12 Sen

15.7K 836 26
                                    

„- Doobra, już ssobie, idę spookojnie - Powiedział i uciekł.

Co tu się odpierdzieliło?"

Czy największy goryl przestraszył się "małej dziewczynki"? To jest chore.  On jest chory, albo to ja jestem chora. 

Weszłam do pokoju w pełnym osłupieniu, klatka ciągle paliła, a w głowa niemiłosiernie pulsowała. Nie słyszałam niczego, co się dzieje wokoło jakbym została zamknięta w szklanym, dźwiękoszczelnym pudełku. Wszystko widzę, ale nic nie słyszę. Podbiega do mnie Leo mówił coś, ale nic nie słyszę. Chcę coś powiedzieć, jednak z moich ust nie wychodzi żaden dźwięk. Chcę postawić krok, lecz nie potrafię tego zrobić. Niewidzialna lina oplata moje ciało, nie pozwalając na jakikolwiek ruch. Serce zaczyna uderzać niemiłosiernie, a ręce drżeć. Obraz zaczyna się rozmazywać. Zapada ciemność. Upadam złapana przez przyjaciela.

Stoję w ciemnej pustce. Nic nie widzę. Żadnego przejścia, skrawka światła, specjalizującego wyjście z czarnego pustkowia. Grobowa cisza, którą przerywa jedynie mój płytki oddech. Rozglądam się w każdą stronę, szukając promyczka nadziei.

Podaję się i ostatni raz zerkam w przestrzeń, a ciemność blednieje. Otwierają się czarne mosiężne wrota, ukazując zarysy postaci. Zbliża się powoli, a z każdym jego krokiem moje serce pulsuje.

Jest bliżej. Widzę go. Szara postać niczym z metalu, bez włosów, bez uszu, oczu... Sam zarys dwumetrowego człowieka.

Staje w miejscu, a moje serce przestaje bić.

Co teraz?

- Córka Pairosa gotowa zniszczyć i połączyć się z silnym przywódcą.

Znikł. Rozpłynął się, nie zostawiając po sobie śladu. Wszystko zaczęło się rozmazywać oraz wirować by po sekundzie przestać i zabłysnąć światłem.

- Megi, obudź się. – Ktoś poklepywał mnie po policzku – Meg, nie zostawiaj mnie, ja sam nie posprzątam tego miejsca.

- Acha… To potrzebna ci jestem tylko do sprzątania. - Powiedziałam dalej otumaniona, powoli przyzwyczajając się do światła.

- Boże Megi! Tak się martwiłem, nigdy już tak nie rób! - Przytulił się do mojej głowy, niczym do misia. - Chodź zaniosę Cię do łóżka.

Chłopak delikatnie mnie uniósł, a ja oplotłam dłońmi jego kark. Położył mnie na łóżku, szczelnie przykrywając kołdrą. Czuję się fatalnie. Boli mnie głowa i czuję, że zaraz rozbierze mnie choroba. Chłopak pośpiesznie wyszedł z pokoju. 

Dlaczego się tak czuję? Najczęściej choruję tylko raz w roku. I to na katarek.

Ciągle czuję szczypanie w klatce piersiowej.  Naszyjnik. Zrzuciłam kołdrę, resztką sił weszłam do łazienki i zakluczyłam drzwi.  Podeszłam do łazienki i zdjęłam bluzkę.

To, co zobaczyłam doszczętnie mnie przeraziło.  Medalion był wszczepiony przed piersiami na samym środku, a wokół niego rozszczepiły się żyłki wypełnione czarną cieczą.

Co do cholery?!

Próbowałam go odczepić, ale przy najmniejszym zetknięciu się skóry z klejnotem moje ciało przeszywał dziwny prąd. Próby pozbycia się problemu przerwało mi pukanie do drzwi. Szybko narzuciłam na siebie sweterek. Nikt nie może się dowiedzieć, dopóki sama nie rozwiążę problemu z naszyjnikiem i dziwnym snem. Otworzyłam drzwi, spotykając się ze zmartwionym wzrokiem Leo. Posłałam mu słaby uśmiech i ponownie położyłam się pod kołderką.

- Jak się czujesz? – Zapytał, przekładając dłoń do mojego czoła. - Masz gorączkę. Załatwię jakieś leki, aby ją zbić. - Powiedział pogładził mnie po czole i wyszedł.

I co ja mam zrobić? Dlaczego akurat ten przeklęty naszyjnik musiał się przyczepić do mnie?! Muszę porozmawiać o tym z rodzicami, przecież to oni obdarowali mnie tym czymś.

Czuję jak ogarnia mnie senność, pokój zaczyna wirować, a ja zasnęłam.

Przepraszam że tak długo bo net jest jebnienty.

My Soulmate ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz