Rozdział 6: Początki są trudne...

492 44 2
                                    

Nawet nie wiem jak ma na imię ten dryblas, ale on już chciał się ze mną umówić. Znam takich jak on, myślą że jak mają mięśnie to mają też wszystkie dziewczyny. Żałosne! Ja nie jestem łatwa.

Doszłam do drzwi z napisem "Sekretariat". Zapukałam i weszłam. Zapach kawy i miętówek unosił się w powietrzu. Przy biurku siedziała siwa pani z okularami powiększającymi jej oczy. Najwyraźniej mnie nie zauważyła bo cały czas grzebała w komputerze. Chrząknełam. Dalej nic.
-Przepraszam- ona chyba nie słyszy- Przepraszam!
Kobieta spojrzała na mnie i jeszcze bardziej rozszerzyła oczy.
-Witaj młoda damo- powiedziała staruszka- W czym mogę pomóc.
-Nazywam się Aleksa Rogers, właśnie zaczęłam chodzić do Blackwell High i chciałam odebrać plan zajęć i klucz do szafki.
-Klucz do szafki...? Ahh klucz! O tak, już daje. Jak się nazywasz dziecinko?
-Aleksa Rogers.
Staruszka otworzyła szufladę i wyjeła z niej kartkę do której dołączony był mały kluczyk.
-Proszę dziewczynko- mówiąc to podała mi kartę i kluczyk. Podziękowałam i wyszłam.

Rozejrzałam się po korytarzu, szukając Balli i Lukasa. Nigdzie ich nie było. Trudno. Spojrzałam na kartę. Numer mojej szafki to 72. Poszłam korytażem, wodząc wzrokiem po szafkach. 70, 71, 72...jest! Otworzyłam ją, wypakowałam książki i zeszyty. Spojrzałam na plan. Teraz fizyka, wzięłam potrzebne rzeczy na lekcje i trzask!!!
-Cześć śliczna- powiedział to ten dryblas co zaczepił mnie chwilę temu- Dałem ci trochę czasu do namysłu i co z naszą randką.
-Nico, nigdzie się z tobą się nie wybiorę i daj mi spokój.
-Wiesz że i tak nie odpuszczę.
-Wiesz że i tak nie ulegnę.
Dryblas (nie znam imienia, więc nazwę go tak) odszedł z nie zadowoloną miną. "Nareszcie sobie poszedł " pomyślałam. Fizyka jest w klasie 22. Znów idę korytarzem tym razem do klasy gdy drogę zagrodziła mi farbowana blondyna w bluzeczce bez ramiączek, krótką spudniczką i nienaturalnie dużym biustem.
-Hej, ty nowa!- krzyknęła
-Nie krzycz, głuchą nie jestem!
-Masz się odwalić od Chrisa, on jest mój!- cały czas krzyczała, a głos miała tak piskliwy jakby się helu na wdychała.
-Chodzi ci o tego kmiota co mnie podrywał.
-On nie jest kmiotem!
-Mówię ci że nie jestem głucha a może to ty źle słyszysz. Co do tego twojego Chrisa to nie jestem zainteresowana.
-Nie wierzę ci, widziałam jak patrzysz na niego.
-Z wściekłością i odrazą, uwierz mi nie jestem z a i n t e r e s o w a n a.
- Pffff, kto by nie był zainteresowany Chrisem- podniosłam rękę do góry- Przecież on ma takie mięśnie, ahhh.
-Może ciebie kręcą faceci na sterydach ale mnie nie.
-Mam cię na oku, nie kombinuj.
Zażuciła blond włosami i odeszła. Westchnęłam i udałam się do klasy. Tam czekała na mnie Balla.
-Gdzieś ty była?-spytała.
-Najpierw podrywał mnie jakiś Chris a potem miałam małą utarczkę z jakąś nienaturalną blondi.
-A to Angela, nasza szkolna barbie. Nie ma co się nią przejmować ma inteligencję cegły.
-Nie obrażaj cegieł one są potrzebne.- obie zaczełyśmy się śmiać.
Zadzwonił dzwonek i z klasy wyszła nauczycielka, pokazując nam że mamy wejść do środka.
Usiadłam obok Balli. Nigdzie nie widziałam Lukasa ani reszty jego paczki której nie znam.
-Balla, gdzie jest Lukas i reszta?-zapytałam szeptem aby nauczycielka nie zwróciła uwagi.
-Nie wiem.- najprostsza odpowiedź
-Jak to nie wiesz.
-Tak to nie wiem.
- A reszta? No wiesz Amber, Matt, Se...
-Jejku! No nie wiem!
-Dobra, nie bulwersuj się tak, już koniec pytań.
-Dobra a teraz muszę się uczyć bo fizyka to moja pasja.
Kiwnełam tylko głową. Całą lekcje przesiedziałyśmy w ciszy.
Lubię fizykę, ale na lekcjach organizacjyjnych zasypiam. Z nudów wybawił mnie dzwonek na przerwę. Nadal zastanawia mnie to czemu nie ma Lukasa i reszty?

Ja i Balla wyszłyśmy na boisko szkolne. Większość uczniów siedziało pod drzewami z nosem w podręczniku albo pogrążonym w rozmowie. Natomiast my usiadłyśmy na ławce obok najładniejszego (moim zdaniem) drzewa. Balla wyjeła książkę od chemia i zaczęła wertować kartki. Oparłam głowę o rękę i pogrążyłam się w myślach. Dawno nie wspominałam rodziców, choć śnie o nich co noc. Przypomniałam sobie ciepły uśmiech mamy i dobrotliwą twarz taty. Nim się spostrzegłam po policzku poleciała mi kilka łez. Balla skierowała głowę w moją stronę.
-Co się stało?- zapytała, po czym wyjeła chusteczke i wręczyła mi ją.
-Rodzice- otarłam łzy- Wspomnienia o nich bolą.
- Naprawdę?
- Kiedyś myśląc o nich czułam się lepiej, ale teraz...brakuje mi ich.
Balla przytuliła mnie mocno.
-Wiem co to znaczy utrata rodzica, mój tata zginął na wojnie w Iraku, ale ty straciłaś oboje rodziców.
-Dziękuję.- szepnęła
-Za co?
-Za to że jesteś dla mnie jak prawdziwy przyjaciel.
"Znalazłeś przyjaciela, skarb znalazłeś" pomyślałam.

:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Hej nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale liczę na gwiazdki
Pozdrawiam Aleksa :-D



Wilko-krwiści (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz