Rozdział 19

64 6 5
                                    

- Hej, Trish. Już po wszystkim – odsunęłam roztrzęsioną dziewczynę od siebie i objęłam jej twarz rękami. Spojrzałam prosto w zapłakane, brązowe oczy, które mimo podrażnienia tak łudząco przypominały Thomasa i uśmiechnęłam się delikatnie. - Już po wszystkim.

      Dziewczyna odsunęła się ode mnie i wytarła brudnym, przydługim rękawem łzy, ściekające po zaczerwienionych, okurzonych policzkach.

     Odgłosy strzelaniny, która rozegrała się na terenie starej stacji benzynowej, ucichły. Osoby, które brał w niej udział, zaczęły schodzić się za budynek.

- Patricia! – usłyszałam krzyk Thomasa, który nie wiadomo skąd przybiegł i złapał w ramiona swoją siostrę. Przycisnął ją do siebie i zaczął cicho szlochać.

- Ty płaczesz? – zapytała Astrid, stając koło mnie.

- Nie, dlaczego? – wytarłam szybko jedną, osamotnioną łzę, spływającą po moim policzku. Trid się zaśmiała.

- Przez tyle lat cierpiał i w końcu ją znalazł.

      Przytaknęłam. Nie mogłam oderwać oczu od rodzeństwa i nareszcie poczułam, że to, co zrobiliśmy, było czymś więcej, niż tylko odbiciem więźniów. Przywróciliśmy tym ludziom nadzieję na lesze jutro. Pokazaliśmy, że jest tu ktoś jeszcze, kto się nie poddał i będzie walczyć dalej.

- Wracamy – usłyszałam głos Gerarda, który wyłonił się zza ściany budynku, chowając swój pistolet. Spojrzał na mnie i kiwną głową. Oznajmiłam Astrid, że zaraz wrócę i ruszyłam w stronę odchodzącego już chłopaka.

- Wszystko w porządku? – zapytał, gdy stanęliśmy przy jego samochodzie.

- Tak, a dlaczego pytasz?

- Ethan mi powiedział, że – zaczął szukać odpowiednich słów – miałaś małe problemy z akcją.

     Zwiesiłam głowę. Małe problemy? Uciekłam! Jak tchórz! Jak szczur! Bałam się i pozwoliłam temu strachowi zwyciężyć. Tak mi wstyd, stojąc przed Gerardem. On by się nie zląkł. On by walczył do samego końca. Nidy by się nie poddał.

- Tak – zaczęłam, nie wiedząc nawet, co odpowiedzieć.

- Spokojnie! – zaśmiał się, patrząc na moje zmieszanie. – To zrozumiałe. Pierwsze akcje zawsze tak wyglądają. Dajmy na to Paula. W pierwszej naszej konspiracyjnej operacji prawie zemdlał – zaśmiał się chłopak.

- Paul – powtórzyłam cicho.

- Co? – spytał Gerard, któremu uśmiech zaczął powoli schodzić z twarzy.

- Paul – powtórzyłam głośniej. – Znaleźliście go?

- Dlaczego mielibyśmy – urwał, gdy dotarło do niego moje pytanie. – Frank!

- Co jest? – zapytał chłopak, który podszedł do nas lekkim krokiem.

- Odszukaj Paula.

- Jest w budynku – oznajmiła pośpiesznie. – Nie żyje.

       Poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Ręce ponownie zaczęły mi się trząść, a oczy zachodzić mgłą, gdy przypomniałam sobie obraz mężczyzny, leżącego w kałuży własnej krwi. Jak plama na jego piersi rosła, a ja siedziałam spanikowana, nie wiedząc, co robić.

     Frank ruszył biegiem w stronę opustoszałego budynku. Próbowałam pobiec za nim, lecz Gerard przytrzymał mnie i sam udał się za swym przyjacielem.

      Ukryłam twarz w dłoniach i wzięłam głęboki wdech. Ucisk w klatce piersiowej rósł w siłę, a ja słabłam z każdym oddechem. To mnie wszystko przerastało. Nie potrafię walczyć, nie umiem być silna.

- Jenny? – usłyszałam zaniepokojony głos Ray'a. Wytarłam twarz i odwróciłam się w jego stronę.

- Wszystko w porządku? – zapytał zmartwiony.

- Jak odpowiem „nie", to będziesz dalej pytał?

- Nie – zaśmiał się cicho.

- Więc nie.

      Zwiesiłam głowę i zaczęłam wpatrywać się w swoje okurzone buty.

- Akcja skończona – oznajmił po chwili zastanowienia – Zbiorę wszystkich i pomogę chłopakom w przeniesieniu Paula, a ty zaopiekuj się Trish. Chyba będzie potrzebować nowej przyjaciółki – uśmiechnął się i odszedł w stronę budynku.

     Przeczesałam palcami włosy i ruszyłam w stronę samotnie siedzącej siostry Thomasa. Dziewczyna podniosła załzawione oczy i wykrzywiła usta w delikatnym uśmiechu.

    Usiadłam koło niej i zapytałam:

- Jak się czujesz?

- Nareszcie jestem wolna – odpowiedziała z radością, posyłając mi jeszcze szerszy uśmiech.

- Tak – przyznałam – jesteś. Chodź, zabiorę cię do samochodu.

      Dziewczyna posłusznie wstała i podążyła za mną. Otoczyłam jej małe, chude ciało ramieniem i przycisnęłam do siebie, próbując dodać jej otuchy.

      Nagle nie wiadomo skąd nadjechała biała ciężarówka i stanęła przy dystrybutorach. Wysiadło z niej czterech Draculoidów z pistoletami i otworzyli ogień. Przestraszona objęłam mocniej dziewczynę i osłoniłam własnym ciałem. Ruszyłyśmy biegiem w stronę zaparkowanego nieopodal samochodu Killjoy'ów.

     Otworzyłam drzwi i wepchnęła Patricia'e do środka. Sama zajęłam miejsce koło niej.

     W momencie, w którym zamykałam drzwiczki, na miejsce kierowcy wskoczył Frank.

     Jedną ręką strzelając, a drugą kręcąc kierownicą, wyjechał na drogę i jak najszybciej ruszył w kierunku bazy.

     Po kliku chwilach, gdy znaleźliśmy się w dość bezpiecznej odległości od strzelaniny, chłopak rzucił pistolet na wolne miejsce obok siebie i zerknął w boczne lusterka. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył w nich samochody reszty Killjoy'ów. Odwróciłam się i także wyjrzałam przez stłuczoną szybę. Ciąg podniszczonych i okurzonych samochodów mknęła tuż za nami. Ze spokojem odwróciłam się przodem w kierunku jazdy i spojrzałam na Trish.

     Twarz dziewczyny wykrzywiona była w grymasie ogromnego bólu. Miała szeroko otwarte oczy, a jej wargi drżały. Po policzku leciały duże łzy, zostawiające jasne smugi.

- Jenny – szepnęłam, mocniej przyciskając rękę do swojego brzucha. Spojrzałam w tamtym kierunku. Na jej brudnej, szarej koszuli pojawiła się bordowa plama krwi, która rosła w zatrważającym tempie. Zdjęłam kurtkę i przycisnęłam ją do rany.

- Wszystko będzie dobrze – powiedziałam słabym głosem. – Wszystko będzie dobrze.

     Nie wiem, kogo próbowałam bardziej do tego przekonać: siebie czy Trish, ale jestem pewna, że na żadną z nas to nie podziałało.

- Tylko nie zasypiaj. Nie zamykaj oczu.

     Frank na te słowa spojrzał w górne lusterko i, gdy zauważył dziewczynę, przeklął pod nosem i przycisnął jeszcze mocniej pedał gazu.

     W tamtym momencie modliłam się o cud. Nie mogłam pozwolić na to, aby dziewczyna umarła na moich rękach, lecz wiedziałam, że jest już za późno. Trish umierała z każdą sekundą, z każdą kroplą krwi. Nie było dla niej żadnego ratunku. Dziewczyna konała mi na rękach, a ja byłam bezsilna.

     Zanim dojechaliśmy do obozu, było już za późno. Patricia nie żyła.

     Nie pamiętam wszystkiego, co działo się, gdy wysiadłam z zakrwawioną, małą dziewczynką na rękach.

     Jedyny obraz jakiego nie jestem w stanie wymazać ze swojej pamięci, to zrozpaczony Thomas, wyrywający ciało Trish z moich objęć. Przycisnął ją do siebie i płakał, krzyczał, złościł się. A ja nie potrafiłam mu pomóc. Nie umiałam jej uratować. Dałam jej zginąć na własnych rękach.

     Nienawidziłam siebie. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 11, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

The Last SunsetWhere stories live. Discover now