5. NUMB

2.2K 509 32
                                    

❝NIE JESTEM DLA NIKOGO WYSTARCZAJĄCO DOBRY, GDYŻ JEDYNE, CO MNIE OBCHODZI, TO BYCIE NAJLEPSZYM❞

MARK LEE
pracoholizm
________________♡________________

Niebo miało wiele gwiazd, wiele tajemnic oraz jeszcze więcej wspomnień, których było świadkiem, obserwując co działo się na świecie. A ich niebo było doskonale świadome wszystkich ich sekretów przez rok obserwując, jak stworzona przez siódemkę małych chłopców planeta B–612 powoli rozpadała się, a oni — tonęli w problemach, które rozpoczęły się w ich głowach. Od kilku dni jednak gwiazdy nad nimi oglądać mogły, jak grupka przyjaciół pokonywała te wyniszczające problemy oraz, w przypadku jednego z nich, kilometry, by znowu być razem.

Pod jednym fragmentem nieba, dając się obserwować tym samym gwiazdom.

— Mark?

I szybki powrót na ziemię.

Ciemnowłosy Kanadyjczyk po raz pierwszy od kilku miesięcy miał okazję usłyszeć głos przyjaciela, który znaczył dla niego tak niesamowicie wiele. I gdy tylko ten odezwał się, najstarszego jakby... sparaliżowało. Nie wiedział co odpowiedzieć. Chciał po prostu wsłuchiwać się w ten wysoki, melodyjny głos godzinami, chociaż jeszcze bardziej zależało mu na ujrzeniu jego właściciela. Żył, brzmiał dobrze, nie smutno, nie wesoło, neutralnie — mniej więcej tak wyglądała szybka analiza w głowie chłopaka. Szczerze, bał się wykonać ten telefon. Pragnął zrobić to już wcześniej, jednak strach powstrzymywał go. W końcu minęło tyle czasu... Nie miał pewności, jak zachowałaby się osoba po drugiej stronie; czy w ogóle jeszcze tam była. W końcu mogła zostać już zniszczona. Gdy Mark odchodził, było blisko, było tak cholernie blisko. A życie lubi być zawrotne — lubi dawać i zabierać, uszczęśliwiać i smucić, uskrzydlać i łamać. Życie nie lubi nudy. Najwyraźniej ich szczęśliwe spędzanie każdego dnia w siódemkę, co sobotę urządzając sobie maratony filmów z przekąskami, wydało mu się nudne. Ale nic, co zostało zniszczone, nie mogło nie zostać naprawione. Nawet ludzie.

— Hyuck...

W jednej chwili cały lęk odszedł, dłonie przestały drżeć, a chaos, w którym stał — liczyć się. Donghyuck był okej, żył, rozmawiał z nim. I gdy do Marka to dotarło, nawet przez telefon możliwe było zauważenie momentu, w którym szczery, ledwo widoczny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Przyjaciel odebrał, nie płakał, nawet nie był sam, gdyż w tle można było usłyszeć znajomy głos, za którym chłopak również niesamowicie tęsknił. Brakowało mu całej jego szóstki tak bardzo, pomimo tego, że to on ich zostawił te dwa lata temu. Czy bolało go to? Tak, właściwie to tak, bolało nieustannie. Czy żałował? Gdy usłyszał głosy przyjaciół, gdy otworzył drzwi, gdy nie zastał ich w środku — tak, żałował jak niczego innego w życiu. Być może ten żal i chęć powrotu pojawiły się jeszcze tego samego dnia na lotnisku, gdy ich opuścił. Czy nawet pomimo tego, odszedł, by spróbować podbić ogromny świat? Dokładnie to zrobił. A czy po dwóch latach zbyt tęsknił za tym ich, by do niego nie wrócić? Odpowiedź była jasna: tak. Jednak gdy po dwóch latach od swojego wyjazdu, chłopak zapukał do brązowych drzwi ich dawnego mieszkania z papierową torbą ciastek, nie otworzył mu żaden z przyjaciół. Nie otworzył mu nikt, gdyż nikogo tam nie było. Z początku Kanadyjczyk myślał, że żartowali. „Pewnie zaraz poproszą o tajne hasło, a gdy podam je, otworzą drzwi i wyskoczą z uśmiechami" — taki scenariusz utworzył się w jego głowie. W końcu dokładnie tak działało to w domku na drzewie. Niestety, po latach rzeczywistość była inna. Wszystko było inne — ich życia, problemy, być może nawet oni cali... Chociaż istniała też możliwość, że pozostali dokładnie tacy sami, jak te piętnaście lat temu w domku na drzewie. Ale o tym, oczywiście, wiedziały tylko gwiazdy nad ich głowami.

❝ELECTRA HEART: your youth is over❞ + nct dreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz