Rozdział 15

51 9 2
                                    

      Otworzyłam zaspane i wciąż jeszcze opuchnięte oczy, po czym podniosłam się delikatnie i wsparłam na łokciach. Zauważyłam przed sobą tak dobrze znaną mi postać Astrid, która spała jeszcze w najlepsze w pozycji siedzącej, oparta o boczną ściankę namiotu. By nie obudzić śpiącej dziewczyny, wysunęłam się delikatnie spod koca i postawiłam nogi na ziemi. Założyłam buty, wzięłam swoją kurtkę i wyszłam z namiotu.

       Nie myśląc za wiele – a to wcale nie było aż takie trudne – ruszyłam prostą drogą na główny plac. Nie wiedziałam dlaczego tam idę, nogi same prowadził mnie w tamto miejsce, jakby przeczuwały, że właśnie tam miałam się znaleźć. Poddałam się temu uczuciu. Nie miałam siły walczyć. Nie teraz.

      Weszłam na plac i moim oczom ukazało się morze ludzi, dekorujących cały teren w czarne i szare wstęgi. Po ognisku nie było już nawet śladu, a na jego miejscu stał teraz niewielki drewniany podest. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu znanych mi osób i zauważyłam przed sobą, w odległości nie większej niż trzydzieści stóp, Ray'a. Podeszła do niego i przywitałam się.

- O dobrze, że jesteś, Jenny – powiedział z delikatnym, lecz smutnym uśmiechem – pomożesz nam trochę.

- Co się w ogóle dzieje? – zapytałam.

- Przygotowujemy pogrzeb – wyjaśnił krótko i wręczył mi listę zadań.

- Potrzebujemy kogoś, kto posprawdza jak idą przygotowania. Możesz to zrobić?

     Przytaknęłam zdezorientowana, patrząc się na kartkę papieru.

- Świetnie – zawołał i odszedł w stronę małego podestu.

     Spojrzałam ponownie na listę i zaczęłam ją studiować.

     Nie miałam dużo do zrobienia. Pierwszy podpunkt mówił o skontrolowaniu pracy nad wykopaniem dołu, w którym zostaną złożone ciała. Z małego dopisku, który znajdował się pod tekstem, dowiedziałam się, że teren ten był usytuowany niewiele ponad 100 jardów za bramami naszego obozu. Ruszyła więc prosto do wyjścia z obozowiska i skierowałam się delikatnie na lewo. Już po zrobieniu kilku kroków dostrzegłam paru mężczyzn pracujących w pocie czoła z łopatami w rękach. Podeszłam do nich i przywitałam się.

- A co jest w tym dniu takiego dobrego? – zapytał oburzony mężczyzna, który przestał kopać i odwrócił się do mnie.

      Zakłopotana rozejrzałam się do około i po chwili spytałam:

- Jak idzie praca?

- Tak jak pani widzi. Powinniśmy skończyć na czas.

      Przytaknęłam grzecznie, pożegnałam się i odeszłam.

     Wciąż delikatnie zmieszana odpowiedzią mężczyzny na moje powitanie, szłam przed siebie, zerkając co chwilę na listę.

***

- Jenny wszędzie cię szukałam – krzyknęła Astrid, biegnąc w moją stronę.

- Trzymaj Ray. Wszystko zrobione – powiedziałam, oddając chłopakowi kartkę, na co on przytaknął.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz – zapytała Trid z wyrzutem.

- Tak, słucham, ale nie jestem już małym dzieckiem – stwierdziłam.

- Tu nie chodzi o to – zaoponowała. – Zmartwiłam się, gdy po przebudzeniu ciebie nie było w namiocie. Zważywszy na twój wczorajszy stan...

- Czuję się cudownie – oznajmiłam, przerywając jej. - Przepraszam, muszę iść. – Ponownie wtopiłam się w tłum, zostawiając Astrid daleko w tyle.

The Last SunsetTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang