Różowowłosy nienawidził rzeczy, które uznawane były za perfekcyjne, nawet jeżeli sam był jedną z nich. Wiele razy chciał zerwać gwałtownie maskę, przekląć głośno i rzucić wszystko, ale za każdym razem coś go powstrzymywało. Prawdopodobnie była to świadomość, że — pomimo nienawiści do bycia udawanym ideałem — nadal zbyt bał się pokazać światu swoje wady. Co jeżeli zostałby skrytykowany? Jak miałby sobie z tym poradzić bez przyjaciół? Fakt, miał Jeno, a chłopak ten ostatnio stawał się naprawdę wszystkim Jaemina, jednak Lee miał swoje problemy i to młodszy powinien być tym, na którego ramieniu można byłoby się wypłakać, nie tym płaczącym. Tak sobie postanowił. W końcu uważał, że już raz zawiódł przyjaciela, i to o raz za wiele. Na pewno nie był dobrym człowiekiem, nie. Ktoś dobry pojechałby za Donghyuckiem do szpitala tamtego dnia. I jego przyjaciele zrobili to, ale on... Jaemin został i nadal się tym zadręczał, pomimo że Hyuck nawet nigdy nie miał mu tego za złe, gdyż zbyt wstydził się wracać wspomnieniami do tej sytuacji, wręcz brzydził. I być może to dlatego od tamtego wydarzenia coś w właścicielu różowych włosów zmieniło się. Na pierwszy rzut oka nie było to nic takiego. Po prostu stał się jakby bardziej uległy, tak trochę. Był na każde skinienie i nie sprzeciwiał się jak kiedyś. Z drugiej strony było to spowodowane tym, że zrozumiał, jak kruche potrafią być nawet te najpiękniejsze przyjaźnie. Teraz, leżąc z Jeno na dachu, porównałby je do ogrodów. Można było je pielęgnować latami, podlewać codziennie, ale wystarczył jeden sztorm, by wszystko zostało wyrwane z korzeniami. I to też spotkało przyjaźń tej siódemki, co po roku od rozdzielenia się próbowali naprawić — każdy w swoim zakresie, powoli walcząc z problemami. Cóż, prawie każdy, gdyż jedna z siedmiu osób wmawiała sobie, że znajdowała się już zbyt daleko, by odwrócić się i wrócić do układu z przeszłości.

   Ale tamtej nocy liczyło się tylko ich „tu i teraz".

   — Wiesz, Nana...

   Powoli zbliżał się już wschód słońca, chociaż nadal widoczne były piękne, jasne gwiazdy, w które Lee Jeno oraz Na Jaemin wpatrywali się całą noc, będąc dla siebie nawzajem. Lustrując wzrokiem niebo, pozwalali, by letni wiatr delikatnie muskał ich twarze, rozwiewając przy tym liście z drzewa nieopodal. I być może ta noc bez snu, spędzona wyłącznie na balkonie oraz na dachu, była im potrzebna do przełamania wszystkich barier, do zwalczenia problemów, a przynajmniej do spróbowania.

   — Hm?

   Przez te kilka niezwykle wyjątkowych godzin jedynie wspominali dzieciństwo — jego najpiękniejsze oraz najzabawniejsze chwile, za którymi tak tęsknili całą siódemką; o których nie mogli zapomnieć. Na przykład dzień, gdy na dwunaste urodziny postanowili adoptować ze schroniska szczeniaka dla Jaemina razem z jego mamą, następnie przez cały tydzień robiąc sobie żarty z tego, jak mocno chłopiec się wtedy popłakał. O, albo gdy wybrali się w gimnazjum na gofry i Donghyuck wpadł na pomysł, by zamiast ich zjeść, napaść nimi na Marka, co skończyło się wyrzuceniem całej siódemki z lokalu. Były też te bardziej wzruszające, jak pierwsza wygrana Chenle podczas konkursu dla pianistów, kiedy to dwójka najstarszych próbowała przekonać siedzącego obok Jisunga, że wcale nie płakali. Wspomnień było całe morze — i tych zabawnych, i emocjonalnych, i pięknych. Nie miały one wręcz końca, co noc będąc powodem, dla którego siódemka przyjaciół uśmiechała się smutno, nie mogąc zasnąć. Każdy w swoim łóżku, każdy osobno, jednak każdy tęskniąc. Tamtej nocy dwójka z nich śmiała się do łez, przywołując w myślach minę Marka umazanego w bitej śmietanie oraz piski uciekającego od niego Donghyucka. Rozmawiali o shih-tzu Jaemina, o konkursach Lele, o najlepszych rysunkach Renjuna, o najgłupszych pytaniach Jisunga i o tym, czy na pewno wszyscy nosili jeszcze bransoletki od Jeno. A to wszystko trzymając się za ręce. Oboje czuli się ze sobą tak komfortowo, jak za czasów przebywania w domku na drzewie. Jak wtedy, gdy ostatnim razem spali na dachu. I to dlatego właśnie Jaemin postanowił otworzyć się przed Jeno po raz pierwszy od tak długiego czasu, zdejmując swą maskę już na zawsze. Wyjawił mu, co się stało tamtego balowego wieczoru oraz powiedział, co poczuł wtedy na balkonie. Wspomniał nawet o wszystkich rzeczach, które go spotkały; o tych, których tak się wstydził. A Jeno, oczywiście, wysłuchał go, wpatrując się w jego oświetloną przez blask księżyca twarz, która nawet przez moment nie przestała wydawać mu się piękna oraz kreśląc kciukiem kółka na skórze jego dłoni, cały czas ją trzymając.

❝ELECTRA HEART: your youth is over❞ + nct dreamWhere stories live. Discover now