- Co jest do cholery? - sapnąłem i przekręciłem się na plecy. Mój telefon oznajmił nadejście już przynajmniej trzech wiadomości, a w tym momencie przyszła kolejna.
Chwyciłem go z nocnego stolika mrużąc oczy, które po nagłym kontakcie ze światłem słonecznym, chciały eksplodować. Z lekkim westchnieniem sprawdziłem komu nudziło się od samego rana.
Otworzyłem aplikację wiadomości i moim oczom ukazało się imię Jenny.
Uśmiechnąłem się mimowolnie i zacząłem czytać to co napisała ta mała wredota.
Jenny: Wczoraj było naprawdę dobrze. Doszłam z Lou do porozumienia. Opowiem jak się spotkamy. Zawieziesz mnie do szkoły?
Jenny: Harry? Jest już 6:30, odwieziesz mnie czy nie?
Jenny: Do jasnej cholery czy ty nadal śpisz, Styles? Co znów robiłeś po nocy?
Jenny: Dobra zgniluchu. Nie to nie. Sam nie wiesz co tracisz. Nic Ci nie powiem!!!
Zacząłem śmiać się w głos. Wiedziała jak sprawić, bym robił dokładnie to czego ode mnie oczekiwała. Miała nade mną władzę absolutną.
Usiadłem na łóżku i kilkoma kliknięciami w ekran telefonu wybrałem jej numer.
- Czego chcesz, Styles? - usłyszałem, a zaraz potem po drugiej stronie słuchawki coś spadło, bo huknęło mi od tego aż w uszach, a Jen przeklęła siarczyście pod nosem.
- Chciałem powiedzieć, że będę za piętnaście minut, żeby odstawić cię do szkoły, ale teraz bardziej mnie interesuje, co się stało? - byłem ciekawy, co ona zmajstrowała, bo raczej nie ma problemów z koordynacją ruchową w przeciwieństwie do mnie.
- Jak jednocześnie jesz, czytasz, ubierasz buty i odbierasz telefon to tak to się kończy, pajacu. - odpowiedziała i sama zaczęła się z tego śmiać.
Miała od samego rana świetny humor, a to musiało oznaczać, że naprawdę jest między nią a Louis'em dobrze.
- O więcej nie pytam. Będę niedługo i... tak w ogóle dzień dobry, Jenny.
- Bry Harey. Czekam.
Po tej krótkiej wymianie zdań wyskoczyłem z łóżka i wpadłem do łazienki. Umyłem twarz i zęby, a włosy związałem w kok. Potem założyłem na dupę dres i wciąganą przez głowę bluzę. Nie minęło pięć minut od zakończenia rozmowy z przyjaciółką, a ja wsiadałem do samochodu.
Pod dom Jennifer podjechałem w momencie gdy wychodziła z domu. Idealne zgranie w czasie. Pokręciłem głową, gdy uświadomiłem sobie, że naprawdę takie rzeczy robiłem tylko dla Gemmy.
Dziewczyna z wielkim uśmiechem na twarzy zmierzała do auta, z taką różnicą, że jej uśmiech w końcu był taki jak przed kilkoma miesiącami, oczy znów błyszczały, a ona aż promieniała.
Zajęła miejsce pasażera i od razu obdarowała mnie buziakiem w policzek.
- Cześć. - powiedziała i zapięła pas, bo wiedziała, że nie ruszę się z miejsca, jeśli tego nie zrobi.
- Witaj, księżniczko. - odpowiedziałem i przekręciłem kluczyki w stacyjce. - To o czym chciałaś mnie poinformować i nie mogło to poczekać? - zapytałem nie mogąc już patrzeć jak niemal wybucha z nadmiaru szczęścia.
- Byłam wczoraj z Louis'em w Velvet. - zaczęła nadzwyczaj spokojnie - rozmawialiśmy... i on... powiedział mi o Gem i o planowanych oświadczynach, Harry. Przełamał się i otworzył, dopuścił mnie do swojego świata... - mówiła szeptem wpatrując się w swoje palce - ale powiedział też, że mu zależy, że chce... potem pojawił się Aaron - westchnęła a ja czułem jak mięśnie mi się napinają - ubliżał mi, wyzwał Louis'a, a ja na oczach ludzi z nim zerwałam. Wtedy dowiedziałam się, że się pobili. Byłam taka wkurzona na obu, ale w duchu cieszyłam się z tego co zrobił Lou. Oczywiście jak to ja, wybiegłam z klubu i miałam dzwonić po taksówkę, ale Tomlinson miał inny plan. - uśmiechnęła się na to wspomnienie i spojrzała mi w oczy - wyobraź sobie, że zabrał mi telefon, a potem nawrzeszczał na mnie, że ma dość słuchania o Tobie, bo to on chce spędzać ze mną czas, że to on chce być przy mnie... i co ja miałam zrobić? - powiedziała i zaczęła chichotać, a ja razem z nią.
CZYTASZ
this only (Book2)|| Louis Tomlinson✔
FanfictionONA - uczennica, która myśli, że w końcu kocha naprawdę... ON - nauczyciel ze złamanym sercem, największy dupek na tej planecie... DWOJE LUDZI, DWA SERCA I KILKA MIESIĘCY, BY SOBIE UŚWIADOMIĆ, ŻE WIEK, TO TYLKO PRZYPADKOWE LICZBY Zapraszam na drugą...