prolog

520 71 28
                                    

Zasłoniłem twarz kołdrą. Bałem się, że za chwilę przyjdzie do mojego pokoju. Zawsze to samo – ciche kroki, dźwięk otwierania klamki i niemrawe przywitanie: „cześć, słoneczko".

Moje ręce zaczęły się trząść, a na nich pojawiła się gęsia skórka. Spod pościeli wystawały tylko moje oczy, które uważnie obserwowały cały pokój. Jeszcze chwila.

Usłyszałem cichy śmiech, który dobiegał z salonu. Miałem ochotę zwymiotować. Nienawidziłem jej głosu.

Byłem prostym chłopaczkiem z marzeniami jak każdy. Chciałem zostać kimś sławnym. Już w tamtych czasach interesowałem się muzyką, ona jedyna łagodziła ból. Podobno byłem mądry i bystry jak na swój wiek.

Nigdy nie pomyślałem, że coś takiego może mnie spotkać. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałem. Nigdy tego nie zapomnę.

Usłyszałem kroki, głuchy dźwięk szpilek, które stukały o drewniany parkiet, a zarazem trzaśnięcie drzwi – mama wyszła. Znowu zostawiła mnie z tą kobietą, której ufała. Lecz ja nie darzyłem jej zaufaniem, nie darzyłem jej żadnym pozytywnym uczuciem.

- Witaj, słoneczko. Jak się spało? – Spytała mnie swoim skrzekliwym głosem. Nie wyglądała na trzydziestolatkę. Jej twarz pokrywały liczne zmarszczki, a pod oczami widniały sine worki. Przygryzła pomarszczone, różowe usta i objechała je językiem. Zmierzyła całą moją sylwetkę – od przykrytych stóp po głowę. – Zrobisz dla mnie miejsce?

Musiałem przesunąć się na krawędź łóżka, inaczej by się rozzłościła. Nie chciałem, by była zła, robiła się wtedy brutalna.

Usiadła tuż przy nogach. Jedną ręką złapała mnie za łydkę, a drugą gładziła moje udo. Nie mogłem się ruszyć, strach mnie sparaliżował.

Powoli przybliżała swoją twarz do mojej, a ja zrobiłem grymas zniesmaczenia. Za chwilę cmoknie mnie w policzek, zacznie odsuwać kołdrę. Potem zdejmie ze mnie piżamę oraz bokserki. Pozostawi nagiego na łóżku, po czym sama zsunie spodnie z majtkami. Usiądzie na mnie okrakiem. Nie będę wiedział, co się dzieje, bo złapie moje gardło. Zemdleje z braku tlenu.

Miałem jedenaście lat, potrafiłem przewidzieć, co nastąpi. Rozumiałem całą sytuację, ale nie umiałem nikomu powiedzieć. Zżerał mnie wstyd, czułem, że dzieje się to z mojej winy. Nigdy nie otworzyłem ust, by cokolwiek powiedzieć.

Każda rzecz nastąpiła po sobie w takim samym tempie jak zawsze. Wybudziłem się, gdy promienie słońca opasały moją twarz. Leżałem już ubrany. Mama pewnie wróciła do domu i myślała, że ucinam sobie popołudniową drzemkę.

Wstałem powoli obolały. Nogi trzęsły się pode mną, ale szedłem wytrwale. Dotarłem do kuchni i usiadłem na stołku. Mama przyrządzała kanapki, a ja patrzyłem jak zwinnie się porusza. Kiedyś też będę potrafił gotować.

- Wyspany? – spytała miękkim głosem, na co kiwnąłem głową. – Jak było z nianią? Wszystko w porządku?

- Jak zawsze, mamo – odparłem z cichym westchnięciem.

suitcase | muke fanfictionWhere stories live. Discover now