9

815 66 2
                                    

Kathia POV

Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez szpary w roletach.

Przetarłam ręką twarz,  jakby miało mi to pomóc się rozbudzić. Szybko wyszłam z łóżka i udałam się do łazienki.

Biorąc prysznic rozmyślam. Co muszę dzisiaj zrobić, co jutro...

Zastanawiam się dlaczego nie było w tej celi mężczyzny.

Wyglądał znajomo.
Czarne jak noc włosy i ten jego strój.

 Widziałam gdzieś to już.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos  J.A.R.V.I.S.A,  informujacy o tym, że Tony chce mnie widzieć.

Wytarłam się ręcznikiem i ubrałam czarne rurki i bialy
T-shirt. Wiem mało... ambitny ubiór. I to jeszcze mam się spotkać ze swoim szefem, ale niech się nie dziwi, wkońcu czego się może spodziewać o 6:34.

-Słucham, wzywał mnie pan- powiedziałam do Starka siedzącego na kanapie w salonie.
-Tak... siadaj- miał cienie pod oczami i patrzył się w jeden punkt. Na ścianę przed sobą.
Nie znam go, ale to chyba nie wróży nic dobrego.
-Powiem to bez ogródek-zaczął przeczesując palcami ciemne włosy. - Mówiłem Ci, że nie życzę sobię byś rozmawiała z naszym Jelonkiem.

Z kim?  On chyba nie mówi o tym facecie z dołu?

-Przepraszam, z kim? -spytałam nie wiedząc kogo ma na myśli.

-Jelonek, taki z rogami.-odpowiedział z małym uśmieszkiem.

Teraz to naprawde nie wiem o co Tobie chodzi Tony.

Widząc moje zmieszanie westchnął i zaczął tłumaczyć:
-Jelonek  to nasz... nieproszony gość. Brat Thora.

Słysząc to zakryłam buzie z wrażenia. 

To Loki. Morderca, zdrajca i oszust. To on rozwalił prawie cały Nowy Jork. Już wiem gdzie go widziałam. Byłam w swoim apartamencie kiedy on w wieży Starka uruchomił tą przeklętą maszynę. Ledwo uszłam z życiem. Jakiś stwór z metalu wleciał przez szklaną ścianę do mieszkania. Ledwo myśląc rzucałam w niego czym kolwiek, wszystkim co napotkały moje dłonie. Natrafiły wtedy na odłamek szkła wielkości mojej dłoni, rzuciłam z całej siły w stronę tego potwora. Trafiłam zadziwiająco w sam środek jego "klatki piersiowej" i bezwładnie runął na ziemie. Miałam wtedy niebywale dużo szczęścia. Mogło ich przybyć wiele, na szczęście był tylko jeden z którym sobie jakoś poradziłam.

-Loki pojawił się na Ziemi trzy dni temu. Nie wiemy w jakim celu bo sie bawi w mima. Z nikim nie rozmawia.-głos Tonego wybudził mnie ze wspomnień.

Ze mną rozmawiał.
Albo wrzeszczał.
Co kto woli.

-... ale rozmawiał z tobą.-oznajmił tak jakby przeczytał to w moich myślach.

-To prawda, wiem, że nie powinnam tam schodzić. Moja ciekawość wzięła górę. Przepraszam powinnam z pytaniami iść odrazu do pana.

-Tony. Nie mów do mnie pan.
Jestem jak ten młody bóg.- posłał mi ten jeden ze swoich szarmanckich uśmiechów.Przewróciłam oczami czego on na szczęście nie zauważył.

-To ja pójdę się przebrać i biorę się do pracy.-już odwracałam się w strone drzwi, kiedy zaskoczył mnie tymi słowami:

-Masz awans.

Że co prosze?  Jeśli za nieposłuszeństwo ma się awans to nasuwa mi się jedno pytanie.
Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej?!

-A mogę wiedzieć za co?
-Nie.
On chyba majaczy.
-Żartowałem! -krzyknął z uśmiechem pokazującym przednie zęby. - Masz awans bo ja tak chcem i dlatego, że mam mały plan o którym dowiesz się niedługo... a teraz masz czas wolny.
Wow!  Dużo nie pracowałam przez  ostatnie dwa dni. Nie mam od czego odpoczywać.
-Jaki plan? -spytałam lekko zmieszana. Nie wiem co on myśli, jaki plan czy ten jego pomysł mi zaszkodzi czy dobrze wpłynie na moje życie. Tony od samego początku naszego spotkania miał dziwne pomysły.  Inne spojrzenie na świat. Tak jakby dziesięcioletnie dziecko z mózgiem Einsteina stało przed tobą.  Nie wiesz czego masz się spodziewać.  Elokwentnej wypowiedzi czy chumoru złośliwego dziecka. Mimo to traktuje mnie dobrze, rozmawia ze mną jak człowiek z człowiekiem. Powinnam mu zaufać, jego plan nie może być zły.

-Dowiesz się-posłał mi pokrzepiający uśmiech.-muszę tylko wykonać ważny telefon.-... i jego ładny uśmiech znikł, przeszedł koło mnie, wziął telefon ze stolika i wszedł do windy.

Och Kathia, od jednego wariata uciekasz i trafiasz do drugiego.

Westchnełam i wróciłam do swojego pokoju.

~¤~

Mój pokój jest dużym pokojem.
.
.
.
Źle to powiedziałam. To nie pokoj, a apartament. Dużo lepszy niż mój poprzedni. Wszystko jest utrzymane w stonowanych kolorach, głównie dominuje tu biel i różne odcienie szarosci. Moje rzeczy nie są jeszcze rozpakowane, ale dziś się tym zajmę. Kuchnia jest połączona z salonem w którym jest  duża sofa. Podobna do tej w salonie Starka.

Odkiedy "pracuje" dla Starka jestem szczęśliwa.
Naprawdę.
Nie przyjmuje się tym, że zaraz ktoś wyrzuci mi wszystkie obelgi w twarz ani że poniży mnie przy ludziach. Teraz wstaje z łóżka z ochotą i chęcią powitania nowego dnia.
Od trzech dni pogoda jest ładna, słoneczna z lekkiem wiosennym wiatrem.
Tak jak lubię.

Skoro mam dzisiaj wolne to wybiorę się na zakupy. Mam miesiąc płacony z góry co oznacza, że teraz mam wystarczającą ilość pieniędzy by zapełnić swoją szafę... kilkakrotnie. Ale kupię tylko parę rzeczy by wyglądać dobrze jako asystentka miliardera, filantropa i playboya w jednym. Sam nie raz się tak nazywał.
Ten człowiek jest niesamowitym narcyzem... o dobrym sercu.






Marion

BoginiWhere stories live. Discover now