seventeen

11.2K 954 62
                                    

jakiś czas później

chore pojeby

badcody: będę ojcem

tysey: *klap klask klap klask*

dyl91: no Ameryki to ty nie odkryłeś chłopie ^^

dberry: wiemy to od 5 miesięcy :D

badcody: źle to złożyłem

badcody: będę miał syna!!

dyl91: OMFG <3

tysey: gratuluję bro ;))

dberry: może będzie taki przystojny jak ty ~,~

badcody: na pewno będzie PLEBSIE

dyl91: zazdroszczę ;(

badcody: przykro mi Dyl

badcody: wiem że się staracie

dberry: życie jest nie fair

tysey: ?

dberry: no bo patrz

dberry: Cody nie chciał a ma

dberry: Dylan chce a nie ma

dberry: nie ogarniam

badcody: nie wierze

badcody: ty potrafisz powiedzieć coś mądrego?

tysey: wujcio dobra rada się znalazl xd

dyl91: jak ma być to będzie prawda?

badcody: jasne bro :)

badcody: nie przejmuj się

tysey: bez stresu

dberry: to podobno tylko pogarsza sytuacje

badcody: co on dzis taki mądry?

dberry: oj fakaj się

dyl91: muszę kończyć, żona mnie woła

dyl91: trzymajta sie

dyl91: a i Cody pogratuluj Shelley ;)

badcody: jasne :D

dyl91 is offline

~*~

Dylan

- Co jest? - spojrzałem na żonę, siedzącą w toalecie.
- Znów negatywny - powiedziała zapłakanym głosem, co łamało moje serce na miliardy kawałków. Nie znosiłem, kiedy chodziła smutna i przygnębiona.
- Nie przejmuj się kochanie - szepnąłem jej na ucho, gładząc jej plecy.
- Łatwo mówić Dylan - jęknęła, wtulając się we mnie mocniej.

W tamtej chwili nie chciałem przekazywać jej informacji od Cody'ego. Wiem, że by ją to dobiło, tym bardziej, że od dłuższego czasu ciąża stała się jej pewnego rodzaju obsesją. Codziennie przyłapywałem ją na czytaniu gazet o maluchach, czy nawet oglądaniu programach o porodach. Zaczynałem się o nią martwić. Bałem się, że może to doprowadzić do czegoś naprawdę złego.

Po zajęciu miejsca na kanapie w salonie, zacząłem przyglądać się Alex, która stała przy oknie, patrząc na plażę. Zaciekawiony podniosłem się z sofy i stanąłem za dziewczyną. Po chwili zrozumiałem na co patrzyła. Szczęśliwe rodzinki, bawiące się dzieci, to wszystko powodowało, że moja ukochana, coraz bardziej popadała w depresję. Kiedy rozmawiałem z jej psychologiem, ostrzegł mnie przed zjawiskiem zwanym "ciążom urojoną", która pojawia się u kobiet desperacko oczekujących dziecka.

- Chodź na górę - objąłem ją ramieniem, a dziewczyna bez słowa podążyła w moją stronę. Po położeniu się na łóżku, oparła głowę o moją klatkę piersiową, wtulając się w nią mocno.
- Dylan? - spytała po dłuższej chwili leżenia w ciszy.
- Słucham cię kochanie - odpowiedziałem, bawiąc się jej włosami.
- Dlaczego jestem taka beznadziejna? - głos jej się załamał.
- Co ty gadasz głuptasie, przecież doskonale wiesz, że tak nie jest - splotłem nasze palce.
- To dlaczego nie mogę dać nam dziecka, dlaczego nie mogę zajść w tą pieprzoną ciążę? - dała upust emocjom, wybuchając płaczem. Przytuliłem ją do siebie mocno, dając jej zarazem możliwość do wypłakania się. Najwidoczniej tego potrzebowała.

- Damy radę kochanie - zacząłem, kiedy Alex się uspokoiła. - Po prostu za bardzo się staramy, tak myślę - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Nie rozumiem - pokręciła głową.
- Uważam że powinniśmy sobie trochę odpuścić, ciągle o tym myślimy, stresując siebie nawzajem - kontynuowałem - gdybyśmy dali sobie trochę na luz, mogłoby nam się udać - odgarnąłem kosmyk z jej czoła.
- Masz rację - pierwszy raz od miesiąca, uśmiechnęła się. - Napijmy się wina! - pisnęła radośnie, a moje serce zabiło dwa razy mocniej.

✉ hi, dylan o'brien ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz