rozdział 12

312 52 28
                                    

*od autorki*  sprawdźcie, czy na pewno przeczytaliście poprzedni.

Michael

Blondyn ociągał się bardziej niż ja, kiedy miałem zrobić pracę domową. Ciągnąłem go w stronę Victoria Parade.

- Nie byłeś jeszcze w Melbourne, prawda? – spytałem dość głośno, by usłyszał mnie tam z tyłu. Spojrzałem przez ramię na niego. Pokręcił przecząco głową. Miał zmarszczone brwi i stawiał opór.

- Nie chce mi się nigdzie iść – zaskomlał.

- Nie będziesz musiał chodzić. – Wzruszyłem ramionami i ciągnąłem go dalej. W sumie, musiało wyglądać to śmiesznie. Trzymałem za rękę wiotkiego, długiego siedemnastolatka, który mimo wzrostu wyglądał dużo młodziej. Szedłem kilka kroków przed nim, dzieliła nas odległość naszych ramion.

- Michael – jęknął, gdy zacisnąłem się mocniej na jego nadgarstku. Weszliśmy akurat w tłum ludzi i nie chciałem, by Luke się zgubił.

- No to przyspiesz, co za problem – syknąłem. – Do czego masz te długie nogi? – Wywróciłem oczami.

- Zwolnij, do czego masz te parówkowate nogi? – Poczułem, jak próbował pociągnąć mnie w jego stronę. Nie udało mu się, bo nie oszukując – ja byłem dość wysportowany, a on chuderlawy.

Dałem mu za wygraną i zrównałem krok z jego. Wydawał się być zadowolonym z siebie. Przejechałem ręką z nadgarstka do palców. Złączyłem nasze dłonie.

- Mógłbyś mnie puścić – burknął pod nosem.

- Jeszcze mi uciekniesz. – Uśmiechnąłem się krzywo. – Poza tym, masz zimne ręce, ktoś musi je ogrzać.

Na dworze temperatura utrzymywała się w granicach szesnastu stopni. Było to normalne. Czasem w Melbourne pojawiały się cztery pory roku każdego dnia.

Chodziło mi głównie o dotyk Luke'a. Podobało mi się, w jaki sposób na mnie działał. Polubiłem czuć te miłe ciarki oraz ucisk w podbrzuszu.

- Jesteśmy – oznajmiłem po piętnastu minutach. Staliśmy na zatłoczonym chodniku przy Victoria Parade, a dokładniej – przy zatłoczonym przystanku.

- Jedziemy gdzieś? – Luke uniósł brwi. Nie odpowiedziałem nic, tylko poczekałem, aż tramwaj przyjedzie. – Czy to City Circle Tram? – Otworzył szeroko oczy. – Zawsze chciałem się nim przejechać! – pisnął jak dziewczynka, a ja się zaśmiałem.

Wsiedliśmy do starego czerwonego tramwaju. Usiedliśmy na skórzanej kanapie na samym końcu. Przepuściłem Luke'a pod okno.

Blondyn zachwycał się każdym obiektem, który mijaliśmy. Siedział z otwartą buzią i nie spuszczał wzroku z budynków, samochodów, przechodniów.

- Wysiadamy – mruknąłem do jego ucha. Chłopak ocknął się po kilku sekundach.

- Tak szybko? Nie minęło dwadzieścia minut. – Wydął smutno usta.

- Jeszcze będziemy nim wracać, teraz czeka nas mały spacer.

Wysiedliśmy na La Trobe Street. Miałem w głowie cały plan miasta, bo często tu przylatywałem. Kiedyś mieszkała tu moja ciocia, u której spędzałem całe wakacje, ale zmarła w tamtym roku.

Starałem się iść tempem Luke'a, ale moje nogi odmawiały posłuszeństwa ciągle przyspieszając. Nie trzymałem go już za rękę, czego mi brakowało. Szliśmy we dwoje w milczeniu.

Luke rozglądał się we wszystkie strony, jakby chciał zapamiętać wszystko, co zobaczy. Szedł z głową w chmurach, bałem się, że zaraz naprawdę gdzieś zniknie.

- Tędy. – Zaprowadziłem go w kilka mniejszych, mniej zatłoczonych uliczek.

Stanąłem przed maleńką kafejką. Uśmiechnąłem się miło do kasjerki. Ta wyszła zza lady i przytuliła mnie.

- Cześć. Dusisz mnie – zaśmiałem się, a dziewczyna się odsunęła.

- Nowy kolor włosów, Mike? – Wyszczerzyła się. – Niedługo wszystkie stracisz i wyłysiejesz przed trzydziestką.

Pacnąłem ją w ramię. Nic się nie zmieniła, taką ją zapamiętałem – wesołą dziewczynę z milionem kolorowych warkoczyków i dredów na głowie.

- Stęskniłam się za tobą. Ile minęło? Sześćdziesiąt lat? - Wywróciłem oczami i zmarszczyłem nos. Faktycznie, nie widzieliśmy się przez cały rok.

- Luke – odwróciłem się w stronę blondyna – poznaj Renę, moją przyjaciółkę.

Uścisnęli sobie dłonie, ale Luke wydawał się jakiś niemrawy.

- To, co zwykle? – spytała nas Rena, a ja pokiwałem głową.

Usiedliśmy przy jedynym stoliku, jaki tu był. Wspominałem, że to była naprawdę maleńka kafejka, ale za to mieli tu najlepszą kawę na całym świecie.

- Jo, zastąp mnie na kasie! – Usłyszeliśmy krzyk mojej przyjaciółki, a za chwilę postawiła przed nami plastikowe kubki. Sama dosiadła się naprzeciwko mnie. – Jutro Soundwave Festival – rzuciła w naszą stronę. – Idziecie?

Pokiwałem energicznie głową i spojrzałem na Luke'a. On także się wybierał. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo właśnie nadarzyła się okazja do spędzenia kolejnego dnia z niebiańskookim.

*
Szkoła mnie wykończy, chcę już ferie. Mimo, że to ostatni tydzień, to mamy więcej nauki niż kiedykolwiek.
Postaram się napisać dziś trochę więcej rozdziałów, by mieć, co dodawać przez cały tydzień.

Trzymajcie się cieplutko i uczcie pilnie  x x

suitcase | muke fanfictionWhere stories live. Discover now