«1»

5K 206 15
                                    

Zwiad jak zwiad.
To samo każdego dnia. Wychodzimy z Murphym na północ. Jak zawsze.
- Pamiętaj o drzewach. - upominam go - Ziemianie lubią sobie poskakać.
- Jasne jasne. - zbywa mnie, a ja tylko wywracam oczami.
Przez pierwsze kilka metrów jest spokojnie, ale mimo wszystko trzymam broń blisko siebie. Niebo jest idealnie błękitne, a ja po raz pierwszy od dawna myślę o tym jak dobrze byłoby móc na chwilę uciec od wszystkiego.
Chwila ta nie trwa długo, bo właśnie wtedy w koronie drzew zauważam ruch. Zatrzymuję się przeczesując wizjerem możliwy obszar, w którym uchwyciłem ziemianina.
I siedzi tam. Trzecia gałąź od dołu. Nie wygląda groźnie, więc nie wołam Murphy'ego. Już trzymam za spust i chcę strzelić, ale orientuję się, że ona jest zupełnie nieuzbrojona. Nie zauważa że w nią celuję. Siedzi tam, uśmiechnięta, z rozwianymi włosami i chyba coś rysuje. Mimowolnie unoszę jeden kącik ust do góry zdejmując rękę ze spustu, ale nie potrafię oderwać oka od wizjera. Jest na prawdę ładna i taka... krucha. Jakby za chwilę miała zniknąć. Jest zupełnie niepodobna do dzikusek, które nas atakowały. Ma czystą, uśmiechniętą twarz bez śladów wojennych farb i lśniące włosy od których odbijają się promienie słońca. Bardziej przypomina jedną z nas, ale zdradzają ją futra na ramionach i posplatane warkocze.
- Na co się gapisz, Bell? - słyszę głos Murphy'ego i odwracam się w jego stronę.
- Pilnuj swojego nosa. - syczę z uśmiechem.
- Tak jest. - salutuje mi.
Zażenowany jego zachowaniem wracam wzrokiem do wizjera. Przez chcę myślę, że patrzę na złe drzewo, więc przeczesuję wszystkie w pobliżu. Dziewczyny nigdzie nie ma.
Jestem głupi, trzeba było od razu ją zabić. Pewnie szkicowała umocnienia naszego obozu. Mapę czy plan ataku. Przeklinam pod nosem gdy kilka metrów dalej słyszę huk, uderzenie jakby ktoś spadał z dużej wysokości.
Późnej jakiś syk.
Murphy biegnie w tamtą stronę.
Szelest liści.
- Nie strzelaj! - krzyczę.
Huk strzału.
- Kurwa Murphy! - biegnę w stronę, z której usłyszałem krzyk. - Mówiłem nie strzelaj!
- To ziemianin Bell! - krzyczy za mną.
- Ziemianinka. - mruczę kucając przy z trudem oddychającej dziewczynie. Krew sączy się z jej złamanej nogi oraz rany postrzałowej na ramieniu. - Dobrze, że jesteś słabym strzelcem.
Odrywam kawałek materiału od swojej koszulki i obowiązuję nim zranioną nogę. Dziewczyna wierci się i próbuje kopnąć mnie zdrową nogą, ale powstrzymuję cios. Później próbuje wstać, ale powstrzymuję ją delikatnie popychając na ziemię.
- Co ty robisz człowieku? - nie potrafię określić słowami jak Murphy działa mi dziś na nerwy. - Trzeba ją dobić.
- Uważaj, żebym ja cię nie dobił. - warczę - Lepiej idź po chłopaków i nosze.
- Ale...
- Rusz się. - przerywam mu. Stoi tak przez chwilę patrząc sie na nią i biegnie w stronę obozu.
Zdejmuję swoją kurtkę i formując z niej kulkę wkładam pod głowę dziewczynie. Twarz ma odwróconą w drugą stronę i z tęsknotą patrzy w las.
- Nie martw się, wrócisz tam żywa. - spuszczam głowę i odrywam następny kawałek ubrania. Odsłaniam futra z jej ramienia chcąc ocenić wielkość rany. Gdy przez przypadek dotykam jej gołej skóry, słyszę jak głośno wypuszcza powietrze. Unoszę głowę i nasze spojrzenia się krzyżują.
Boi się.
W jej prawie czarnych, zlewających się z źrenicą tęczówkach widzę strach.
- Obiecuję, że wrócisz do swoich.

You Can't Be Here  «Bellamy Blake» [CZĘŚĆ 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz