Chapter XI

168 8 1
                                    

- Mogę iść tak ubrana na tą kolacje? - zapytałam Daisy.
- Serio? Przecież ty masz na sobie dres. - skrzyżowała ręce.
- Skoro i tak mamy być tam zaledwie chwile, to po co mam się stroić? - teraz to ja skrzyżowałam ręce.
- Nie żartuj sobie, tylko ubieraj tą sukienkę, która leży na twoim łóżku. Tylko się pospiesz, bo wychodzimy za dziesięć minut. - najchętniej wcale bym nie wychodziła.
Lubiłam ją. Lubiłam Mary, ale po tym co zobaczyłam, to... Ugh. Nie wiem co ona sobie ubzdurała, że zaprosiła mnie na tą kolacje, ale czuję, że nie będzie przyjemnie. Ona coś na pewno knuje, albo ma w tym jakiś interes. Na pewno.
Wraz z Daisy jechałyśmy dziś autobusem, gdyż mieszkanie Mary jest dosyć blisko (niestety), i spod domu mamy autobus pod jej dom (niestety). Jej mieszkanie znajduje się na drugim piętrze. Daisy zapukała i otworzyła nam wystrojona Mary.
- Wchodźcie. - uchyliła drzwi.
- Cześć, Mary. - Daisy się z nią przywitała.
Weszłyśmy do środka. Z początku było sztywno. Zresztą, potem też. Chciałam wyjść jak najszybciej, ale ona tą kolacje, to chyba z Chin sprowadzała, bo czekamy od godziny, aż ją poda.
- Długo jeszcze trzeba czekać na jedzenie? - siedziałam w salonie sama, a one dwie były w kuchni.
- Właściwie to już jest gotowa. - dłużej nie dało się jej robić. Skoro sama nas zaprosiła, to powinna się wyrobić w czasie.
Przygotowała jakąś sałatkę i kurczaka z szpinakowym farszem. Wow. Jest naprawdę pyszne. Ale to nie zmienia tego, że ja chce już iść.
- Więc, Chloe... - zaczyna się.
- Tak, Mary? - wiedziałam, że czegoś chce.
- Słyszałam, że znasz Masona... - niby się spodziewałam, a jednak mnie zaskoczyła.
- Można tak powiedzieć. - i nagle wszystkie nasze wspólne wspomnienia mignęły mi przed oczami.
- Opowiesz mi o nim coś więcej? - że co proszę?
- Myślałam, że znasz go rok, to powinnaś wiedzieć o nim wszystko. - wszystko jasne. Zaprosiła mnie tylko po to, żeby wypytać i niego.
- Czemu rok? W hotelu pracuje dopiero od miesiąca. - aha.
- I po co ci ja? - denerwowałam się powoli.
- Bo gdy nas zobaczyłaś ostatnio, to wybiegł za tobą jak oszalały, nie wiedziałam dlaczego. Dopiero potem powiedział mi, że znacie się, że trzy lata temu pracował z twoją mamą w jednej restauracji i jesteś jego znajomą. - muszę zachować dobrą minę do złej gry. - Wiem, że byłaś wtedy jeszcze dzieckiem, ale chyba pamiętasz jaki był. - dobra, to "dzieckiem", to zabolało, choć właściwie to prawda.
- Może i pamiętam, a co? - czemu ja to jeszcze ciągne zamiast wyjść.
- Bo gdy go zapytałam o ciebie, to mówił tak dziwnie ciepło o tobie - mówił o mnie ciepło? - i skoro mnie podrywa, to chce wiedzieć, czy jest tego wart. - on ją podrywa? Mi mówił, że to ona go podrywa. Boli.
- Mason jest wszystkiego wart, a teraz przepraszam, lecz źle sie czuje i chce wrócić do domu. Kolacja była pyszna. - wstałam z krzesła, chwyciłam za sweter zawieszony na nim, a następnie ubrałam szybko buty.
- Poczekaj na mnie, pójdę z tobą. - krzyknęła Daisy.
- Nie. Zostań tu. Sama trafię do domu. - wyszłam przez drzwi i już mnie nie było w tym mieszkaniu.
To jeden z najgorszych wieczorów w moim życiu. Jakaś dziewczyna zaprosiła mnie na kolacje, tylko po co, aby wypytać o Masona. A sam Mason mnie okłamał. Powiedział, że to ona go podrywa, nie na odwrót. Mógł powiedzieć prawdę. Powodu do kłamania nie miał. Przypadkiem się spotkaliśmy po trzech latach i tyle. Jego matką nie jestem, że mnie okłamał w sprawie dziewczyny. Przecież on nawet nie wie, że mnie to wszystko boli, tak cholernie boli.
- Chloe? - z tego zamyślenia wpadłam na kogoś. Znalazłam się przez to w objęciach Masona...
- Chloe, Chloe. - byłam na niego zła.
- A co ty tutaj robisz? - patrzył na mnie tym przeszywającym wzrokiem.
- A ty? - po co pytam w ogóle. - Zresztą... Nie odpowiadaj. Oboje dobrze wiemy co ty tutaj robisz. - starałam się mu wyrwać.
- Ale Chloe... - emocje we mnie buzowały.
- Co Chloe? No co Chloe? Okłamałeś mnie. - zaczęłam na niego krzyczeć, nie powinnam, ale nie wytrzymałam.
- Chloe, to nie tak... Chloe, ja... - puścił mnie, gdy widział jak bardzo chce się wydostać z jego uścisku.
- I po co się tłumaczysz? Nie musisz. Przecież jesteśmy tylko znajomymi sprzed kilku lat. Im nie trzeba się tłumaczyć, ale nie musiałeś kłamać. Znajomym sprzed trzech lat przecież na prawdzie nie zależy, tak? Jestem nikim ważnym dla ciebie, więc mogłeś nic nie mówić, a nie kłamać. Zresztą, wiesz co? Idź tam gdzie się wybierałeś, bo tam jest osoba, na której prawdopodobnie ci zależy. My jesteśmy zaledwie znajomymi. Jestem dla ciebie znajomą, którą okłamałeś, a nie miałeś żadnego ku temu powodu. - puściły we mnie wszystkie hamulce.
- Chloe... - nie moge na niego teraz patrzeć, bo jeszcze zaraz się przy nim popłaczę.
- Aż dziwne, że w ogóle moje imię pamiętasz. Cud. - Odwróciłam się do niego plecami. - Leć do Mary, biegnij ją dalej podrywać.

Your Voice In My SoulWhere stories live. Discover now