Rozdział 38

1.7K 135 302
                                    

-Jak ona śmiała?! Czy ludzie z tej wioski mi nie ufają?-przystanąłem i gorzko się zaśmiałem-Nie oni nigdy nie mieli do mnie krzty zaufania!
-Jestem pewny że nie to miała na myśli.
-Kurama...nie chcę tu być.-jęknąłem w stronę towarzysza.-Wróciłem tu tylko po to by dotrzymać obietnicy danej Trzeciemu.
-Doskonale o tym wiem. Naru...lepiej idź już spać. Czasem jutro daje nam lepsze perspektywy, to co dzisiaj może nas przytłaczać następnego dnia nie jest takie straszne jak nam się wydawało.
-Może masz rację...-westchnąłem udając się do łazienki.

Następnego dnia cały nasz rocznik i jonini zostaliśmy poproszeni o udanie się do gabinetu Hokage. Gdy przybyłem na miejsce wskakując przez okno wszyscy już byli, plus jakiś siwowłosy roześmiany starzec z zabandażowaną ręką i klatą piersiową.
-To Jiraiya, jeden z sanninów.-przedstawiła go Tsunade na co moje oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Wiedziałem że prędzej czy później poznam mojego chrzestnego, ale nie wiedziałem że tak szybko.-Był na misji na której dowiedział się że Akatsuki planuje inwazję na Konohę.-po pomieszczeniu przeszły niespokojne szmery.-Jiraiya walczył z Painem i prawie zginął w czasie walki, ale uratował go jakiś białowłosy mężczyzna.-na tą wiadomość drgnąłem. To Tamotsu. Nie wiem skąd po prostu wiedziałem że to on.-Do ataku ma dojść za miesiąc, więc chcemy abyście ten czas wykorzystali do treningu. Ilość misji zostanie ograniczona. A teraz wyjazd.-wszyscy po otrząśnięciu się ze zdziwienia ruszyli w stronę drzwi.-A Naruto, ty zostajesz.-westchnąłem cierpiętniczo i cofnąłem się siadając na przeciwko biurka.
-Naruto...chciałam cię przeprosić. Po prostu Szczyt Kage to nie jest coś co organizuje się od tak. Gdyby to wszystko okazało się kłamstwem inni Kage byliby wściekli.
-Rozumiem. Też niepotrzebnie się uniosłem. Przepraszam.-mruknąłem.
-Naruto czy...to co mówił Kakashi to prawda? O Nokemono i tym jak cię porwali?-lekko przytaknąłem.
-Tak mi przykro, gdybym tylko wiedziała...
-Gdybyś wiedziała i tak nic byś nie wskórała. Zrobiliby ci tylko krzywdę...Czy coś jeszcze?
-Ach no tak. To Jiraiya, o którym pewnie słyszałeś, twój chrzestny.-spojrzałem w oczy okalane zmarszczkami. Jeszcze kilka lat temu rzuciłbym mu się na szyję z wielkim uśmiechem, ale teraz doskonale zdając sobie sprawę że przez tyle lat miał mnie gdzieś nie wiedziałem co robić. Spuściłem głowę nerwowo pocierając ręką kark.
-To...może pójdziemy na ramen?-podniosłem gwałtownie głowę zdziwiony wpatrując się w jego uśmiechniętą łagodnie twarz po czym kiwnąłem głową.

-Więc masz już 16 lat.-zapytał czy raczej stwierdził na co kiwnąłem.-Ale ten czas szybko leci.-westchnął.
-Dlaczego?-mruknąłem cicho.
-Co?
-Dlaczego dopiero teraz zdecydowałeś się ze mną spotkać? Dlaczego nigdy wcześniej nie przyszedłeś mnie odwiedzić? Dlaczego nie było cię gdy tego najbardziej potrzebowałem?
-Kilka razy miałem taki zamiar. Byłem naprawdę blisko powiedzenia ci wszystkiego, ale za każdym razem rezygnowałem.
-Dlaczego?
-Przez te wszystkie lata wypełniałem przeróżne misje od Hokage. Jednak w między czasie pozbywałem się osób które chciałyby cię skrzywdzić?
-Skrzywdzić?
-Tak twój ojciec był wspaniałym shinobi, głową wioski i jestem pewny że ojcem również, jednak miał wielu wrogów którzy chcieliby cię skrzywdzić.
-Więc to wszystko było dla mojego dobra?-zapytałem a on lekko kiwnął głową. Nie wiedziałem co powiedzieć.
-Wiesz...chciałbym być dla ciebie kimś bliskim i będę się starać byś mnie polubił.-uśmiechnął się szeroko, a ja odwzajemniłem uśmiech.
-Jeżeli tak to musisz mnie zaakceptować takiego jakim jestem. Całego mnie.-położyłem dłoń na brzuchu, miejscu gdzie znajduje się pieczęć.-Nas obu.

############################
Hmmm rozpieszczam was tymi rozdziałami (nie przyzwyczajcie się)  ^^

Jest Jiraiya, żyje (nie mam serca go zabijać T^T) i ten nooo...to tyle.

PS. Komentujcie, gwiazdkujcie i czytajcie! =^.^=

Nigdy Nie Jestem Całkiem SamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz