thirty six

17.1K 1K 198
                                    

Dylan

Po zadzwonieniu po taksówkę, wyszliśmy przed dom, gdzie mieliśmy zamiar czekać na nasz transport do Gdańska. Wraz z Cody'm i Tyler'em usiedliśmy na schodach, w przeciwieństwie do Dylana, który chodził przed nami w tą i z powrotem, co strasznie nas irytowało. Cody wyraźnie zaciskał szczękę, żeby tylko nie wydrzeć się na chłopaka. Wracając do Cody'ego, podziwiałem Shelley za to, że pozwoliła mu jechać oraz za to, że wolała zostać w Stanach. Podobno głównym powodem, było to, że dziewczyna wolała jechać do rodziny, a ja obiecałem jej, zająć się chłopakiem.

- Co ty masz mrówki w zadku? - Tyler w końcu nie wytrzymał - A może chorobę sierocą? - dołączyłem się.

- Denerwuje się tak? - powiedział zakładając ręce na klatce piersiowej - Nie widać?

- Aż za bardzo - parsknął Cody, na co wybuchnąłem śmiechem. Po chwili zobaczyłem zatrzymujący się pojazd. Po zauważeniu napisu "Taxi", od razu ruszyłem wraz chłopakami w stronę transportu, gdzie po wejściu okazało się, że za kierownicą siedzi jakiś staruszek.

- Proszę na *adres Alex* - powiedziałem pewnie, zapinając pas - Co? - powiedział dziadek w kompletnie nie znanym mi języku - Angielski? - spytałem w swoim języku, na co dziadziuś pokręcił przecząco głową. Nie wiedziałem jak poradzić sobie w tamtej sytuacji.

- GDAŃSK - powiedziałem wolno i najwyraźniej jak potrafiłem - Aaa Gdańsk - uśmiechnął się, po czym odpalił samochód, a ja zadowolony, poczułem wyraźną ulgę.

~*~

- Pisiąt złoty - spojrzałem na mężczyznę, w ogóle go nie rozumiejąc - Many many - pokazał mi gest, ocierając palca o palec, po czym zrozumiałem o co mu chodzi. Wyciągnąłem z portfela pierwszy lepszy polski banknot i podałem go kierowcy, po czym spojrzałem na niego - Okej? - miałem nadzieję, że chociaż to zrozumie - Tak, tak - uśmiechnął się szeroko, a ja kiwając głową wraz z chłopakami opuściłem samochód.

- Ile mu dałeś? - spytał Tyler - Dwieście złoty, był zadowolony to chyba tyle chciał nie? - chłopak wzruszył ramionami, a ja razem z nim - Gdzie jesteśmy? - wtrącił się Dylan, rozglądając się okolicy - Chyba w Gdańsku - uśmiechnąłem się, po czym wyciągnąłem telefon, wpisałem ulicę w GPS'e i oczekiwałem na rezultat.

- Dziesięć minut drogi stąd - spojrzałem na chłopaków - To prowadź - odparł Cody i ruszyliśmy w drogę. Po niecałej minucie zostaliśmy zaatakowani. Zaczęło się od wielkiego pisku, po czym tłum dziewczyn ruszył w naszą stronę - Cholera - warknąłem pod nosem - Nie zdążymy uciec, nie? - spytałem z nadzieją - Nie ma szans - powiedział przez zęby Tyler, który już gotowy był na atak psychofanek.

Świetnie.

✉ hi, dylan o'brien ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz