rozdział 17

287 46 51
                                    

*OA: To już drugi, jaki dzisiaj dodaje, więc sprawdź, czy przeczytałeś poprzedni!*

Luke

- Mike, ale ja nie jestem jeszcze pełnoletni. - Przeraziłem się, gdy zobaczyłem dokąd czerwonowłosy mnie ciągnie. Stanęliśmy przed budką z piwem i innym alkoholem. - Michaeel... - przedłużyłem.

- Och, nie marudź. Nikt cię nie sprawdzi.

Czerwonowłosy uśmiechnął się miło w stronę kasjera. Wydawało mi się, że zna go bardzo dobrze.

- To, co zwykle? - Kasjer mrugnął w stronę Mike'a. Ten zaśmiał się i skinął. Miałem rację.

Zielonooki podał mi czerwony kubek z przezroczystą substancja w środku. Czemu to zawsze są czerwone kubki?

- Mike, ja... nigdy nie piłem - wyznałem cicho, chociaż na tyle głośno, by mnie usłyszał.

- Zawsze musi być ten pierwszy raz. - Usmiechnął się zachęcająco. - Jak nie chcesz, nie musisz - odparł po chwili.

Ale nie posłuchałem go, już piłem dużymi łykami przezroczysty płyn. To była słabo rozcieńczona wódka z czymś, czego nie znałem. Ogólnie sprawiło na mnie dobre wrażenie, dopóki nie skończyłem pić. Czułem, jakby ktoś wsadził mi płonącą zapałkę do gardła. Moją twarz objął grymas zniesmaczenia.

Minęło kilka chwil i owe uczucie zniknęło, a na jego miejscu pojawiła się błoga rozkosz. Szedłem jakby ktoś mnie unosił i odjęło mi większość problemów. Wszystko zniknęło, została tylko radość i chęć ciągłego śmiechu.

Mike upijał powoli kolejnego łyka patrząc się na mnie uważnie. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, jak wyglądałem. Stałem i z zazdrością wlepiałem wzrok w alkohol Michaela. Wtedy do głowy wpadła mi jedna myśl.

Porwałem kubek chłopaka i wypiłem wszystko duszkiem do dna. Obrzucił mnie zaskoczonym i lekko przerażonym spojrzeniem. Zrobiłem maślane oczka oraz usmiechnąłem się niewinnie.

- Lu, przystopuj. - Dotknął mojego ramienia. Nie słuchałem go, tylko rozglądałem się za kolejnym alkoholem. Wpadłem w jakiś szał, krótkie uzależnienie.

- Mikiś, kotku... - czknąłem - daj mi jeszcze coś dobrego. - Czerwonowłosy popatrzył na mnie dziwnie, jakby toczył wewnętrzny konflikt. Pewnie myślał, jak zdobyć kolejnego drinka, to na pewno to. Czknąłem ponownie. Pokręcił z dezaprobatą głową. - Prooszę, Mikey! - Zarzuciłem ręce na jego ramiona.

- Jasne, Luke. Chodź - powiedział oschle i pociągnął mnie za rękę.

- Ała, Mike'uś, nie tak ostro - zachichotałem zakrywając usta dłonią.

Czerwonowłosy przewrócił oczami i wymamrotał coś w stylu "zanotować - nigdy więcej alkoholu Luke'owi".

Usiedliśmy gdzieś na odosobnieniu. Oparłem się o Michaela.

- Jesteś niewyobrażalnie miękki - szepnąłem. - I tak ładnie pachniesz. Twoje policzki nadają się tylko do szarpania. - Usiadłem na nim okrakiem. Sam nie wiedziałem, co siedzi w mojej głowie. Po prostu robiłem wszystko, co mi przyszło na myśli bez jakiegoś większego zastanowienia.

Złapałem dłońmi za jego biodra Pochyliłem się nad jego ustami i sapnąłem głośno. Oparłem swoje czoło o jego.

Wtem usłyszałem swój drugi ukochany zespół. Zeskoczyłem z nóg Michaela i stanąłem prosto. Przynajmniej wydawało mi się, że stoję prosto.

Zacząłem drzeć się na całe gardło, bo nie można było nazwać tego śpiewaniem. Zrobiło się tak gorąco, że zostałem zmuszony do pozbawienia się mojej koszulki. Rzuciłem ją gdzieś w stronę Michaela, a może w drugą? Nie obchodziło mnie to. Zacząłem tańczyć, sam się dziwiłem, jaki byłem wygimnastykowany. Zwinnie poruszałem się do muzyki. Usłyszeć swoją ulubioną piosenkę na żywo to piękne uczucie.

Czerwonowłosy wstał i podszedł do mnie leniwym krokiem. Obróciłem mnie przodem do siebie. Jego ciepłe dłonie objęły moją nagą klatkę piersiową. Zdjął przez głowę jasny sweter i założył go mnie. Teraz stał przede mną w czarnym t-shirtcie. Kątem oka dostrzegłem swoją koszulkę, która wylądowała w jakimś błocie.

- Zmarzniesz - mruknął chrapliwym głosem. Przeszły mnie ciarki, a on chyba to zauważył. - Widzisz?

Pokiwałem potwierdzająco głową. Wtuliłem się w tors niższego chłopaka, a czerwonowłosy objął mnie swoimi silnymi ramionami. Jego zapach działał na mnie silniej niż alkohol.

Godzinę później zacząłem powoli odzyskiwać świadomość. Wątroba powoli przefiltrowała większość alkoholu z mojej krwi.

Blink-182 dalej tkwiło na scenie, ale już nie zachwycałem się tym. Głowa mnie rozsadzała od środka, czułem się jakby mój mózg wyplynął przez uszy. Miałem ochotę zwymiotować.

Michael stał w kolejce, by kupić mi wodę. Wkrótce później postawił przede mną butelkę, a ja wydudniłem wszystko kilkoma łykami.

- Przepraszam, nie wiem, co we mnie wystąpiło. - Otarłem wierzchem dłoni usta.

- Nic się nie stało. To moja wina - zaśmiał się trochę nerwowo.

- No coś ty, nie musiałem tego pić, a jednak.

- To dlaczego wypiłeś? - Uniósł brwi w górę.

Nie znałem dokładnej odpowiedzi na to pytanie, więc tylko wzruszyłem ramionami.
- Chciałem spróbować.

- Następnym razem nic ci nie dam, a nawet jeśli, to nie chcę być w pobliżu - zaśmiał się głośno. - Obśliniłeś mi połowę szyi, a potem zwróciłeś do kubła na śmieci!

- Och, no tak. - Czułem, jakby wydarzyło się to w innej rzeczywistości. - Przepraszam.

- Nic się nie stało - powtórzył.

Wpatrywałem się w swoje jakże piękne dłonie. Przygryzłem nerwowo wargę. Chciało mi się płakać, a zarazem skakać z radości. Po raz kolejny nie wiedziałem czemu. Alkohol nie wyparował ze mnie.

Może moim marzeniem było uczestniczyć w Soundwave Festival, ale dzisiaj nie czułem się na siłach, by nawet o tym pomyśleć. Raczej takie klimaty nie były przeznaczone konkretnie dla mnie - cichego, zakompleksionego introwertyka. Dlaczego próbowałem sobie wmówić, że było inaczej?

Za to Michael pasował tu idealne - razem ze swoimi czerwonymi włosami tworzył idealny wzór koncertowicza.

Nie chciałem robić mu przykrości, ale wolałbym wrócić do pokoju.

Gdy wypiłem pierwsze łyki drinka, moje problemy, ostatnie złe wspomnienia odjęło. A teraz wszystko wróciło ze zdwojoną mocą. Moje serce obciążył smutek i żal po stracie Rose. Gdyby nic się nie wydarzyło bylibyśmy dalej razem szczęśliwi. Gdybym nie był tchórzem. Gdybym po prostu to zrobił. Ale nie mogłem bawić się w "co by było gdyby...". Wszystko już się wydarzyło, a ja byłem jaki byłem, zrobiłem, co zrobiłem. Co nie znaczy, że tego nie żałowałem. 

Cholera, poczucie winy z dzieciństwa wraca.

Michael zauważył moją zamyśloną minę. Ocknąłem się i zdałem sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy:

Michael był najlepszym chłopakiem, jakiego poznałem, ale pojutrze miałem lecieć do domu, a wtedy nasze drogi rozejdą się na dobre. Zabolało mnie to piekielnie, bo naprawdę go polubiłem. Może nawet bardziej od Caluma.

Moje oczy zaszkliły się pod wpływem napływających łez.

*
Ferie! *mam taki super zaciesz, bo dzisiaj poniedziałek i nie musiałam wstawać do szkoły!* 

Chciałabym coś tu napisać, ale nie mam pojęcia co.

Ten także dodaje z telefonu, więc literówki lub błędy autokorekty mile widziane. Poprawię na laptopie, jak wreszcie wrócę do domu.

Po prostu - jutro kolejny rozdział.

Trzymajcie się, ily x

suitcase | muke fanfictionWhere stories live. Discover now