• I can't sleep •

215 12 11
                                    

Jeśli zwróciliście uwagę na tytuł tej książki mogliście zobaczyć delikatnym, niewidocznym dla oka druczkiem "nie tylko". Chcecie znać moje "nie tylko"? Cóż, tak czy owak, dzisiaj będziecie mieli okazje spotkać się z nim tutaj, czy tego chcecie, czy nie. Bo gdzie indziej mogłabym coś napisać i jednocześnie oczekiwać odpowiedzi?
No dobra, nie przedłużając.

Nie umiem już spać. A żyć normalnie, to drugie. Powiecie pewnie, że jestem małą hipokrytką, która najchętniej powiedziałaby - mamo, spierdalaj, ja mam juz 12 lat. Ale nie, nie uważam że moje problemy są problemami pierwszego świata, i nie, nie chodzi mi byście po przeczytaniu tej notatki się użalali nade mną. Chce byście zrozumieli. To wszystko.
Moje serce bije mocniej, już od jakiegoś miesiąca. Wiecie pewnie, co przez to mam na myśli. Od tamtego dnia, w którym zdałam sobie z tego sprawę, mam wrażenie, że wszystko dzieje się przeciwko mnie, że los ma za zadanie uprzykrzyć mi siebie. Każdego dnia nie dowierzam, na przemian, jak wielkie mam szczęście, lub odwrotnie, jak ogromnego pecha. Siedzę, no ewentualnie leżę, jak teraz, patrząc się w ekran telefonu, i sprawdzając kiedy był aktywny i ile czasu minęło od momentu, gdy wysłałam mu ostatnią wiadomość. Wiem, że na co dzień jest dosyć zajęty, więc rozumiem, jeśli nie odpisuje, ale marne to jednak pocieszenie... Bo zawsze w głowie siedzi to coś co powtarza mi "gdyby mu na tobie naprawdę zależało, odpisałby ci, nie ważne co!"
"Zobacz, on i ta psiapsi której tak nie lubisz są aktywni"
"Czternaście godzin, piętnaście...."
"Ma lekcje piętro wyżej, wiem, że chcesz tam tędy przejść"
"Szesnaście godzin i nie przeczytał..."
"Kolejny weekend bez wyjścia na dwór, jak się z tym czujesz?"
"Jezu to on, on tam idzie, powiedz mu cześccccccccć!!!!
"A ty dalej kretynko robisz sobie nadzieje?.... Widać, hah, ile dla niego znaczysz..."

To coś właśnie wyznacza mi humor. Czasem nawet "on" nie musi mi nic pisać, by automatycznie go zepsuć. Przychodzę do szkoły - happy, wychodzę - crippling depression
  Każdego dnia. Juz nie mam siły.

I właśnie teraz, gdy już wszystko się wali i niszczy, nie mogę spać. Nawet nie chcę. Patrzę na zegarek w telefonie, zmieniający czas szybciej niż za dnia i myślę. I czekam. A na co? Sama w sumie nie potrafię powiedzieć... Chyba na to aż odpisze, albo lepiej, sam z siebie napisze coś, na jakikolwiek temat. Wtedy jest "mamo potrzebuję tlenu", i parkinson przez najbliższe dwie minuty. No dobra, trochę przesadzam. Cieszę się. Tyle mogę stwierdzić, żeby was nie straszyć.
  Jest 1:15, powinnam spać, i nie śpię, hah, odkrycie. To nic, w zasadzie, wczoraj nie spałam do wpół do czwartej, bo siedziałam jeszcze na kompie, no a potem nie mogłam zasnąć. Różnica jednak taka, że mogłam wstać potem o której chciałam (a tak czy siak byłam na nogach juz o 11), podczas gdy muszę iść się kąpać za jakieś.... 5 godzin. Skoro nie ma to znaczenia, to poszłabym teraz, ale cały dom śpi, a ja jedna każdej nocy, siedzę do późna. Gdyby mama teraz wstała miałabym niezły opierdol.... naprawdę, niezły. (Poniedziałek, 19.12)
Wróćmy jeszcze na chwile do głównego tematu, czyli chłopaka. Chyba jeszcze w życiu nie miałam tak, by jedno życie wpłynęło na mnie bardziej niż 100 innych. Każde jego słowo przechowuje w głowie, czy to złe, czy dobre i tylko "to coś" jest w stanie mi o nich przypominać gdy tylko ma ochotę. A wtedy zaczynają się moje humory. Mimo wszystko, chyba to nie ja miewam największe wahania nastroju, ale może to, kto za nimi stoi, pozostawmy bez wytłumaczenia. Na to przyjdzie pora, ewentualnie w ogóle.

Kiedy rozmawiam z dziewczyną z którą chodził, myślę sobie, "skoro z nią był, dlaczego nie mógłby ze mną?", ale potem wracam do domu, kładę się na kanapie i dochodzi do mnie -
"Pstttt... nigdy nie będziesz tak ładna jak ona, przykro mi"

"Boli mnie to bardzo, ale chyba mi to dane
Gdy oba nasze serca są już wyzerowanie"

Za dużo myślę, i chyba w tym największy problem. Powinnam dać na luz, ale każdy myśli, że to takie proste. Przecież najlepiej powiedzieć - Odkochaj się! On nie jest ciebie wart!
Szkoda, że to potrafi trwać wieki, męcząc cię i męcząc, a rezultaty są niewidoczne, lub nie ma ich wcale.
Chyba najbardziej przygnębia mnie fakt, że to kolejny raz gdy jestem odrzucona. Z jednego, na kolejnego odnoszę wrażenie, że naprawdę jestem brzydka. Patrząc na moje koleżanki, którym wspaniałe się układa, kiedy mają takie przypadki, jakie mi nigdy się nie zdarzyły - że zrywają z jednym dla drugiego... Może się to wam wydawać głupie, zwłaszcza w tym wieku, ale tak, to właśnie mój wyznacznik bycie fajnym i bycia ładnym. A ja, jak to ja, przy moim szczęściu, nigdy się do nich nie zaliczę.
Jest wiele rzeczy, które każdego dnia sprawiają że nie mam ochoty na nikogo patrzeć i chciałabym wrócić do domu. Ale ostatnim czasem głównym powodem stała się świadomość, która mnie właśnie dopadła, i dzięki której powstaje tutaj ta notatka.

Bo wiecie, najgorszy w miłości jest moment, kiedy zdajecie sobie sprawę, że nie macie szans. Tracicie nadzieje, tracicie zapał... Przestajecie się starać, zamiast wciąż walczyć, z myślą "a może jednak, a może dzisiaj!". Nie macie ochoty patrzeć na tę osobę, a każde spojrzenie na nią, znów przywraca wszystkie przykre myśli, zwłaszcza takie, gdzie zapewniacie siebie że to na nic. Widzisz ją i wiesz co ma w umyśle - jesteś dla mnie nikim, gdybyś zniknęła, nawet bym się nie zorientował.
Wobec tego może powinnam zniknąć? Przestać układać zdjęte wcześniej buty w jego domu, czyli głowie, obok tych wszystkich ładniejszych ode mnie dziewczyn? Może powinnam w ogóle się wreszcie odpierdolić, bo skoro on się nie stara, to tylko sygnał dla mnie, że naprawdę, naprawdę jestem dla niego nikim.
Nauczę się w końcu żyć po staremu, bez szukania, lub przeciwnie, celowo unikania jego klasy, bez obsesyjnego mówienia "cześć cześć cześć" bez chęci przytulania go, bez mało przespanych nocy. Będę tą samą mną która istniała jeszcze dwa miesiące temu i która zasnęła na czas nieokreślony robiąc miejsce jakiejś jej gorszej wersji.

Wiecie co? Skoro juz i tak niczego nie ma, a wszystko się popsuło, to dlaczego by nie napisać mu mega długiej wiadomości, a potem unikać w szkole? Udawać jakby nie istniał? Mam ochotę wszystko, wszyściuteńko mu wypisać, co do szczegółów, ale nie jestem taka odważna by to zrobić. Chyba zapadłabym się pod ziemię, gdybym go jutro spotkała i musiała spojrzeć oczy w oczy po tym co mu napisałam.
Nie wiem juz co dalej, ale z dnia na dzień coraz więcej mnie się kruszy. Pozostają tylko puste łzy, które zapełniłby on... gdyby chciał. I gdyby coś do mnie czuł.

Zadam sobie jeszcze raz to pytanie -

Dlaczego nie ja?.... (Wtorek, 20.12)

Life hacki do szkoły =D (i nie tylko)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz