Rozdział 32. Początek końca

3.6K 351 107
                                    

  Kamienne ściany odbijały kakofonię dźwięków. Okrzyki pełne nerwowości i szczęk metalu były tym, co od rana niosło się po korytarzach podziemnej kryjówki rebeliantów. Hałas narastał z każdym krokiem, który przybliżał Aerona do Smoczej Hali.

Ogromna przestrzeń była pełna biegających w różne strony wojowników i smoków przygotowywanych do odlotu.

Za półtorej dnia powinni zaatakować Galendrę. Wliczał się w to krótki odpoczynek dla ich wierzchowców, który mieli spędzić ukryci w lasach otaczających stolicę.

Aeron już czuł podekscytowanie zbliżającą się jatką. Jego emocje zdawały się udzielać Feniksowi, który stroszył pióra i mierzył wrogim wzrokiem wszystkich wokół. Jego pazury wbijały się w ramię Aerona, jednak nie mogły przebić się przez kostium. Czuł na twarzy ciepło bijące od stworzenia i choć obawiał się, że ptak w każdej chwili może stać się żywą pochodnią, nie założył jeszcze maski.

Odnalazł wzrokiem swój oddział. Zebrali się w najdalszym rogu sali, odseparowani od innych. Garstka trzydziestu wybrańców popatrzyła na swojego dowódcę, gdy zbliżał się do nich pewnym krokiem.

— Jesteśmy gotowi, generale — oznajmiła pułkownik Bladi, wychodząc z szeregu.

Aeron skinął głową.

— Znasz rozkazy. Jutro musimy się ich pilnować — mruknął, a jego uwagę przyciągnął smok. 

  Górował nad pozostałymi, wyższy od nich o około trzy mery. Potrząsał łbem, próbując pozbyć się uzdy, a gdy to nie poskutkowało, szarpnął tak, że stajenny znajdujący się na drugim końcu wodzy, oderwał się od ziemi i tylko żelazny uścisk uratował go przed wylądowaniem na drugim końcu sali.

Spokój — nakazał w myślach Aeron. Smok zwrócił na niego spojrzenie czerwonych ślepi, a stróżki dymu uleciały z jego nozdrzy, dając wyraz niezadowolenia.

Młody generał podszedł do roztrzęsionego chłopaka. Parobek był blady jak ściana, ale mimo to trzymał linkę zawzięcie.

— Rozwiąż go i spieprzaj — polecił Aeron, beznamiętnym tonem.

Uszczęśliwiony tym poleceniem stajenny szybko zdjął uzdę, a potem, gdy smok kłapnął na niego potężnymi zębiskami, uciekł w popłochu.

— Nie nakarmili cię dzisiaj? — spytał z przekąsem Aeron, podchodząc do zwierzęcia. Sprawdził czy siodło jest właściwie przymocowane, wolał nie ryzykować upadku z wysokości. Spróbował wskoczyć na grzbiet bestii. W tym celu musiał podciągnął się na rękach za uchwyt przy siodle, a oprócz tego podeprzeć się o złożone skrzydło smoka.

Smok złośliwie przesunął skrzydło, przez co Aeron o mały włos zaliczyłby upadek na oczach wszystkich swoich podwładnych. Feniks ześlizgnął się z jego ramienia i ze skrzekiem, poderwał się do lotu.

Nie próbuj, podstępny gadzie — warknął w myślach, po czym prędko ponowił manewr. Siedząc na grzbiecie, zmierzył się wzrokiem ze swoim wierzchowcem, który był zaskakująco sprytny - i złośliwy - jak na zwykłe zwierzę.

Co prawda od zawsze między nimi nie układało się dobrze, co dawało Aeronowi jeszcze więcej wątpliwość. Zaczynał sądzić, że ta sprawa z klątwą, która niby miała mu dać siłę i potęgę samego Briesmoniego, była jednym wielkim oszustwem.

Jego ojciec i matka upierali się przy własnym zdaniu, jednak Aeron czuł inaczej. Zastanawiało go tylko czy jego rodzice zostali oszukani, czy oszukali jego.

Nawet smok, który żył stulecia i dawniej był własnością samego Potężnego Briesmoniego, nie chciał się go słuchać. A powinien, skoro Aeron miał w sobie namiastkę jego pana.

Czas Feniksa (TOM I) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz