14

632 62 7
                                    

Justin's POV

– Wybacz, że pytam, Sherlocku, ale po co ją nadal ze sobą wieziemy? I jaki jest plan? Od godziny jedziesz do granicy, a nie masz ani paszportu, ani planu, ani pewności, że dziewczyna mówi prawdę.
– Nie potrzebujemy paszportu, by wjechać do Meksyku.
– No tak, geniuszu. Potrzebujemy go tylko po to, by z niego wyjechać, ale kto by się tym przejmował, gdy twoja ukochana ma kłopoty.
– Masz z tym jakiś problem? – spytałem kpiącym tonem, odwracając głowę w jego stronę. – Wycofujesz się? Masz cykora? – uniosłem brew, cytując jego słowa i zaśmiałem się nerwowo, gdy nie odpowiedział. – Sądziłem, że mi pomożesz, Jack.
– Nigdy nie byłem na takiej akcji, J, nie wiem, czy dobrze robimy, szukając jej na własną rękę.

Przewróciłem oczami, słysząc jego odpowiedź i zatrzymałem się na poboczu, gdy GPS w komórce powiadomił nas o zbliżającej się granicy z Meksykiem.

– Przypomnij mi, jakim cudem twoja firma działa? Jesteś głównym dowodzącym, a pękasz, gdy sprawa wymaga nieco odpowiedzialności?
– Prowadzę cholerną firmę detektywistyczną, nie pieprzone FBI, Justin! Jesteś pewien, że dobrze robisz, wjeżdżając bez dokumentów do obcego kraju? Masz w ogóle pewność, że Rachel właśnie tam jest? Może ta siksa to tylko podpucha, która miała dać porywaczowi dodatkowe cztery godziny!

Przetarłem twarz dłońmi, wzdychając głośno i wysiadłem z samochodu, trzaskając drzwiami. Wiedziałem, że istnieje taka możliwość, ale nie dopuszczałem do siebie tej myśli, chciałem po prostu jak najszybciej odzyskać Rachel. Oparłem się o samochód i wyciągnąłem paczkę papierosów z kieszeni, a z niej zapalniczkę i fajkę, którą płynnym ruchem włożyłem między wargi, a końcówkę podpaliłem. Nienawidziłem uczucia bezradności, nienawidziłem nie wiedzieć, na czym stoję i nienawidziłem nie wiedzieć, co ze sobą zrobić. Gdybym nie postanowił dać upustu emocjom, nie wysiadłaby z samochodu i teraz byłaby cała i zdrowa, siedziałaby w mieszkaniu i narzekałaby na uciążliwych kolegów z pracy. Gdybym nie pozwolił jej wysiąść, miałbym kilka dni więcej na wymyślenie konkretnego planu działania. Teraz nie miałem ani czasu, ani planu. Ani zielonego pojęcia, gdzie Rach może być.

– Równie dobrze można ją odstrzelić, nie piśnie słówka. Och i jest od nich. Mogłem się z tobą założyć – spojrzałem na Jacka, który stanął przede mną i wyjął mi spomiędzy palców papierosa, a następnie sam się nim zaciągnął.
– Powiedz mi, co mam zrobić, Jack. Czuję się naprawdę bezużyteczny w tym momencie.

Mężczyzna wypuścił wolno dym nikotynowy z płuc i uniósł głowę, by spojrzeć w niebo.

– Nie mam, kurwa, pojęcia. Na twoim miejscu nie angażowałbym się w tę sprawę, a pozwolił działać komuś bardziej doświadczonemu...
– Jestem doświadczony – przerwałem mu, na co ten przewrócił oczyma.
– Spójrz prawdzie w oczy, dzieciaku. Pracujesz dla mnie niecałe cztery miesiące, od samego początku byłeś z tą sprawą nigdzie i powinieneś zgłosić to policji – powiedział, oddając mi papierosa i wsunął dłonie do kieszeni skórzanej kurtki. – Wziąłem Cię, bo jesteś bystry, ale im dłużej z tobą pracuję, widzę, że masz nie po kolei w głowie. Zrób porządek tutaj – dotknął palcem głowy, nie spuszczając ze mnie wzroku. – A potem wróć. Tymczasem ja zadzwonię po psy.
– Co masz na myśli, mówiąc, że mam nie po kolei w głowie?
Jack odszedł kawałek i kopnął kamyk, zastanawiając się nad doborem słów.
– Rachel mówiła mi o twoich dziwnych zachowaniach. Wychodzisz w środku nocy, by szukać nieistniejącego kolesia. Szybko stajesz się nerwowy, gdy ktoś o tym wspomni. Jak dla mnie zakrawa to o schizofrenię.
– Pierdol się, Jack – mruknąłem zirytowany, rzucając niedopałek na ulicę i wsiadłem do samochodu. – A Ciebie, mała łajzo, odwiozę prosto na komendę policji – powiedziałem, odwracając się do dziewczyny siedzącej na tylnym siedzeniu.

[•]

Czekałem w klaustrofobicznie maleńkim pomieszczeniu, ze skrzyżowanymi rękami na piersiach, na policjantkę, która miała spisać moje zeznania i wszcząć odpowiednie działanie. Po dłuższej chwili zerknąłem zirytowany na zegarek i powtarzałem sobie w myślach, że wszystko przedłuża się ze względu na dziewczynę, którą przywiozłem i fakt, że dochodziła piąta rano.

Nie minęło kilkanaście sekund, a do pokoju weszła młoda kobieta i zajęła miejsce naprzeciwko mnie, po drugiej stronie biurka. Podałem jej wszystkie dane, o które prosiła, opowiedziałem jej w dużym skrócie, choć nie pomijając niczego istotnego, o co chodzi, a ta po spisaniu wszystkich moich słów podziękowała mi za przekazanie sprawy w ręce policji i poradziła wrócić do domu, by wypocząć.

Po upływie pięciu minut od skończenia przesłuchania wyszedłem z niewielkiego budynku i przetarłem zmęczone oczy, po czym rozejrzałem się, szukając wzrokiem taksówki. Nie czekając długo, podszedłem do pojazdu i wsiadłem do niego, podając kierowcy adres.

Nie miałem ochoty na słuchanie jego durnych historyjek o tym, kogo to nie woził, nie miałem ochoty na zwierzanie mu się, a z całą pewnością nie miałem ochoty siedzieć z założonymi rękami. Jedynym problemem był mój mózg, który zdecydowanie miał dość tej sprawy i wszystkie sygnały, jakie mi wysyłał, krzyczały „spać!".

– Nie uważasz, że trochę przesadzasz? To tylko starsza kobieta, Rachel. Wszystko, czym się zajmuje to dzierganie swetrów całymi dniami – powiedziałem, obserwując, jak zdenerwowana dziewczyna krząta się po salonie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
– A co jeśli ona rzuciła na mnie jakiś czar?
– Naoglądałaś się za dużo filmów – zaśmiałem się, a dziewczyna posłała mi zirytowane spojrzenie, na co uniosłem ręce w geście poddania. – Tylko mówię.
– Wszystko jest takie skomplikowane – westchnęła i usiadła obok mnie w fotelu, po części wciskając mi się na kolana. Nie, żeby mi to przeszkadzało.
– Co dokładnie?
– Wszystko, Justin. Zaczynając na tej staruszce poprzez ukrytych fotografów na drzewach, na dziwnych wiadomościach kończąc. To męczące i naprawdę mam dość. Nie chcę nawet wiedzieć kto za tym stoi ani jaki cel mu przyświeca, chcę, żeby dał mi spokój. Właśnie po to tu przyjechałam.

W odpowiedzi jedynie cicho westchnąłem i objąłem ją, przyciskając usta do jej czoła. Widziałem, jak ta sprawa ją męczy. W ciągu dwóch miesięcy zniknęła szczęśliwa Rachel, a na jej miejscu pojawiła się Rachel, która zmęczenie ma wypisane bardzo wyraźnie na twarzy, ze stresu traci włosy, chudnie w oczach i praktycznie się nie uśmiecha. Chciałem zrobić wszystko, co w mojej mocy, by przywrócić starą Rach, tę, która mnie zauroczyła, ale wiedziałem, że w pojedynkę wiele nie zdziałam.

– Dziewiętnaście siedemdziesiąt pięć się należy, Amigo – z zamyśleń wyrwał mnie głos kierowcy. Wyjąłem z portfela banknot dwudziestodolarowy i podałem go mężczyźnie, po czym bez słowa wyszedłem z samochodu i podszedłem do drzwi wejściowych mojego mieszkania. Wygrzebałem z kieszeni klucze i ospałym ruchem otworzyłem zamek. Nie mając siły na wydrapywanie się po schodach do sypialni, rozebrałem się do bielizny w salonie i położyłem na kanapie, wcześniej upewniając się, czy aby na pewno zamknąłem zamek w drzwiach i zasunąłem rolety. Cóż, przyzwyczajenia Rachel przeszły na mnie. Okryłem się kocem, który wisiał na oparciu kanapy i zostawiając zapaloną lampkę, zamknąłem oczy, a sen nadszedł tak szybko, jak tylko przyłożyłem głowę do poduszki.

˚✧₊⁎( ˘ω˘ )⁎⁺˳✧༚
jest was coraz więcej, a ja coraz bardziej się wstydzę za to opowiadanie ok

stalker ❀ bieber ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz