rozdział 23

1.2K 66 6
                                    

Jakiś czas zastanawiam się jak ja to wszystko znoszę, a raczej dlaczego tak bardzo duszę to w sobie?

Odbyłam kilka rozmów na ten temat z Harry'm i Zu, ale nadal mam wrażenie, że nie jest to rzeczywiste... to wszystko co dzieje się wokół mnie ma drugie dno i nikt tego nie zauważa, nawet ja sama czasami myślę, że przesadzam... a potem wszystko wraca...

Od samego początku nic nie jest tak, jak powinno... wszystko rozpieprza się jak pieprzony domek z kart przy byle drgnięciu... i ja mam tego serdecznie dość...

Dość czekania...

Dość drugich szans dawanych po raz setny...

Jestem człowiekiem i też błądzę, i mimo, że się boję to mówię to co czuję, bo wiem, że tak trzeba... Ale nie owijam, nie kręcę, bo jeśli kocham to cała reszta nie ma znaczenia...

Od godziny siedzę i przygotowuję się do walentynkowej kolacji. Louis zaprosił mnie do swojego mieszkania, bo jakoś nie miałam ochoty na świętowanie w miejscu publicznym, tym bardziej, że nie miałam ochoty w ogóle świętować tego dnia.

I to nie tak, że nie lubię walentynek, ale jeśli od kilku miesięcy nie słyszysz od osoby, którą kochasz najbardziej na świecie tych najważniejszych dla ciebie słów, to po prostu tracisz chęci do wszystkiego, a świadomość, że w życiu Lou była osoba, która zasłużyła na to, bolała jeszcze bardziej.

Gotowa do wyjścia z grobową miną zeszłam na dół do salonu. Mama i tata siedzieli w salonie przygotowując się do spędzenia romantycznego wieczoru. Czy mnie taki czekał?

Usiadłam w fotelu i bawiłam się swoimi palcami, bo nerwy zaczynały wygrywać ze zdrowym rozsądkiem.

Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi aż podskoczyłam. Naprawdę chciałam zakopać się w pościeli i płakać...

- Jen, ostatni raz. - szepnęłam do siebie i poszłam otworzyć.

Oczywiście jak zawsze Styles'owi przypadło bycie moim szoferem. Jak ostatnio bywało, rzuciłam krótkie 'cześć' rodzicom i wyszłam.
Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas.

- Co taka nie w sosie? - usłyszałam zachrypnięty głos Harry'ego i dopiero wtedy przypomniałam sobie o jego obecności.

- Bądź pod telefonem, błagam. - mruknęłam, a on ruszył przed siebie i chwycił moją dłoń jak zawsze to robił.

- Jest tak źle?

- Gorzej...

- Podjęłaś decyzję, prawda? - zapytał, a ja spojrzałam w te jego zielone oczy i kiwnęłam głową. - Rozumiem, Jenny. Pamiętaj, że zawsze tu jestem.

- Wiem, Harey... tylko dlatego jeszcze nie zwariowałam.

Droga minęła szybko i nim się spostrzegłam stałam pod drzwiami mieszkania Louisa. Zapukałam, a po chwili drzwi się otworzyły.

- Pięknie wyglądasz. - usłyszałam i zostałam obdarowana całusem w policzek. Na dzisiejszy wieczór wybrałam tą przeklętą sukienkę od Prady.

Wiedziałam, że będzie zachwycony i nie pomyliłam się. Jego oczy aż się świeciły z podniecenia. Niestety ja byłam obojętna na wszystko...

- Dziękuję. - odpowiedziałam i weszłam do środka.

- Stało się coś? - Louis był zaskoczony moją postawą i nic dziwnego. Przecież powinnam skakać że szczęścia.

- Zależy jak na to spojrzeć, Lou.

- Co to znaczy?

- No właśnie, co?

- Jenny, o co ci chodzi? - zaczynał się denerwować a jego głos był twardy.

- O to Louis, że nie mamy przed sobą przeszłości. Żyjesz przeszłością, a dla mnie nie ma tam miejsca. Jestem przyszłością, której nie chcesz przyjąć, choć masz ją na wyciągnięcie ręki. Na własne życzenie rezygnujesz z tego co możesz mieć, ale ja nie mam zamiaru tak żyć. Nie chcę tego. - łzy spływały po moich policzkach, a on siedział naprzeciw mnie i wpatrywał się gdzieś w dal za mną.

- Nie jesteś ze mną szczęśliwa?

- Właśnie o to chodzi, że jestem, ale Ty tego nie widzisz i nie doceniasz. Krążysz dookoła uczucia jakie nas łączy, ale nie potrafisz go nazwać. Nie umiesz powiedzieć 'kocham', bo to dla ciebie za dużo. Nie jesteś gotowy, a ja już nie mam siły.

- Chcesz odejść? - wykrztusił.

- Nie CHCĘ. Ale ja odchodzę, Louis'ie Tomlinson'ie.

this only (Book2)|| Louis Tomlinson✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz