- Dlaczego akurat wiolonczela? - pyta, kiedy siedzimy na kocu, jedząc kanapki.
Muszę przyznać, że podczas drogi i wygłupów w wodzie zdążyłem zgłodnieć.
- Sam nie wiem - mruczę po chwili namysłu. - To chyba przez mamę. On zaszczepiła we mnie miłość do muzyki.
- Zaszczepiła? - Park spogląda na mnie z zwątpieniem w oczach.
- Dobra, to złe słowo - wzdycham. - Bardziej pasuje tu określenie "zmusiła", ale nie mam jej tego za złe.
- Lubisz grać?
Kiwam głową, będąc w trakcie przeżuwania kanapki. Muszę przyznać, że jest naprawdę dobra i zastanawiam się, czy chłopak sam je przygotowywał. Nie wygląda na kogoś, kto spędza wolny czas w kuchni.
- Sam je robiłeś? - pytam, wskazując na resztę kanapek w torbie.
- Nie - śmieje się cicho. - Moja mama.
- Och - przez chwilę jestem trochę zawiedziony, bo liczyłem na to, że wbrew pozorom Park okaże się wrażliwym chłopakiem, kochającym gotowanie.
- Smakują ci? - uśmiecha się, znów zerkając w moją stronę.
Rumienię się, bo nadal jest tylko w bokserkach, podczas, gdy ja siedzę jedynie w mokrej koszuli, która uparcie lepi się do mojej klatki piersiowej. Mam szczęście, że Chanyeol tego nie komentuje.
- Tak. Twoja mama musi naprawdę dobrze gotować - odpowiadam, odwzajemniając uśmiech.
- Tak, to prawda - szatyn wyjmuje z torby butelkę Coca Coli i otwiera ją.
Przez chwilę milczę, wpatrując się w niego z zainteresowaniem. Jest dla mnie trudną do rozwiązania zagadką ubraną w ciało pięknego mężczyzny. Zastanawiam się ile serc złamał, zanim zobaczyłem go po raz pierwszy.
- Wiesz - zaczynam niepewnie - trochę żałuję, że moja kara już się kończy.
Na twarzy Chanyeola rozciąga się szeroki uśmiech, a ja szybko żałuję swoich słów.
- Lubisz mnie - bardziej stwierdza niż pyta, a jego spojrzenie sprawia, że znów płonę rumieńcami.
- Ugh, wcale nie - odchylam się do tyłu, odwracając wzrok od jego uśmiechniętej twarzy.
- Nie lubisz? - unosi brew, a ja mimowolnie parskam cichym śmiechem.
- Lubię - mówię. - Jesteś moim dobrym kolegą.
- Może kimś więcej niż dobrym kolegą? - ścisza głos.
- Nie, nie - zaprzeczam szybko. - Trochę ci brakuje do miana dobrego przyjaciela.
- Nie bądź śmieszny. Jestem idealnym przyjacielem - śmieje się i szturcha mnie w ramię.
Śmieję się wraz z nim, kładąc na plecach. Czuję pod sobą miłą miękkość koca i nagle ogarnia mnie senność. Szum morza działa na mnie jak kołysanka.
- Chciałbym widywać się z tobą częściej - mówię ze wzrokiem utkwionym w niebo.
- Mam codziennie podwozić cię do szkoły? - pyta, układając się tuż obok. Mimo wszystko dzieli nas bezpieczna odległość, dzięki której nie czuję się skrępowany. Nie stykamy się żadną częścią ciała.
- Tak - uśmiecham się. - Dzięki tobie zaoszczędzę na benzynie.
- Jesteś okrutny, aniele - śmieje się, a ja czuję na sobie jego wzrok. - Zróbmy tak. Nie będziemy się widywać na co dzień, ale za to piątki będą nasze. Co ty na to?
CZYTASZ
Pierwszy i Ostatni | ChanBaek
FanfictionParing główny: ChanBaek Pobocznie: HunHan, KaiSoo Uwagi: zmieniony wiek bohaterów, przekleństwa Inspirowane "Trzy metry nad niebem". Czasami zdarzają się drobne kłopoty, przeistaczające się w wielką katastrofę, lekki strach stający się olbrzymią fob...