13

626 61 5
                                    

Justin's POV

– Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu ją tam zostawiłeś – westchnął Jack, po czym zaciągnął się papierosem, patrząc w stronę lasu, który znajdował się na końcu ulicy.
– Przyznaję, nie było to najmądrzejsze posunięcie, ale...
– Justin, tu nie ma żadnego „ale"! Byłeś, cholera, nadal jesteś za nią odpowiedzialny, a Ty tak po prostu zostawiasz ją w innym mieście, bo powiedziała Ci kilka niemiłych słów? Ile Ty masz lat, żeby się tak obrażać? Siedem?
– Co chcesz teraz usłyszeć? Że żałuję? Owszem, żałuję. Że czuję się jak kretyn? Tak, czuję się tak. Od godziny próbuję się do niej dodzwonić, ale nie odbiera.
– W tej sytuacji wcale mnie to nie dziwi. Być może zatrzymała się w jakimś hotelu, skoro jak mówisz, nie wróciła do domu.
– To nie w jej stylu, zawsze daje znać, co u niej, gdy się pokłócimy.

Rzuciłem niedopałek papierosa w kałużę i wsunąłem dłonie do kieszeni, by ukryć ich drżenie. Czy się martwiłem? Oczywiście, ale jak na złość, żaden inteligentny pomysł nie przychodził mi do głowy. W tamtej chwili Rachel mogła być wszędzie – poczynając na pięciogwiazdkowym hotelu, kończąc na obskurnej piwnicy.

– Spróbuję namierzyć jej komórkę – mruknąłem cicho i skierowałem się kamienną ścieżką do drzwi, słysząc za sobą ciche kroki współpracownika.

Nie trudząc się zdjęciem zabłoconych butów, wszedłem do salonu, gdzie zająłem miejsce w fotelu i położyłem laptop na kolanach, uruchamiając odpowiedni program. Jack przeglądał po raz kolejny wszystkie notatki na temat pogróżek, które udało mi się zgromadzić i wydawał z siebie ciche westchnięcia, co niesamowicie mnie irytowało, jednak postanowiłem się skupić na zlokalizowaniu telefonu Rachel.

– Komórka po raz ostatni logowała się w pobliżu Southaven cztery godziny temu.

Rzucając notatki na szklany stolik, Jack wyjął z kieszeni kluczyki do samochodu i wyszedł, mamrocząc, bym szedł za nim. Nie zastanawiając się ani chwili wziąłem laptop pod pachę i wyszedłem z mieszkania, zamknąłem drzwi i wsiadłem do samochodu, gdzie czarnowłosy mężczyzna wpisywał w GPS miejsce, do którego chcieliśmy dotrzeć.

– Nie sądzę, by pojechała taki kawał z własnej woli.

– Zwłaszcza że jutro miała wrócić do pracy. Kogo podejrzewasz o tę całą szopkę?

– Jej znajomych z pracy.

– Również podejrzewam Mię, od początku wydawała mi się nieco podejrzana, ale kto jeszcze?

– Marcus. Eric odpadł z grona podejrzanych na samym początku, jest zbyt wielką fajtłapą, żeby coś takiego zaplanować. Musiał po prostu zgubić telefon podczas jednej z imprez, co wcale mnie nie dziwi. Jonathan jest nieco zagadkową postacią, ale nigdy nawet nie przyjechał do Stanów, od dłuższego czasu studiuje i ma dość dobre stopnie, więc siedzi w domu i wkuwa. To Marcus od samego początku robił problemy Rachel, to on nasłał na nią tę staruszkę Goldenmayer, cóż, to jego sąsiadka.

– Mia miała jej zapewne za złe to, że straciła szansę na awans wraz z przyjściem Rach. Cholera, przecież to takie oczywiste, dlaczego od razu na to nie wpadłem? – przewróciłem oczami i wyjąłem z kieszeni kurtki komórkę, która zawibrowała kilka razy, oznaczając kilka wiadomości.


Zastrzeżony (22:17)
Sądziłem, że po tylu instruktażach, ile dałeś Rachel, lepiej jej pójdzie uniknięcie mnie.

Zastrzeżony (22:18)
Kto by się spodziewał, że po prostu wsiądzie do samochodu wścibskiego taksówkarza? Na pewno nie ja.

Zastrzeżony (22:20)
Jestem dwa kroki przez Tobą, nawet gdy nie próbuję.

– Aktualnie jesteś trzy kroki za mną, fiucie – mruknąłem, gdy udało mi się namierzyć dokładny adres, pod którym znajduje się nadawca wiadomości. Wpisałem dokładny adres w GPS Jacka i mając nadzieję, że Rachel jest cała i zdrowa, odpisałem na chacie do Felixowi.

Felix: jak wygląda sytuacja? Rachel mi nie odpisuje...
Justin: sytuacja wygląda tak, że po sprzeczce zostawiłem Rach w Walnut Grove, skąd pojechała z jakimś taksówkarzem do Memphis. jej telefon ostatni raz logował się w Southaven i najprawdopodobniej dopadł ją facet, który od samego początku ją nęka.
Felix: mam ochotę obić Ci ryj za zostawienie jej gdziekolwiek samej
Justin: uwierz, sam chętnie bym to zrobił.
Felix: wierzę, że już coś wymyśliłeś i jesteś w trakcie realizacji.
Justin: jestem w drodze do Memphis
Justin: cholera, to moja pierwsza poważna akcja, trochę się stresuję, zwłaszcza że chodzi o Rachel.
Felix: powinienem poinformować jej rodziców?
Justin: Bro, chciałbym mieć u niej jeszcze jakieś szanse...
Felix: Skup się na uratowaniu jej, Romeo. Na razie nic im nie powiem, ale jeśli coś jej się stanie, Ty im to przekażesz, a ja pofatyguję się do Jackson i własnoręcznie Cię uduszę.
Justin: Zrobię wszystko, Felix.

[•]


– Nie powinniśmy zadzwonić po gliny?
Jack rzucił mi kpiące spojrzenie, a ja przygryzłem wargę.
– Dostałeś cykora, Justin?
Słysząc jego kąśliwy ton, przewróciłem oczami i wysiadłem z samochodu, zamykając delikatnie drzwi, by nie zwrócić na siebie uwagi trzaskiem.
Upewniłem się, że mam broń, po czym nakryłem kaburę koszulką i skierowałem się w stronę domku.
Budynek stał na pustym polu, z dala od jakiegokolwiek terenu zabudowanego, otoczony był kilkoma starymi drzewami. Typowy parterowy domek. W jednym z pomieszczeń świeciło się światło, co oznaczało, że ktoś jest (lub był) w środku.
Jack zapukał do drzwi, a gdy po dwóch minutach nikt nie otworzył, wyważył drzwi mocnym kopnięciem. Ostrożnie weszliśmy do środka, a do moich uszu od razu dotarł cichy pisk.
Przeszedłem szybko przez niewielki przedpokój i zapaliłem światło w pierwszym pokoju, do którego wszedłem, wyciągając wcześniej broń, na wszelki wypadek jednak to, co tam zobaczyłem, sprawiło, że serce podeszło mi do gardła. W kącie niewielkiego i ciemnego pokoju siedziała skrępowana blondynka z zaklejonymi srebrzystą taśmą ustami i rozmazanym tuszem do rzęs na całej twarzy. Szybko rozejrzałem się po pokoju, by upewnić się, że nikogo więcej w nim nie ma i po zawołaniu Jacka, podszedłem do dziewczyny. Uklęknąłem przy niej i delikatnie zerwałem taśmę z jej ust.
– Pojechali na lotnisko.
– Kto tu był? – spytałem, pośpiesznie rozcinając sznur, którym skrępowane były ręce dziewczyny.
– Rachel, Mia i dwóch mężczyzn.
– Jak długo Cię tu trzymali?
– Od wczoraj, wybrałam się na spacer i się zgubiłam, chciałam poprosić o pomoc, a zamiast tego... Jak widać – wymamrotała, podciągając koszulkę, ukazując posiniaczony brzuch.
Pomogłem dziewczynie wstać i razem z Jackiem uzgodniliśmy, że zabierzemy ją ze sobą.
– Jak myślisz, dokąd chcą ją wywieźć? – spojrzałem na Jacka, kilkanaście minut po tym jak wsiedliśmy do samochodu.
– Do Meksyku – odezwała się dziewczyna, okrywając się szczelniej kocem. – Mają prywatny samolot, więc nie będą mieli problemu z protestami Rachel na lotnisku.

˚✧₊⁎( ˘ω˘ )⁎⁺˳✧༚
ten i następne rozdziały będą krótsze niż zwykle, bo zbliżamy się do końca, a nie chcę zawrzeć wszystkiego w jednej części.

stalker ❀ bieber ✔️Where stories live. Discover now