Rozdział dziesiąty

2.6K 112 3
                                    

  Poznajcie moją dobroć i łapcie następny rozdział xx  

*

- Musisz mi wybaczyć, ale tym razem nie mam kawy. - powiedział na wstępie Cristiano, wchodząc do mojego gabinetu bez pukania. Szybko się chłopak rozgościł, bo jak gdyby nigdy nic zajął krzesło przede mną i oparł się łokciami o biurko.

Cóż, na jego widok poczułam dziwny ucisk w klatce piersiowej, ale jednocześnie nie za bardzo się ucieszyłam. Nie mógł tu tak po prostu przychodzić, kiedy ma ochotę. W ogóle nie powinien do mnie przychodzić, a poza tym ja tu byłam w pracy. Co prawda, kiedy nadrobiłam wszystkie zaległości, niewiele miałam do roboty, ale tak to jest, mając pod sobą ludzi od wszystkiego. Wciąż jednak nie powinno go tu być. Westchnęłam niezbyt dyskretnie.

- Domyślam się, że to reakcja na brak kawy, a nie na mój widok. - odezwał się po chwili. W jego głosie mimo wszystko słyszałam nutę rozbawienia. Szkoda, że mi nie było tak wesoło. 

Trochę go zignorowałam, bo zajęłam się przeglądaniem czegokolwiek na laptopie, zanim po prostu z nim rozmawiać. Wiedziałam, że gdybym tak po prostu zaczęła mówić, zbyt szybko bym się do niego przywiązała. 

Nagle wstał i obchodząc biurko, stanął tuż obok mnie. Przekręciłam głowę i niespecjalnie sunąc wzrokiem po całym jego ciele, spojrzałam zaskoczona na jego twarz. A on co? Uśmiechał się zawadiacko, jak jakiś pieprzony zwycięzca. Fakt faktem zrobiło mi się cieplej, bo cóż... był przystojnym facetem, do tego umięśnionym, opalonym...

- Wiesz, że jeszcze ci się nie przedstawiłem? To niekulturalne. - zaśmiał się i wyciągnął w moim kierunku swoją dużą dłoń. Zmieszana błądziłam wzrokiem między jego dłonią, a twarzą. Dopiero po chwili widząc jego rozbawienie, chwyciłam ją i wstałam z fotela. - Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro. - na koniec oczywiście uśmiechnął się firmowo.

Spojrzałam na niego zakłopotana.

- Marisol Baltimore Correia. - powiedziałam w końcu, a on zaskakując mnie zupełnie, pochylił się i pocałował mnie w dwa policzki, zaczynając oczywiście od tego lewego. To nic, że miałam wrażenie, że moje serce wyskoczy z piersi, kiedy jego skóra otarła się o moją, a do moich nozdrzy doszedł zapach jego perfum. 

- Jesteś Hiszpanką? - zapytał w końcu, nie spuszczając wzroku z moich oczu. - Wcześniej przedstawiłaś się tylko jednym nazwiskiem.

Odchrząknęłam zmieszana, dopiero teraz zauważając, że nasze dłonie wciąż są złączone. Wyswobodziłam ją, myśląc jakiej odpowiedzi mu udzielić. Prawda była taka, że byłam Portugalką, miałam dwa nazwiska, ale przedstawiałam się częściej jednym, tym po ojcu. Matka mnie nie wychowywała, nawet jej nie poznałam, więc nie lubiłam przedstawiać się też tym po niej.

Pokręciłam głową.

- Jestem Portugalką. - kiedy tylko to powiedziałam, jego oczy się rozszerzyły i pojawił się w nich dziwny blask. Uniosłam pytająco brwi. 

- Naprawdę? - zapytał tym razem po portugalsku, a ja skinęłam głową. Jego twarz rozjaśnił jeszcze większy uśmiech. 

- Co?

- Już wiem, kto będzie mi kibicował na Mistrzostwach Europy. - rzekł, ale niewiele mi to wyjaśniło. Wciąż nic nie rozumiejąc, na niego patrzyłam. - Też jestem Portugalczykiem i w sumie to gram w kadrze narodowej. 

Uniosłam z wrażenia brwi.

- Nie mów, że nie wiedziałaś? - zapytał zaskoczony, a ja pokiwałam głową. - Nigdy nie myślałem, że będę musiał komuś o tym mówić. Zazwyczaj ludzie wiedzą o mnie więcej niż ja sam. - zaśmiał się, a ja znów się przy nim uśmiechnęłam. Szybko jednak opuściłam kąciki ust. - Lubisz w ogóle piłkę nożną?

Z zakłopotaniem pokręciłam głową.

- Oglądałaś kiedykolwiek jakiś mecz?

Znów pokręciłam głową.

- Żaden?

- Żad... - niedane mi było dokończyć, bo nagle drzwi do mojego gabinetu otworzyły się z impetem, a do środka nie wszedł nikt inny jak Alberto Baltimore - mój ojciec we własnej osobie. Z zaskoczenia chciałam odsunąć się od Cristiano, ale zapomniałam o fotelu za mną. Odskakując w tył, uderzyłam o niego i gdyby nie silne ramiona piłkarza, pewnie uderzyłabym głową o podłogę. Moje serce dudniło ze strachu, ale i z zawstydzenia, kiedy z rumieńcami spojrzałam na przypatrującego się nam tatę. 

- Cześć, tato. - mruknęłam z zakłopotaniem, a Ronaldo momentalnie zabrał ręce z mojego ciała. Mój tato mierzył go wzrokiem, ale jeden z kącików dziwnie mu drgał. 

- Cześć, córeczko. - uśmiechnął się do mnie, zaś to co zrobił później bardziej mnie zaskoczyło. Podszedł do piłkarza i podał mu rękę. - Cześć, Cristiano.

- Dzień dobry, Alberto. - uśmiechnął się do mojego taty, a na mojej twarzy malowało się totalne zaskoczenie. Od kiedy oni się znali?

*

Kiedy tylko zawodnik Realu Madryt opuścił mój gabinet, podbiegłam do taty i przytuliłam się do niego z całych sił. Tak bardzo za nim tęskniłam. W jego ramionach czułam się najbezpieczniej, jak mała bezbronna dziewczynka chroniona przed złem całego świata. 

- Rybko, jeszcze nie wyjeżdżam. - zaśmiał się nad moim uchem, kiedy wciąż stałam przytulona do niego. Spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz, na której rysowały się zmarszczki. Nie był jeszcze wcale taki stary, bo miał niecałe pięćdziesiąt lat, ale nerwy i słońce nie najlepiej działały na jego skórę. Poza tym szturchnęłam go lekko w brzuch. Przezwisko, którym zwrócił się do mnie, przestało mi się podobać, kiedy skończyłam dziesięć lat. Fakt faktem wciąż uwielbiałam pływać, ale byłam już na takie nazywanie za stara. 

- Nie mów tak na mnie, mam już dwadzieścia pięć lat. - burknęłam w końcu się od niego, odsuwając. Przewrócił teatralnie oczami.

- Ciężko zapomnieć, jeśli wciąż mi to przypominasz. - wypomniał mi, a później uśmiechnął się do mnie w ten dziwny sposób. - Wiem, wolisz, żeby ktoś inny tak na ciebie mówił. - dodał, strzelając do mnie brwiami.

Teraz to ja przewróciłam oczami. 

- Tato! - jęknęłam, kręcąc na boki głową. - Lepiej powiedz mi, jak minął ci lot.

- Nie, lepiej powiedz mi, jak się czujesz.

Westchnęłam głośno. Następny zainteresowany tym, co nie trzeba. Chociaż muszę przyznać, że pierwszy raz nie pomyślałam, że miał na myśli, to jak się miewam po rozstaniu. Nie widząc mnie przez dłuższy czas, po prostu się martwił o moje samopoczucie, a to chyba normalne, prawda?

- Chyba... lepiej. - odpowiedziałam, na chwilę uciekając wzrokiem gdzieś na bok, żeby później ponownie przenieść go na tatę i odezwać się z pewnością. - Tak, lepiej, zdecydowanie. 

Nie wiem dlaczego, ale na jego twarzy ponownie pojawił się ten ogromny, ale zarazem przerażający uśmieszek. 

*


Let me love you | C.RWhere stories live. Discover now