15

3.9K 204 12
                                    

°°°

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

°°°

Luke pov:

Kiedy dziewczyna wyrwała się z mojego uścisku od razu za nią pobiegłem nie chcąc aby mi uciekła. Wsiadła do jakiegoś samochodu, który odjechał z piskiem opon, a ja wybiegłem na ulicę chcąc jeszcze ją złapać i przy sobie zatrzymać. Nie rozumiałem dlaczego tak nagle poszła i to jeszcze przed tym jak miała ściągnąć maskę.

Ciekawość zżerała mnie od środka, w końcu chciałem się dowiedzieć kto była ta tajemnicza dziewczyna, z którą pisałem przez tak długi czas i, której w jakimś stopniu zaufałem.

Niestety ta już odjechała, a mnie nie dane było zobaczyć jej twarzy. Zostawiła mnie i nawet nie poznałem jej imienia choć spędziliśmy ze sobą świetny wieczór i miałem nadzieję, że podczas tego spotkania dostanę odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania.

Stałem jeszcze chwilę tępo wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze parę minut temu stał samochód, w którym zniknęła Cinderella i zastanawiałem się jakiego ja muszę mieć pecha w życiu. Po paru minutach jednak westchnąłem i przeczesałem dłonią włosy po czym zacząłem wolno wchodzić po schodach.

Przecież nie mogłem stać na środku drogi jak głupi i łudzić się, że brązowowłosa jednak wróci.

Już miałem wchodzić do sali kiedy moją uwagę przykuła srebrna bransoletka leżąca na ziemi, którą od razu podniosłem. Była bardzo ładna, srebrna z zawieszką w kształcie serca i małym grawerem.

- "Od taty dla córki". - Szepnąłem i schowałem ją głęboko do kieszeni tak by mi nie wypadła. Gdzieś ją już widziałem, ale nie miałem pojęcia u kogo.

Znowu westchnąłem. Dlaczego musiała iść? Dlaczego nic nie wyjaśniła? Dlaczego nie zdradziła swojego imienia i dlaczego nie ściągnęła maski wcześniej? Przecież pomimo tego, że miała ją na twarzy widać było, że była śliczna. Miała piękny serdeczny uśmiech, zgrabny mały nosek i ładne oczy, więc naprawdę nie rozumiałem jej stresu.

Słowo "dlaczego" przewijało się cały czas w mojej głowie, ale jak na złość nie potrafiłem na nie odpowiedzieć. Plułem sobie w brodę przez to, że nie rozwiązałem tej sytuacji inaczej, a możliwe, że jedyna szansa poznania tożsamości dziewczyny została przeze mnie niewykorzystana.

Ścisnąłem dłonie w pięści i wszedłem z powrotem na salę chcąc napić się alkoholu i choć na chwilę o tym zapomnieć ale oczywiście nadzieja matką głupich, a od razu po przekroczeniu progu mojego ramienia uwiesiła się roześmiana Cher.

- Lukie szukałam cię! - Wykrzyknęła mi do ucha i zaczęła gdzieś ciągnąć. - Musimy iść, zostaliśmy nominowani na króla i królową balu. - Stwierdziła i pocałowała mnie w policzek zostawiając na nim ślad swojej okropnie różowej szminki, który od razu starłem rękawem.

Skrzywiłem się lekko. Odkąd wszedłem na ten nieszczęsny chat i poznałem Kopciuszka nie patrzyłem na blondynkę tak jak kiedyś. Zacząłem dostrzegać jej wady, które niestety były o wiele liczniejsze od zalet. Cherlyn była samolubna, próżna i najbardziej na świecie kochała pieniądze i dobra materialne, a ludzie, którzy się dla niej liczyli to ci, którzy mieli miliony na koncie.

Byłem z nią bo "wypadało". Nie kochałem jej, nie pociągała mnie w żaden sposób. Może na początku jednak teraz to nie było to samo. Po prostu byliśmy w związku, a ja od paru miesięcy udawałem szczęśliwego kiedy tak naprawdę radość sprawiała mi jedynie tajemnicza dziewczyna z chatu, z którą to właśnie chciałem być.

Odsunąłem ją od siebie.

- Nie nazywaj mnie Lukie. - Stwierdziłem sucho, a ona głupkowato zachichotała na co przewróciłem oczami. Irytujące.

- Daj spokój kotku. To urocze. - Powiedziała i znowu się zaśmiała, a ja miałem ochotę zwrócić całego szampana.

Urocze jest to jak Kopciuszek się rumieni. - pomyślałem.

Musiałem to przyznać - zauroczyłem się. Zauroczyłem się w dziewczynie, której twarzy nawet nie widziałem. Czy to możliwe? Nie zastanawiałem się nad tym jednak wiedziałem, że moje uczucie było szczere i prawdziwe, a ja za wszelką cenę musiałem ją znaleźć.

- Cher. To koniec. - Oznajmiłem, a ona stanęła skamieniała. Uśmiech zszedł z jej twarzy ale zaraz po tym się głośno zaśmiała.

- Dobry żart Lukie. - Stwierdziła, a ja znowu przewróciłem oczami.

- To nie jest żart Cher. Zrywam z tobą. - Odparłem. - Mam ci to przeliterować? - Spytałem, a do niej dopiero teraz dotarła powaga mojej wypowiedzi. Złapała mnie za ramiona, a jej twarz wykrzywiła się w strachu.

- Nie Lukiś! Nie możesz tego zrobić! Jesteśmy parą idealną! Wszyscy nas kochają! - Zaczęła histeryzować zaciskając ręce na moich bicepsach, a ja kolejny raz przewróciłem oczami.

- To koniec. Nie dzwoń do mnie ani nic. A teraz wybacz, ale muszę znaleźć chłopaków. - Stwierdziłem wyrywając się z jej uścisku i zostawiłem płaczącą dziewczynę, która jeszcze starała się mnie zatrzymać jednak ja totalnie ją ignorowałem.

Gdy w końcu znalazłem przyjaciół w tłumie tańczących poszliśmy w czwórkę do baru gdzie od razu podano nam po szklance jakiegoś alkoholu. Opwiedziałem im co się stało, a barman dał mi kolejnego drinka.

Musiałem się upić bo w głowie cały czas miałem obraz pięknej zamaskowanej dziewczyny, która nieszczęśliwie wymknęła się z moich rąk.

~*~

Annabeth pov:

Kiedy z Jack'iem dojechaliśmy szybko wbiegłam do domu o mało nie zabijając się przez moją suknię. Miałam bardzo mało czasu do powrotu Melindy, więc musiałam się sprężać.

Sam pomogła mi rozpuścić fryzurę, a ja przebrałam się w to co miałam przed wyjściem, szybko zmyłam makijaż, a potem moi przyjaciele odjechali by moja macocha ich nie zobaczyła. Byłam im dozgonnie wdzięczna bo bez nie dałabym rady.

Pochowałam sukienkę, maskę i buty do szafy po czym szybko zeszłam ma dół i dosłownie dwie minuty po tym usłyszałam jak Melinda wchodzi do domu zatrzaskując za sobą głośno drzwi.

- Widzę, że wszystko zrobiłaś. - Powiedziała "z uznaniem" rozglądając się po holu i uśmiechając się wrednie.

- Tak, wszystko posprzątane. - Odpowiedziałam cicho nawet na nią nie patrząc. Brzydziłam się tą kobietą.

- Och biedaczka. Ja wiem, że chciałaś iść na bal, ale niestety masz za dużo obowiązków. Następnym razem. Teraz możesz iść do pokoju. - Powiedziała i zniknęła za drzwiami swojej sypialni, a ja pobiegłam od razu na górę. Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszkę, po czym zaczęłam uderzać pięściami w materac chcąc jakoś rozładować emocje.

Dlaczego one mi to zawsze robią? Dlaczego?

Przewróciłam się na plecy, a głowę położyłam na dłoniach i tępo wpatrywałam się w sufit przetwarzając w głowie wszystkie dzisiejsze wydarzenia z balu i bezwiednie się lekko uśmiechnęłam.

Luke Hemmings.

Luke jest Boy'em. Luke to chłopak, w którym się zauroczyłam. Jednak bałam się ściągnąć dzisiaj maskę i sama nie wiem czemu. Nie czułam się gotowa na spotkanie z nim twarzą w twarz. Myślałam, że zawiodę jego oczekiwania, a on mnie odrzuci zostawiając ze złamanym sercem.

Odruchowo sięgnęłam do swojej bransoletki. Nie było jej. Podciągnęłam się szybko do pozycji siedzącej i sprawdziłam wszystko w około siebie, ale ani śladu. Szybko wstałam i sprawdziłam w szafie, pod meblami i w miejscach gdzie się poruszałam - nie ma. Przetarłam twarz i opadłam z powrotem na poduszki. Nie dość, że zwiałam z balu to jeszcze zgubiłam gdzieś bransoletkę od taty. Cudownie.

~*~

cinderella ; luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz