rozdział 22

1.2K 65 2
                                    

- Sto lat! Sto lat! - usłyszałam wrzask i poderwałam się na łóżku. Przetarłam oczy i zobaczyłam rodziców wraz z Lucy. Tata trzymał ogromny tort, a  mama ogromny karton obwiązany kokardą. Co jest do cholery? A zaraz potem rzeczywistość dotarła do mnie ze zdwojoną siłą. Dzisiaj był dwudziesty drugi grudnia i moje osiemnaste urodziny... byłam dorosła...

Wyskoczyłam z pościeli i rzuciłam się rodzicom na szyję. Tak bardzo ich kochałam i byłam tak szczęśliwa, że ich mam... normalnych... w przeciwieństwie do ojca i matki Louis'a. Tamci ludzie byli czystym złem. Miałam na to swój pogląd, który od jakiegoś czasu podzielała ze mną reszta chłopaków... i to się nie zmieni... to Rebeca Tomlinson zniszczyła swojego syna.

Mama ucałowała mnie i mocno uściskała, po czym to samo zrobił tata. Lucy przykleiła mi się do kolan i nie chciała puścić, aż straciłyśmy równowagę i przewaliłyśmy się na łóżko. Wszyscy się śmiali i byli radośni, a ja nie mogłam doczekać się pomyślenia życzenia i zdmuchnięcia świeczki. Miałam tak naprawdę jedno życzenie... chciałam usłyszeć od Lou to czego najbardziej pragnęłam. Jedno 'kocham Cię' starczyło by mi za wszystkie prezenty świata.

Stanęłam przed biurkiem na którym postawiony był tort i zdmuchnęłam świeczkę w kształcie liczby osiemnaście w myślach wypowiadając życzenie i mając nadzieję, że dzisiejszej nocy się spełni.

Potem przyszedł czas na prezent. Z wielkim uśmiechem na twarzy odwiązałam kokardę,  a następnie otworzyłam wieczko pudła. Niestety zobaczyłam kolorowe ścinki papieru i nie powiem czułam się z lekka skonsternowana całą sytuacją. Jednak gdy zanurkowałam dłonią w te wszystkie papiery poczułam jakiś kawałek papieru, który okazał się być kopertą. Kiedy tylko ją otworzyłam zabrakło mi słów. Miałam przed sobą bilet lotniczy i voucher na tygodniowy pobyt w ośrodku narciarskim Abetone we Włoszech. O kurde...

- Dziękuję! - ponownie tego dnia rzuciłam się staruszkom na szyję tym razem rycząc jak słodka idiotka,  bo nie dało się tego powstrzymać.

Kolejne godziny spędziłam z rodziną w domu, bo wszyscy wzięli na ten dzień wolne. Jak za dawnych lat oglądaliśmy filmy, jedliśmy popcorn, a na obiad zamówiliśmy pizzę. Było cudownie, dawno tak dobrze się nie bawiłam i byłam ciekawa ile wspólnego z moim prezentem mają chłopacy.

Gdy zbliżała się godzina czwarta popołudniu  musiałam podnieść tyłek z wygodnej kanapy. Tak bardzo mi się nie chciało, że odwlekałam to do ostatniej chwili. Louis zabierał mnie dziś na kolację i musiałam wyglądać idealnie. Poza tym byłam dorosła i miałam zamiar to uczcić na swój własny sposób.

Weszłam pod prysznic i siedziałam tam tak długo aż pomarszczyła mi się skóra. Nie powinnam była tego robić,  ale ciepła woda  działała kojąco na moje nerwy. Wytarłam się grubym ręcznikiem i nasmarowałam skórę balsamem. Po włożeniu bielizny zajęłam się suszeniem włosów. Potem zawołałam mamę i poprosiłam ją o pomoc.

Spędziłyśmy godzinę na czesaniu, malowaniu i rozmowie. Czułam się wspaniale, a mamie też nie schodził uśmiech z twarzy. W końcu miałam idealne życie... wspaniałego chłopaka, rodziców, których kochałam ponad wszystko, przyjaciół, których uwielbiałam, dobre oceny, nawet pracę lubiłam i chętnie tam chodziłam...

Kiedy zegar wybił godzinę siódmą trzydzieści usłyszałam klakson i na szczęście byłam już gotowa. Pożegnałam się z rodzicami i otworzyłam drzwi za którymi zobaczyłam Styles'a szczerzącego się tym swoim głupim uśmieszkiem i już wiedziałam, że to nie będzie kolacja, a impreza o której dowie się pół miasta. Przeklęci bogacze...

Nie wiedziałam, gdzie Harry mnie wiezie, bo milczał jak zaklęty, nie odpowiadał na pytania,  zaczepki, po prostu tak jakby został zaprogramowany.

this only (Book2)|| Louis Tomlinson✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz