Epilog

880 84 19
                                    

Rozdział dedykowany WSZYSTKIM NASZYM CZYTELNIKOM!

"Miłość jest jak wiatr... Nie możesz jej zobaczyć, ale możesz ją poczuć..."

Szkoła uczuć

Zayn

Wszedłem do windy, która miała mnie zwieźć na najwyższe piętro. Ciągnąć za sobą ciężką walizkę. Miałem dość. Po dwóch miesiącach przebywania w Nowym Jorku cieszę się, że wróciłem w swoje cztery kąty. Ameryka nie jest dla mnie.

Ten wieczny tłok, ludzie śpieszący się ciągle gdzieś w nieznane. Ja potrzebowałem spokoju. Chwili zatrzymania się. Musiałem mieć miejsce na ziemi, które nie nazywało się tylko domem, a naprawdę nim było. Tego właśnie tam mi brakowało. To nic, że to ja co rano musiałem wstawać wcześniej, aby zrobić śniadanie mojej drugiej polówce. Tym żyłem i tego potrzebowałem. Dlatego tu jestem dziś, a nie siedem dni później. Nikt się mnie nie spodziewa, ale to dobrze. Nie będzie tych wielkich powitalnych przyjęć.

Przekręciłem kluczyć w zamku i przekroczyłem próg mieszkania. Trochę mnie zdziwiła cisza w nim panująca. Zazwyczaj tu dudniło.

Wszedłem do salonu i przystanąłem z szeroko otwartą gębą. Wszędzie leżały zabawki i ubrania. Pomieszczenie wyglądało jakby przeszło po nim tornado. Między tym burdelem leżał niebieski kocyk(prezent od Lou), a na nim Olivia i roczna Bianka. Widok rozczulający, ale cholera kto zrobił tu taki sajgon?!

Z kuchni wyłoniła się leniwie Tay. Jak tylko mnie zobaczyła ruszyła w moim kierunku, lekko popiskując. Przynajmniej ktoś się cieszy na mój widok. Lepszy pies niż nic, prawda?

Przykucnąłem przy psie i podrapałem ją za uchem.

-Zayn? -głos Oliwi kazał mi oderwać wzrok od psa i skierować go na nią. Piękna jak zawsze. -miałeś być za tydzień. -patrzę z uśmiechem jak wstaje z podłogi. Mały kurdupel, ale za to jaki kochany. Nigdy w życiu nie spotkałem tak cudownej kobiety, nie licząc tych z którymi spędziłem pół życia i moją teściową!

-wróciłem szybciej. Nie cieszysz się? -rozpostarłem ręcę i poczekałem, aż to małe złotko przyjdzie się przytulić.

-oczywiście, że się cieszę -podchodzi do mnie i oplata tymi swoimi kościstymi ramionami. Boże, czy to dziewczę coś je?!

I wtedy słyszymy płacz. Jestem pierwszy przy moim szkrabie. Biorę Biankę na ręce i mimo jej płaczu przytulam ją do piersi. Mam ochotę płakać razem z nią. Tak się bardzo za nią stęskniłem, że mógłbym teraz ją pochłonąć ze szczęścia.

-udusisz ją, Zen -dziewczyna próbuje trochę poluźnić mój ścisk na małej.

-witaj, kochanie -całuję miłość mojego życia w czółko. Uśmiech dziewczynki jest najwspanialszą nagrodą i przywitaniem jakie kiedykolwiek miałem -tatuś się stęsknił i przywiózł coś dla księżniczki.

Ciche skrzypienie drzwi każe nam wszystkim spojrzeć w stronę korytarzyka.

-mam dziś już dość -głos, który chciałem usłyszeć na żywo każdego dnia codziennie przez ostatnie miesiące. Przez telefon czy Skype, to nie to samo. -Olivia możesz iść do domu. Lou pewnie czek...

I wtedy nasz wzrok się krzyżuje. Ciemna czekolada i błękit nieba. Połączenie doskonale, bo przecież spadając z nieba zawsze wpadniesz w błoto.

Oddaję córkę żonie Louis'a i podchodzę do mojego męża. Tak ten mały farbowany skrzat zawsze miał być mój. Żaden Liam, Francja czy moja duma nie mogła stanąć na drodze do naszego szczęścia.

-przecież miałeś być... -resztę jego wypowiedzi zagłuszyło moje ciało, kiedy przygarnąłem do siebie Niall'a. Mała łza spłynęła po moim policzku, bo miałem wszystko. Dom, dziecko i ukochanego. Czego mógłbym jeszcze chcieć od życia?

-kocham cię, wiesz? -w odpowiedzi blondyn mocniej wtulił się w moje ciało. Poczuć go przy sobie po takim czasie to rarytas.

I co Liam? Mówiłeś, że on nigdy nie będzie mój. Tak mi przykro, że się myliłeś. Słyszysz ten sarkazm?

*

Leżeliśmy wtuleni w siebie. Było już grubo po północy. Żaden z nas nie chciał usnąć myląc, że to przeklęty sen i rano obudzimy się samotnie.

-wszystkiego najlepszego, Ni -całuję go w czubek głowy. Nie mógłbym zapomnieć o jego urodzinach.

-dziękuję

-mam coś dla ciebie -odsuwam się od męża i wychodzę z łóżka. Wiem, że powinienem zaczekać do rana, ale nie mogę. Chciałem, aby miał cząstkę mnie zawsze przy sobie.

Podchodzę do nierozpakowanej jeszcze walizki i wyciągam z niej małe pudełeczko. Wracam do męża i podaje mu prezent. Mężczyzna siada i niepewnie patrzy na to na mnie to na podarunek. Wreszcie jednak otwiera wieko i naszym i oczom ukazuje się srebrna bransoletka z blaszką na której wygrawerowane jest:

Zawsze przy Tobie, duchem i ciałem.

Nastaje chwila ciszy, później zostaję przytwierdzony do łóżka, a mój kochanie próbuje wessać mój język. Nie muszę opowiadać co działo się później, prawda?

I nie to, że rano z głośnym śmiechem szukaliśmy bransoletki w łóżku.

Dobrze, że Olivia zabrała małą do siebie. Niech Lou się przyzwyczaja!

'Zayn

Mój najlepszy przyjacielu. Mogę do Ciebie tak mówić, prawda? Może jednak nie. Jesteś moim najukochańszym kuzynem. Prawdopodobnie chciałbyś mnie zabić, ale choroba Cię ubiegła. Pewnie ubolewasz nad tym. Cholera, zrobiłem Ci takie okropne świństwo. Nigdy sobie tego nie wybaczę, nawet po mojej śmierci będzie mnie to nękało.

Matko, chciałabym Cię tak bardzo przeprosić. Nie umiem jednak wyrazić tego w rozbudowanych zdaniach, dlatego napiszę tylko PRZEPRASZAM.

Proszę Cię tylko o jedno, nie pozwól odejść Niall'owi. Walcz o niego. Należy wam się ta miłość. Kochajcie się. Będę nad wami czuwał.

Kocham Cię, bro.

Bądź zdrów!

Przepraszam

Liam.'


The end

*

Dziękujemy kochani za czytanie naszego opowiadania. Jesteśmy szczęśliwe! Bez was nie powstałby żaden rozdział. Wasze komentarze to była dla nas motywacja!

Jeszcze raz dziękujemy!! :*

smieszekxd opowiadania homo nawet nam wychodzą :P

Życzymy wam wszystkim SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, aby wszystko się układało tak jak chcecie.

Kochamy Was :*

Do następnego :*

sorry ||Niam • Ziall✔Where stories live. Discover now