rozdział 7

330 58 50
                                    

Luke

Gdy wszedłem do pokoju zastałem przeuroczy widok. Ashton i Calum leżeli podparci o ścianę i oglądali razem coś na telefonie. Przynajmniej wiedziałem, że nie mają problemu z nowymi przyjaźniami. Uśmiechnąłem się do nich wesoło.

Usiadłem na własnym łóżku i włożyłem ręce do kieszeni. Nie wiedziałem, co mam robić. Poszukiwania właściciela walizki zakończyły się z satysfakcjonującym skutkiem. Satysfakcjonującym? Może nie do końca.

Po opuszczeniu pokoju Michaela czegoś mi zabrakło, ale nie byłem do końca pewny, o co mi chodziło. Znałem chłopaka kilka godzin, a czułem, jakbyśmy przyjaźnili się od dziecka. Prawdopodobne, że znalazłem w nim bratnią duszę.

Wyjąłem telefon ze spodni. Od razu przypomniała mi się rozmowa z moją dziewczyną – mówiła, że przyjęli ją do wymarzonej szkoły. Rose była ode mnie rok starsza, wspominałem o tym? Ale to tylko głupie osiem miesięcy różnicy. Wspomniała, że zadzwoni wkrótce, bo się spieszyła. Ciekawiło mnie dokąd, ale nie mogłem spytać w obecności Michaela.

Ashton wyszedł po dwudziestej drugiej, chyba przypadło mu do gustu towarzystwo Caluma. Na pożegnanie cmoknął mulata w policzek. Zachichotałem lekko, gdy brązowooki dotknął tego miejsca z rozmarzoną miną. Nie wiedziałem, że on też wolał facetów. Może dlatego pokłócili się z Caroline?

Podszedłem do walizki, z której mogłem wyjąć swoją piżamę. Brakowało mi moich ubrań, te Caluma były za duże. Czmychnąłem do łazienki.

Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Miałem swój żel do mycia, ale podkradałem Cal'owi. Jego pachniał truskawkami.

Mimo, że przytulałem się do Pana Pingwina, nie mogłem zasnąć. Był moją ukochaną maskotką, drugim przyjacielem. Tak, wiedziałem, że to okropnie dziecinne, ale kochałem go całym serduszkiem. Przytuliłem się mocniej do pluszowego pingwinka.

Moje myśli krążyły wokół Michaela, jego uśmiechu i z jaką łatwością się poruszał. Ja byłem straszną gapą.

Długo jeszcze czekałem na telefon od Rose, ale na marne. Ne zadzwoniła do mnie więcej, nie odpowiedziała na SMS'y. Chciałbym ją zobaczyć i przytulić. Tęskniłem za nią.

Calum chrapał głośno na łóżku obok. Zasłoniłem głowę poduszką, modląc się, że to go zagłuszy. Przeklinałem siebie w duchu, że nie wziąłem słuchawek z domu.

Rano wyrwał mnie ze stanu pół-snu dziwny szmer. Otworzyłem oczy przywracając się na drugi bok. Calum suszył włosy w łazience. Dziwiłem się, czemu to robi, bo przecież nie musiał. Wygramoliłem się z pościeli i wbiłem do toalety. Drzwi były, oczywiście, otwarte. Brunet siedział na zamkniętej klapie kibla i machał suszarka we wszystkie strony.

- Co ty robisz? - krzyknąłem.

- CO? - zawołał głośniej. Miał tępy wyraz twarzy, kontynuował machanie urządzeniem.

Podszedłem do kontaktu i odłączyłem kabel suszarki.

- LUKE! - oburzył się. - Przerwałeś mi suszenie powietrza.

Popatrzyłem na niego z otwartymi oczami.

- Że co? - Rozdziawiłem usta. Zmierzył mnie wzrokiem, który mówił "głuchy jesteś?". - Idiota - mruknąłem.

Skoro tkwiłem już całkowicie rozbudzony w toalecie, postanowiłem się ogarnąć. Chwyciłem szczoteczkę do zębów i pastę. Przez całą czynność mycia zębów Calum gapił się na mnie.

- Czego? - wybełkotałem z pianą w ustach. Trochę pociekło po mojej brodzie i skapnęło na podłogę.

- Nic - mruknął niewyraźnie. Podrapał się po karku i zrobił krzywą minę. - No dobra, powiem ci, jak tak nalegasz. - rzekł udając obrażonego. - Myślę, że powinniśmy spotkać się z Michaelem.

Zakrztusiłem się, przez co połknąłem większość pasty. Krztusiłem się jeszcze bardziej.

- Po co? - spytałem zdziwiony.

- Tak jakoś. - Wzruszył ramionami.

- Cal, przez te cztery okropne lata nauczyłem się całej twojej mimiki. Przestań kłamać i mów o co chodzi. - Wypłukałem usta wodą i wyplułem ją do zlewu. Brunet zaczął wiercić się niespokojnie.

- Bo... - zaczął zawstydzony. Spuścił głowę i zaczął bawić się swoimi palcami. Mimo jego ciemnej karnacji, widziałem, jak się zarumienił. - UmówiłemsięzAshtonem - wypalił na jednym wydechu.

Wyglądał uroczo, jak siedział taki skulony przede mną. Położyłem mu dłoń na plecach i pogładziłem lekko. Próbowałem dodać mu otuchy. Nie musiał się przede mną niczego wstydzić i dobrze o tym wiedział, ale rozumiałem, że ta sytuacja była dla niego nowa.

- Idziesz na randkę z Ashtonem i chcesz żebym poszedł z wami? – Zmarszczyłem brwi. – To trochę nie w porządku.

- Właśnie o to mi chodzi. Ashton powiedział, że możemy się spotkać, ale boję się, że weźmie Michaela, wiec cię poprosiłem, bo... - wydukał. Zacząłem przypatrywać mu się uważniej. Jego serce biło szybciej, miał napad tysiąca myśli na sekundę i... bał się.

- Mam odciągnąć Mike'a, żebyś mógł być sam na sam z Ashem – dokończyłem za niego. Calum pokiwał z wdzięcznością głową.

Umówiliśmy się z chłopakami przed hotelem. Słońce zaczęło pomału zachodzić, przez co zrobiło się ciut chłodniej. Ogólnie dzisiejszy dzień nie był już tak upalny. Musiałem wziąć ze sobą cienką bluzę, tak w razie gdybym zmarzł.

Wyszliśmy przez drzwi główne i od razu rzuciły się nam sylwetki tej dwójki. Ashton stał cały rozpromieniony i wyglądał, jakby cieszył się najmniejszą rzeczą. Z kolei Mike przypominał mnie – stal podpart o lampę uliczną i sprawiał wrażenie, że został przyciągnięty tu siłą. Przynamniej tak mi się wydawało, bo gdy nas zobaczył także się uśmiechał. Odwzajemniłem mu tym samym.

Zwróciłem uwagę na jego strój, nie wyglądał jak ostatnim razem. Miał na sobie jeden ze sweterków, które widziałem w jego walizce i czarne, obcisłe rurki. Wyglądał bardzo dobrze, nawet... atrakcyjnie? Tak chyba mogłem to nazwać.

Podeszliśmy do nich wolnym krokiem. Patrzyłem Mike'owi prosto w oczy i się uśmiechałem. Chłopak skanował mnie także wzrokiem, ale niezbyt mi to przeszkadzało.

- Hej – przywitał się Calum. Był nieco speszony, ale jego policzki dalej przykrywał wielki rumieniec.

Zostawiłem przyjaciela z Ashem i podreptałem do Michaela. Stał dalej podparty o latarnie, a jego czerwone włosy połyskiwały lekko. Sprawiało to niesamowite wrażenie. Zazdrościłem chłopakowi, że dostał tak wspaniałe geny.

Miał niewzruszoną minę, z której jednoznacznie mogłem wyczytać obojętność na wszystko.

- Tobie też kazał się pojawić? – mruknąłem cicho w jego stronę. Starałem się, żeby tylko on to usłyszał.

Kiwnął lekko głową. – Oni prowadzą jakąś grę – powiedział. – Jakby nie mogli się po prostu ze sobą spotkać, a nie mieszać w to nas. Nie chcę tu być.

Wzruszyłem lekko ramionami. To, co powiedział było prawdą, ale dla Caluma zrobiłbym wszystko. Nie odezwałem się, tylko popatrzyłem, jak pozostała dwójka chichocze do siebie. Za chwile zaczęli się oddalać, jakby zapomnieli o moim i Michaela istnieniu.

- Przepraszam, nie mam humoru – burknął Michael, a ja rzuciłem mu wyrozumiałe spojrzenie.

Michael wydawał się wczoraj być innym człowiekiem – radosnym czerwonowłosym nastolatkiem, który sprawiał wrażenie, że ze wszystkiego się cieszy. Dzisiaj był nadąsanym chłopakiem z fochem na świat.

Calum z Ashtonem oddalili się z zasięgu naszego wzroku, a ja zachichotałem na myśl, że bardzo się sobą zauroczyli. Wydawało mi się to bardzo dobre dla Caluma – przez ostatnie miesiące był wrakiem przez Caroline. A jeśli byłby wrakiem także i przez Asha, udusiłbym blondyna na miejscu. Chciałem tylko szczęścia Caluma.

Z zamyślenia wyrwało mnie moje imię wypowiadane przez czerwonowłosego.

- Idziemy gdzieś? – spytał, a ja się zdziwiłem. Przed chwilą nie miał na nic ochoty. Jego humor bardzo szybko się zmienia. Pokiwałem ochoczo głową.

*
Mam zamiar wstawić dzisiaj jeszcze jeden, więc trzymajcie kciuki, żeby mi się to udało.

suitcase | muke fanfictionWhere stories live. Discover now