Chapter VI

184 9 0
                                    

Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Nie wierzę, że to się wydarzyło. Opuściłam powieki, aby poczuć po raz drugi smak jego ust na sobie, po czym głęboko wzdechnęłam.
Poszłam do swojego pokoju, najciszej jak umiałam, aby nikogo nie obudzić. Ściągnęłam z siebie sukienkę i udałam się do łazienki, wziąć szybki prysznic.
Stałam i patrzyłam na wypływająca ze słuchawki prysznicowej wodę. Nie mogłam skupić się na myciu się, gdyż w moich myślach był tylko Mason.
Nie myślałam w tym momencie o konsekwencjach mojego przypadkowego czynu. Zawładnęły mną myśli, że chcę więcej. Chcę, żeby położył swoje dłonie na mojej szyji i z hipnotyzującym mnie wzrokiem, złączył nasze usta w kolejnym pocałunku.
Nie dochodziło do mnie, jak chore są moje marzenia. Mam zaledwie piętnaście lat, ale już mogę poczuć, że coś wielkiego i cudownego znalazło miejsce w moim sercu.
Dopiero będąc pod kołdrą, próbując zasnąć, nagły napływ czarnych myśli i scenariuszy nie pozwolił przespać mi tej nocy. Docierało do mnie, że już nigdy nie będę mogła spojrzeć mu w prosto w oczy, bo on już nigdy nie spojrzy na mnie tak samo. Miał mnie za normalną nastolatkę, której pomógł kilka razy, gdy nikt tego nie zrobił i nie dostrzegał, że potrzebuje pomocy i wsparcia.
A teraz?
Za każdym razem, kiedy spojrzy w moim kierunku, będzie miał w głowie, że jakaś dziewczynka, jakieś dziecko go pocałowało. Mogę się wypierać i zarzekać, że to przypadek, że nic to nie znaczyło, lecz co do tego drugiego... nie wiem czy umiem, aż tak dobrze kłamać.
Pomyśli, że dawał mi jakieś sygnały, ze to jego wina. Będzie mnie unikał jak ognia, będzie udawał, ze mnie nie widzi, że mnie nie zna.
Sama myśl, że tak najprawdopodobniej się stanie sprawia mi ból. Ale nie ból spowodowany tym, że będzie "uciekał" od spotkania ze mną, lecz ból spowodowany tym, że on będzie się o to obwiniał i będą go zjadały wyrzuty sumienia, gdy tak naprawdę to moja wina.
To ja jestem temu winna i nikt inny. Będziemy dla siebie jak obcy ludzie, którymi (bo kogo ja oszukuję), tak naprawdę jesteśmy. Bo czy kilka spotkań, parę spojrzeń i przypadkowy pocałunek, który znaczył coś tylko dla mnie, można nazwać czymś więcej...?
Jak bardzo to nie boli to, to jest właśnie prawda i rzeczywistość. Nie zmienię tego. Już nie...
***
Cały poranek spędziłam na łóżku. Po nieprzespanej nocy, nie miałam siły wstać na śniadanie, ani w ogóle gdziekolwiek wstać. Wszystko mnie przybija.
Leżę na plecach ze wzrokiem wlepionym w sufit. Liczyłam, że spędzę tak cały dzień, lecz nie spodziewałam się, że do pokoju wparuje mi Natalie.
- Coś ty mu zrobiła, kretynko?! - była wściekła jak osa.
- O co, ci chodzi? O czym, ty mówisz? - starałam się zachować spokój mimo, że samo jej wejście smoka mnie zdenerwowało.
- Nie udawaj idiotki. - zrzuciła kołdrę ze mnie. - Ale wybacz, zapomniałam, że ty nie udajesz. Ty po prostu nią jesteś.
- Wal się! Wypad z mojego pokoju! - co ja takiego jej zrobiłam, że tak mnie nienawidzi?
- Nie, dopóki nie powiedz mi, co mu zrobiłaś! - wydzierała się jak pensjonariusz szpitala psychiatrycznego.
- Ale komu?! - wariatka.
- Masonowi do cholery! - ona już wie? Ale jak?
- Nic... - muszę wybadać teren. Może jednak nie wie. Oby.
- Na pewno coś mu zrobiłaś. - o co ona mnie oskarża?
- Przysięgam, że nic mu nie zrobiłam. - choć prawda jest inna.
- To czemu zwolnił się z pracy i wyjechał?! - co...
- Kłamiesz! - domownicy usłyszeli nasze krzyki i zebrali się wokół nas, pytając co się tu dzieje.
- To leć gówniaro i sprawdź czy kłamię. - wskazywała mi ręką drzwi.
- A żebyś wiedziała, że sprawdzę. - wyciągnęłam pierwszą lepszą bluzę z szafy i wybiegłam z domu.
***
To nie może być prawda. Gra mi tylko na nerwach. To był głupi żart. Chciała mi dokuczyć, jak zwykle, bo on się jej podoba i była zazdrosna, że wybrał mnie (jakby to nie zabrzmiało), i to ze mną wczoraj wyszedł, a nie z nią.
Siedząc w autobusie, starałam się sama przed sobą tłumaczyć głupie zachowanie Natalie, które skłoniło ją do okłamania mnie. Nie mogę uwierzyć w jej słowa. Po prostu nie mogę.
Wejdę do restauracji i on tam będzie. Będzie krępująco, lecz on tam będzie, musi tam być i czemu do cholery ja płaczę? On musi tam być, błagam musi... błagam...
Wysiadłam na przystanku nieopodal restauracji. Otarłam łzy i kierowałam swoje kroki w tamtym kierunku.
Boję się... boję się tam wejść.
- Dzień dobry panie Robinson. - podeszłam do niego nieśmiale.
- Witaj Chloe. - posłał mi serdeczny uśmiech. - Co cię sprowadza?
- Szukam Masona... Czy mógłby go pan zawołać? - byłam cała w nerwach.
- Przykro mi Chloe... - serce zaczynało mi walić. - Ale Mason przyszedł dziś z samego rana i się zwolił. - nie...
- Jak to? Czemu? Wie pan gdzie mogę go znaleźć? - panikowałam.
- Nie wiem dlaczego, powiedział, że to sprawy osobiste i miał walizkę ze sobą i psa, więc pewnie opuścił już miasto. - proszę nie, to nie może być prawda. - Przykro mi, że nie byłem w stanie ci pomóc. - wybiegłam stamtąd, jak tylko się oddalił, trzymając się za serce. Ukryłam się w jednej z uliczek. Wybuchnęłam płaczem. Ona miała rację...
Nie, nie, nie... on nie mógł wyjechać. Czułam ogromny ból w sercu. Nie mogę, nie potrafię...
Nie umiem żyć bez niego, nie potrafię...
Co się ze mną dzieje? Z trudem oddycham, serce mi wali, ręce drętwieją. Przez ostatni rok wystarczyła mi świadomość, że on tu jest, że jak przyjdę tu, to on będzie, a jego głos będzie koił uszy klientów.
A teraz?
Potrzebuję cię idioto! Nie wiem jak i nie mam pojęcia czemu. To tylko kilka spotkań, spojrzeń, to tylko głupie, niewinne uczucie, które we mnie rosło niekontrolowanie.
To... złamało mi serce.
To... uświadomiło mi, że... zakochałam się w nim, sama nawet nie wiem kiedy i jak, ale tak... zakochałam się w nim...
A teraz... czuję nic innego, jak tylko pustkę i piekący me serce ból.
To koniec...
Straciłam swego anioła...

Your Voice In My SoulWhere stories live. Discover now