Chapter XVIII

180 8 1
                                    

Żegnam się z tym miastem. Żegnam się z nim, odcinam się od tego wszystkiego w takim stopniu, w jakim jestem w stanie to zrobić. Nigdy nie spodziewałam się, że coś takiego mnie spotka.
Pożegnałam się z Daisy, długo się przytulałyśmy, po czym przeszłam przez bramki biletowe i wsiadłam do pociągu.
Wczoraj w nocy dzwoniłam do mamy, aby uprzedzić ją, że wracam wczesniej. Nie przejęła się tym, choć była zaskoczona. Niestety, albo i stety nikt nie będzie mógł odebrać mnie z dworca, więc muszę wrócić autobusem.
Wyglądam przez szybę, ostatnie spojrzenia na to miasto, na jego mieszkańców żegnajacych bliskich, na widoki i łzy mi lecą. Tak tego chciałam, tak pragnęłam tu być, a przede wszystkim pragnęłam, pragnę jego...
Dlaczego...?
Dlaczego to wszystko się zdarzyło? Myślałam, że nie mogę go bardziej kochać, darzyć go uczuciem w ciszy, w milczeniu, ale on się zjawił i już nie potrafiłam tego ukrywać, a kocham go jeszcze bardziej niż kiedyś, każdego dnia coraz mocniej, choć nie powinnam... Nie po tym wszystkim, a jednak...
Jestem żałosna.
***
- Córciu, martwie się o ciebie. Odkąd wróciłaś, to nie wyszłaś z domu, z pokoju ledwo wychodzisz. - mama od wczoraj wchodzi mi do pokoju i mówi do mnie, ale ja nie mam nawet siły na dłuższe konwersacje, na nic nie mam siły, bo przecież to już nie ma sensu.
- Nie musisz się martwić. - leżałam w łóżku cały ten czas płacząc.
- To czemu od tygodnia nic tylko słychać z twojego pokoju szlochanie, a ty wiecznie jesteś pod kołdrą? - nie sądziłam, że to słychać. - Ktoś cie tam skrzywdził? Ktoś coś ci zrobił? - patrzyłam tylko na nią czerwonymi oczami od płaczu i milczałam. - No powiedz mi.
- Nic się nie stało. - schowałam się pod kołdrą i czekałam aż pójdzie stąd.
- Nie od ciebie, to w inny sposób się dowiem co się z tobą dzieje. - wszystko było mi już obojętne, z jednej strony chciałam zasnąć i się już nie obudzić, a z drugiej jego uśmiech mnie od tego ratował, bo śnił mi się każdej nocy.
Poszłam więc spać. Nie obchodziło mnie, że była już dwunasta. Chociaż w snach mam miłe wspomnienia i sny mi podarowują coś dzięki czemu jeszcze mam ochotę podnosić się z łóżka choć na chwilkę.
***
- Znowu mnie o ciebie pytał. - telefon od Daisy mnie obudził.
- Chyba nic mu nie mówiłaś, ani z nim nie rozmawiałaś. - obiecała mi to przecież.
- Eee... - czemu nie odpowie, że nie? - To znaczy...
- Tak czy nie? - jej głos był dziwny.
- Lepiej powiem, że nie... - co ona kombinuje znowu?
- Lepiej? - skoro tak mówi, to coś to znaczy. - Bo z nim rozmawiałaś prawda?
- Nie chciałam, ale cały tydzień mnie prosił i łaził za mną. Wczoraj przyszedł do mnie do mieszkania i na kolanach mnie błagał o rozmowę. To wszystko go męczyło i zabijało, że aż po tym zasnął na tej kanapie, co ty na niej spałaś. - nie wiem po co mi to mówi. - Powiedział, że...
- Nic mi nie mów. Nie chce tego słyszeć. Nie jestem gotowa. Zachowaj to dla siebie. - tak będzie najlepiej. Przynajmniej na razie.
- No ale... - znowu weszłam jej w słowo.
- Nie. - po prostu nie.
- Ew, no dobra, ale też twoja mama do mnie wydzwania. - to było pewne.
- Co jej powiedziałaś? - prawdy na pewno nie.
- Nic, bo nie odbieram. - dlatego jezzcze nic nie wie. - Nie mam pojęcia co jej powiedzieć.
- Na pewno nie obiecuj, że nie powiesz jej prawdy, bo jeszcze jej nie dotrzymasz danego słowa. - raz już tego nie zrobiła. - A ja idę spać dalej i płakać na zmianę.
***
Minęły dwa dni od ostatniej rozmowy z Daisy i z mamą. Nikt od tamtej pory nie wchodził mi do pokoju. Miałam spokój. Dziwne, lecz nie myślałam o tym, bo i po co.
- Zbieraj się. - mama wparowała mi do środka. Wykrakałam sobie chyba.
- Co? Nie. - nie miałam najmniejszej ochoty nigdzie wychodzić.
- Nic nie słyszałam. - otworzyła moją szafę i wybierała mi sukienkę. - Masz dziesięć minut. I załóż to.
- Czemu akurat tą? - wybrała najładniejszą jaką miałam. Właściwie nigdy jej nie zakładałam, bo mama kupiła mi ją na specjalne okazje.
- Nie wybrzydzaj, tylko wstawaj z łóżka i się szykuj. - rozkazy jak w wojsku.
- Ale gdzie my w ogóle idziemy? - o to powinnam zapytać na samym początku.
- Do restauracji idziemy na kolację. - jakby w domu nie można było zjeść.
- Jak spaliłaś kolację, to zamów pizzę, a nie do restauracji wychodź. - poszedła do mnie i zaczęła ciągnąć mnie za nogi.
- Zakładaj to. Szybko. - zrzuciła mnie z łóżka i wyszła. Nie mam teraz wyjścia i muszę iść. Nie chce mi się. Myślałam, że ten wieczór jak i każdy ostatnimi czasy, spędzę w łóżku. Wyjść im się zachciało.
- Nie słyszałaś mamy? - Natalie pojawiła się znikąd. Małpa kolejna.
- A co głucha jestem? - cały ten czas nawet słowa nie powiedziała do mnie, a teraz mnie ponaglać przyszła.
- No pospiesz się bo nawet babcia z dziadkiem przyjechali. - ciekawe po co. Mama się im na mnie poskarżyła i wypytać chcą pewnie.
- Wyjdź, to będzie szybciej. - wskazałam jej palcem drzwi, a ona dziwnie posłuchała. Dziwne.
- A tak w ogóle to czemu nie chciałaś nam powiedzieć o nim? - powiedziała to z takim uśmiechem, ale takim no... normalnym?
- "O nim"? - co się tu dzieje, że ona taka miła.
- O Masonie. - brzuch mnie rozbolał w ciągu sekundy, gdy wspomniała jego imię.
- A ty skąd wiesz? - czułam się zażenowana, zawstydzona i zaskoczona na raz.
- Wychodzę. - i wyszła tak po prostu, zostawiając mnie bez odpowiedzi z głową pełną pytań, myśli i bólem brzucha ze stresu.
Gdy założyłam na siebie ten strój i zeszłam na dół, wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli. Domyśliłam się, że wiedzą o Masonie i ta kolacja to zapewne będzie miała na celu albo mnie pocieszać (w co wątpie), lub nagadać mi jaką jestem idiotką, że zakochałam się w dużo starszym, co jest bardziej prawdopodobne.
Całą drogę była cisza. Było to aż krępujące. Kiedy dotarliśmy na miejsce, to babcia i dziadek byli już na miejscu, bo jechali z tatą, a ja z mamą, Natalie i Pamelą z mężem. Karoline musiała zostać w domu, bo Katie się wczoraj rozchorowała.
Usiedliśmy przy wielkim stole. Sala była pusta, to znaczy byliśmy tam tylko my, moja rodzina. Zdziwiło mnie to. Jedzenia też nie zamawialiśmy jeszcze, a i liczba miejsc się nie zgadzała, bo jedno zostało wolne obok mnie. Można powiedzieć, że taka aluzja do mnie to chyba. Taki brak mózgu, śmieszki z nich.
Nagle właściciel wyszedł na scenę i powiedział:
- Skoro wszyscy już są... - popatrzyłam wokół. - To... - rozłożył rękę wskazując na wejście na scenę, to od tyłu i wtedy...
- Mason? - wtedy zobaczyłam jego i zaniemówiłam...

Your Voice In My SoulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz