Rozdział 7. Melodia nocy

4.9K 504 21
                                    

 Kassidia przemarzła na kość. Nawet gruba szata nie uchroniła jej przed chłodem nocy. Dwa księżyce, które były ucieleśnieniem boga Arenona i bogini Handru, dobrze oświetlały jej drogę. Szybko przemykała ciemnymi, wyludnionymi uliczkami miasta. Mijała jedynie gwardzistów, patrolujących główne ulice. Nie zatrzymywała się ani na chwilę, choć była zmęczona i całą drogę starała się zapomnieć o dzisiejszym dniu. Myślała też, jak wytłumaczy się Morred'owi.

  W końcu znalazła się przed znajomą, trzypiętrową kamienicą. Wbiegła po schodkach i ostrożnie uchyliła drzwi. W mieszkaniu panowała ciemność. Ciesząc się, że będzie miała jeszcze czas na przemyślenie usprawiedliwienia, wślizgnęła się do środka.

  Wtedy drzwi zaskrzypiały, a jej serce momentalnie przyspieszyło. Domknęła drzwi na zasuwę i na palcach zaczęła skradać się w kierunku schodów na drugie piętro. Zapomniała o małym szczególe. Nie podkasała szaty. Już po drugim kroku wyłożyła się jak długa z cienkim krzykiem.

  Kolejny raz tego samego dnia. Biję rekordy w przyciąganiu pecha.

  — Znalazła się zguba — rozległo się z bliska. Morred stał na progu kuchni z założonymi rękami. Jego wzrok ciskał gromy.

  Magiczka ciężko westchnęła, podnosząc się na łokciu.

  — Kassidio Argianet, czy masz coś na swoje usprawiedliwienie?

  — Przepraszam, ale to nie moja wina — wymamrotała.

  — Więc czyja, wytłumacz proszę?

  — Przez przypadek, pomyliłam drogę na targ. Trafiłam na szczelinę w drodze i spadłam do korytarzy pod Galendrą — wyrzuciła na jednym tchu wersję, którą ułożyła. — Nie mogłam się wydostać i musiałam poszukać innego wyjścia. Zajęło mi to kilka godzin chodzenia tymi okropnymi kanałami, ale w końcu jestem.

  Morred milczał przez chwilę, marszcząc brwi. Dziewczyna nerwowo zaczęła wykręcać palce. To co powiedziała było częściową prawdą, jednak nigdy nie umiała dobrze kłamać.

  W końcu ciekawska strona natury profesora zwyciężyła.

  — Naprawdę odkryłaś tunele?

  Dziewczyna gorliwie przytaknęła.

  — Zaprowadzisz mnie kiedyś tam? — Jego szare oczy rozbłysły.

  — Jasne! — odpowiedziała, hamując uśmiech. — Tylko nie dzisiaj. Jestem wykończona.

  — Oczywiście — Morred uśmiechnął się, a ona wiedziała, że wygrała. — To niesamowite! Zbadamy miejsce, które jest legendą.

  — Yhm... A mogę już iść? — Kassidia wymownie machnęła ręką w stronę schodów.

  — Tak, tak — odparł, podekscytowanym głosem. — Koledzy mi nie uwierzą. Taki fart...

  Dziewczyna była już w połowie schodów, gdy sobie o niej przypomniał.

  — Kassy? Uważaj następnym razem, dobrze? Martwiłem się.

  — Dobrze — odparła i, pod wpływem impulsu, dodała — dziadku.

  Mogłaby przysiąc, że oczy starca zabłyszczały. Czasami naprawdę czuła,  jakby była jego rodzoną wnuczką, nie tylko przez nazwisko. Stanowił dla niej jedyną rodzinę, tak samo, jak ona dla niego.

  Po tych słowach szybko wbiegła na górę, a potem na jeszcze wyższe piętro. Gdy znalazła się na poddaszu, czym prędzej ściągnęła szatę i przebrała się w koszulę nocną. Obrzuciła krytycznym wzrokiem to, co zostało z jej szkolnego stroju.

Czas Feniksa (TOM I) ✔Where stories live. Discover now