rozdział 24

1.2K 63 6
                                    

To koniec...

Teraz byłem tego pewny i znów winny byłem ja. Mimo, że kochałem ją całym sercem nie umiałem się przemóc, nie umiałem powiedzieć najważniejszej osobie w moim życiu, że ją kocham. Dlaczego? Nie umiałem nawet tego wytłumaczyć.

Kiedy już miałem te słowa na końcu języka zawsze coś nie pozwalało mi ich wypowiedzieć, zawsze ubierałem to inaczej, by dać jej do zrozumienia co czuję, ale nie to co chciała usłyszeć.

Kochałem ją, ale paraliżował mnie strach...
Tak, właśnie strach był wszystkiemu winny. Po prostu bałem się, że jeśli wypowiem te ważne dla Jenny słowa, całe nasze szczęście legnie w gruzach. Niestety nie przewidziałem, że może się też tak stać, gdy ich nie usłyszy.

- Panie Tomlinson, czy wszystkie te rzeczy mają pozostać dla wynajmujących mieszkanie? - zapytał facet z biura nieruchomości, a ja ocknąłem się z transu, w który wpadałem przy każdej możliwej okazji.

- Taaa... nie potrzebne mi tam gdzie jadę. - odpowiedziałem i podpisałem dokumenty, które mi podał.

- Dziękuję. Wszystkie informacje prześlemy na maila. Będziemy w kontakcie, Panie Tomlinson.

- Oczywiście. Do usłyszenia.

Kiedy mężczyzna opuścił mieszkanie, usiadłem na kanapie i wpatrywałem się w wyspę kuchenną. Wyobraziłem sobie moją Jenny, gdy ostatni raz robiła mi śniadanie, jak się uśmiechała gdy podawała mi kawę... Jakim trzeba być głupcem, by wszystko tak spieprzyć.

Wstałem z zajmowanego miejsca i podszedłem do drzwi, przy których stał tylko podręczny bagaż. Cała reszta została wysłana wczoraj pocztą lotniczą. Nie musiałem teraz przynajmniej jechać na lotnisko obładowany.

Chwyciłem małą torbę i z ciężkim westchnieniem opuściłem mieszkanie. Zejście po schodach wydawało się maratonem, ale czemu ja się dziwiłem, moje serce zostało tutaj...

Wsiadłem do wcześniej zamówionej taksówki i podałem cel podróży, lotnisko. Stamtąd miałem ruszyć w podróż zapomnienia, która była ucieczką. Jenny kiedyś nazwała mnie tchórzem i miała całkowitą rację. Jestem tchórzem i boję się życia we dwoje. Moje rany nigdy się nie zabliźnią.

Po dotarciu na miejsce zapłaciłem za kurs i bez zbędnego czekania ruszyłem do bramki w celu odprawy. Wyjąłem z kieszeni bilet i ustawiłem się w kolejce. Gdy przyszła moja kolej i podałem bilet i kartę pokładową kobiecie z obsługi uderzyło we mnie dziwne uczucie... coś próbowało mnie zatrzymać... coś kazało zrezygnować z popełnienia tego błędu...

Nie poddałem się temu i kiedy zasiadłem na swoim miejscu w samolocie wiedziałem, że robię dobrze. Ona zasługuje na szczęście, a ja jej tego nie dam...

this only (Book2)|| Louis Tomlinson✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz