Rozdział 40.1

1.6K 133 29
                                    

>>>>>>>>>>time skip<<<<<<<<<<

Cała Konoha była zrujnowana, na jej miejscu był jedynie wielki krater. Wszyscy drżeli przed nieludzką siłą Paina i jego pięciu ciał. Z przerażeniem oglądali zwłoki martwych członków rodziny, przyjaciół lub towarzyszy. Sakura spoglądała na wszystko z wielkim zdziwieniem, jej piękna, dumna wioska w jednej chwili została zmieciona z powierzchni ziemi za sprawą jednego człowieka, którego w tej chwili szczerze nienawidziła. Po jej policzkach spływały słone łzy, a dłonie zacisnęła w pięści. Nie wiedziała co robić. Najsilniejsi shinobi pomimo swojej potęgi polegli, a co dopiero ona, ta która zawsze przed sobą miała plecy swoich przyjaciół. Pomyślała jak bardzo żałosna jest i zaczęła się modlić o przybycie jej zdaniem jedynej w tym momencie osoby, która by jej pomogła. Ze zdziwieniem zauważyła, że przez myśl nawet jej nie przeszło imię jej ukochanego. Doskonale wiedziała, że Sasuke w tym momencie, ma jej osobę w głębokim poważaniu.
-Naruto...-szepnęła.-Naruto!-powtórzyła dużo głośniej wybuchając szlochem. Nagle w samym centrum dziury, na przeciwko Peina wybuchł dym który przysłonił cały widok. Gdy opadł, jej szeroko otwartym oczom ukazał się wcześniej wspomniany blondwłosy chłopak z dziarskim uśmiechem i dumnie wypiętą klatką piersiową. Stał na jednym z trzech gigantycznych lisów, zaraz jednak zdezorientowany zaczął kręcić głową na boki oglądając całe miejsce. (nie, nie będzie tu NaruSaku -.- dop. aut.)

)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Że co kurna?! Kurama, przyznaj się znowu źle nas przeniosłeś!-krzyknąłem w stronę lisa pode mną z wyrzutem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


-Że co kurna?! Kurama, przyznaj się znowu źle nas przeniosłeś!-krzyknąłem w stronę lisa pode mną z wyrzutem.
-Niestety nie, na 100% to Konoha.
-Wiedziałem że pod rządami Babci wioska podupadnie, ale żeby aż tak...
-Serio jesteś takim idiotą? Patrz przed siebie.-spoważniałem.
-To, jak mniemam Pain, któremu mam skopać dupsko.-stwierdziłem.
-Jesteś głupi dzieciaku...-powiedział rudowłosy złowrogim głosem.
-Widzisz, nawet on przyznaje mi rację...
-Oi, cichaj.-obok mężczyzny pojawiły się pozostałe ciała. Poczułem zapach krwi i gasnącą chakrę moich przyjaciół.-Co tu się stało?-zmarszczyłem brwi i warknąłem w jego stronę.
- Żałosne... Chcę byście doświadczyli bólu, byście myśleli o bólu, zaakceptowali go, poczuli co to prawdziwy ból. Ci, którzy nie zaznali bólu nigdy nie zrozumieją co to prawdziwy pokój.*
-Mylisz się...-szepnąłem.
-Wszystko jest bezcelowe w obliczu wszechpotężnej mocy. Jestem tu, aby uzmysłowić to waszym pięciu wielkim narodom. Wszyscy...Myślicie, że śmierć was nie dotyczy, ponieważ macie władzę nad światem. Zachłysnęliście się swoim głupim pokojem. Jeśli kogoś zabijasz, ktoś inny przyjdzie by zabić Ciebie... Nienawiść to niekończący się łańcuch. Wojna... to obosieczny miecz, który przynosi krzywdę, cierpienie i śmierć obydwu stronom.**
-Mylisz się!-chciałem rzucić się na niego ale drogę zagrodziły mi pozostałe ciała. Jedno z ciał przyzwało olbrzymiego nosorożca, którego zamiast ominąć złapałem za róg i przerzuciłem za siebie.-Nie każdy taki jest! I ja udowodnię ci że się mylisz!-z zaciętą miną wskazałem kciukiem moje serce.
-Jak chcesz to zrobić?
-Pokonam cię. Kimże jest bóg, za którego się masz skoro może przegrać z kimś takim jak ja?
-...Życzę powodzenia.-wycofał się do tyłu dając miejsce pozostałym ciałom.(Nie będę opisywać szczegółowo, wierzę że wszyscy mniej więcej orientują się jak wyglądała walka w anime. dop. aut.) Najpierw pozbyłem się ciała kobiety, która przyzywała ogromne zwierzęta. Następnie zdjąłem kolejnych dwóch przy pomocy moich summonów, a Kurama ,,unieszkodliwił" kolejnego. Piątemu udało się mnie złapać i unieruchomić, po czym zaczął wsysać moją chakrę, za sprawą której zamienił się w kamień. Po chwili się uwolniłem łamiąc skamieniałe ręce i ruszyłem na ostatnie ciało. Poturbowany stworzyłem rasengana, którym ostatecznie zakończyłem bitwę.
-Teraz czas na ciebie.-mruknąłem patrząc w odległy punkt przede mną.

############################
Wiem końcówka do dupy...Ja po prostu nie potrafię opisywać walk i zamiast zrypać sprawę wolałam iść na skróty, przepraszam. Może kiedyś to poprawię.

* i **-to cytaty Paina

Nigdy Nie Jestem Całkiem SamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz