam się cofać, nim się obejrzałam, blondyn był za mną i chwycił mnie za ręce i powiedział.

-Dokąd to śliczna?- Zaśmiał się i zimny dreszcz przeszedł mi po karku, gdy zbliżył usta do mojej szyi. - Ahhh ten zapach.- spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się do mnie. Zmroziło mnie, kły mu się wydłużyły. Hallo, czy to jakaś ukryta kamera? Otworzył usta i przymierzył się do ugryzienia. Nagle drugi chwycił go za nogę i rzucił go na drzewo.

-Gdzie z tymi kłami! Ona jest moja, ty zjadłeś tego leśnika!- zaczął krzyczeć szatyn.

- Leśnik to sama skóra i kość, tyle w nim krwi, co w kałuży po mżawce - krzyczał rozgniewany blondyn.

-Trudno, będziesz głodny, jej nie zjesz!- kłótnia przerodziła się w walkę.

Wykorzystałam sytuacje i cicho zwiałam. Ciekawe, kiedy się z orientują, że mnie nie ma... Powiedziałam to w złą godzinę. Drogę zagrodził mi szatyn, a za mną stanął drugi. Blondyn chwycił mnie za gardło i rzucił o ziemie. Uderzyłam głową o kamień, zrobiło mi się słabo, chyba zaraz zemdleję... Poczułam, jak ciepła ciecz spływa mi po twarzy. Usłyszałam coś dużego biegnącego w naszym kierunku. Wampiry (chyba każdy domyślił się, że ci dwaj to krwiopijcy) zaniepokoiły się, bo przybrały pozycje obronne. Zobaczyłam, jak z za drzewa wyskakuje duży, czarny wilk. Potem straciłam przytomność...

_____________________________________________________________________________________

Hej i jak wam się podoba nowy rozdział? Mam nadzieję że bardzo, akcja się rozkręca. Rozdziały będę  dodawać co 3-4 dni. :-D
          Pozdrawiam Aleksa :-)

Wilko-krwiści (ZAKOŃCZONE)Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin