- Myślałem, że to twój chłopak, a nie przyjaciel.

Otworzyłam szeroko oczy. Czy mu chodziło o Jack'a? O tego Jack'a, który jest dla mnie jak brat?

- Kto? - Spytałam by się upewnić.

- No ten typek w okularach. Jak on ma? John? Josh? - Powiedział, a ja się głośno zaśmiałam. Popatrzyła na mnie z uniesioną brwią, a ja prawie spadłam z krzesła przez śmiech. Przecież to było niedorzeczne. - Co?

- Jack. I to nie jest mój chłopak. Chodzi mi akurat o kogoś innego. - Powiedziałam kiedy w końcu się uspokoiłam. Oparłam się na łokciach o blat i wytarłam załatwione oczy. Okej, może nie na miejscu był się tak śmiać, ale słowa blondyna naprawdę mnie rozśmieszyły.

- Ah.. Sory nie wiedziałem. - Mruknął drapiąc się po karku.

- Nie ma sprawy, rozumiem, że może to tak wyglądać skoro spędzamy cały czas razem, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. - Wyjaśniłam i westchnęłam. - A co do twojego problemu to skoro miałeś awanturę to spróbuj jeszcze raz pogadać z rodzicami. Nie wiem o co poszło, ale na pewno nie o coś aż tak okropnego prawda? Wyjaśnijcie sobie wszytko na spokojnie, a powinno być okej. - Powiedziałam, a on spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.

Naprawdę chciałam mu jakoś pomóc, ale nie wiedziałam jak. W końcu podobał mi się i normalne było to, że chciałam dla niego jak najlepiej. Już miał mi coś odpowiedzieć kiedy do restauracji weszła jakaś para i zajęła jeden ze stolików, a za nimi do pomieszczenia wkroczyła Sam jak zwykle z markotną miną.

Westchnęłam i wstałam z miejsca przy okazji zabierając od chłopaka szklankę.

- Miło się rozmawiało, ale jak widzisz. Praca wzywa. - Uśmiechnęłam się przepraszająco, co on odwzajemnił i ruszyłam w kierunku pary by przyjąć klientów kiedy zatrzymał mnie jego głos.

- Dzięki za rozmowę. Krótką bo krótką, ale rozmowę. - Zaśmiał się i wyszedł, a ja z lekkim uśmiechem zaczęłam obsługiwać klientów.

- Czy to nie był przypadkiem chłopak wrednej blondzi? - Spytała Samantha gdy już para złożyła zamówienie, a ja wróciłam do baru. Oparłam się o blat i ziewnęłam głośno bo zmęczenie przejmowało nade mną kontrolę.

- Ten sam. Luke pieprzona perfekcja Hemmings. - Westchnęłam i podałam Benowi kartkę z zamówieniem.

- A co on tutaj takiego robił? - Poruszyła sugestywnie brwiami, a ja przewróciłam oczami.

- A co mógł tu robić? Zamówił coś do picia i poszedł. - Odparłam tylko. Chciałabym żeby przyszedł tu w innym celu, niestety nie mogłam nawet o tym pomarzyć. Usiadłam na krześle i zaczęłam malować w notesie koślawe kwiatki czekając aż Ben przygotuje posiłek.

- Idziesz na bal? - Spytała po chwili i ubrała swój biały fartuszek, a ja spojrzałam na nią zdziwiona.

- Skąd o nim wie... Jack.

- Tak. Jack. - Uśmiechnęła się do mnie, a ja pokręciłam rozbawiona głową. Ten chłopak zawsze wszystko wygada. - Musimy ci kupić sukienkę. Boy musi wiedzieć z jaką pięknością ma do czynienia. - Zaśmiała się klepiąc mnie w ramię, a ja się lekko skrzywiłam.

- O nim też ci powiedział?  - Spytałam, a ona przytaknęła.
- Ech.. Nie mam pieniędzy na nową sukienkę. A poza tym pewnie będę miała milion obowiązków. - Mruknęłam beznamiętnie, a ta zmrużyła oczy.

- Nie możesz zrezygnować z czegoś takiego przez Melindę. - Stwierdziła poważnie i położyła dłonie na biodrach. W tamtym momencie wyglądała jak matka, która upominała niegrzeczne dziecko.

- Nie man zamiaru, ale znając życie tak będzie. - Stwierdziłam i usłyszałam sygnał od Bena, który sygnalizował to, że jedzenie jest gotowe. Zadowolona z zakończenia tematu wstałam i zaniosłam przygotowane danie parze, którzy podziękowali mi miłymi uśmiechami.

Gdy wracałam do baru poczułam w kieszeni wibracje i automatycznie się uśmiechnęłam. Wyciągnęłam telefon i wyświetliłam wiadomość od boya, po której przeczytaniu westchnęłam.

ArtificialBoy: Nadal masz pracę?

Cinderella: Niestety :/

ArtificialBoy: nie chcę przeszkadzać,ale znowu miałem awanturę w domu i muszę z kimś pogadać

Czytając jego odpowiedz znowu westchnęłam. Czy dzisiaj każdy ma zły dzień? Czy świat jest dzisiaj przeciwko każdemu?

Cinderella: Ty też? I o co poszło?

ArtificialBoy: O przyszłość. Kurde, już z nimi nie wytrzymuje

Cinderella: Na pewno chcą dla ciebie dobrze :)

Starałam się go jakiś pocieszyć, jednak miałam wrażenie, że moje wiadomości to tylko puste słowa, które nic nie zmieniają.

ArtficialBoy: Jasne. I nie myślą o moim szczęściu. Nie chcą nawet słyszeć o szkole muzycznej

Westchnęłam i w końcu usiadłam za ladą. Sam popatrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami, ale ja tylko zbyłam ją machnięciem ręki i skupiłam się na swoim rozmówcy. Współczułam mu, ale też trochę zazdrościłam. Ja się nigdy nie pokłócę z rodzicami o przyszłość bo ich nie mam. Nikt nigdy nie będzie się o mnie martwić czy coś w stylu stylu.

Automatycznie dotknęłam swojej srebrnej bransoletki i westchnęłam smutno. Chciałabym żeby moja mama tu była, ona wiedziałaby co zrobić.

- Co jest? - Spytała Samantha widząc moją minę. Podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.

- Nic. - Odpowiedziałam z lekkim uśmiechem i zaczęłam mu odpisywać.

Cinderella: Wiem, że to może wydać się łatwe, albo głupie. Albo i to i to, ale myślę, że powinieneś z nimi poważnie porozmawiać. Wytłumacz im, że muzyka jest twoim powołaniem, że tak to ujmę. Próbuj do upadłego. Nie możesz się poddać jeśli chodzi o twoje marzenia ;)

Jak na zwykłego SMS-a to się rozpisałam, ale musiałam to zrobić. Od razu dostałam odpowiedź.

ArtificialBoy: Jesteś już drugą osobą, która mi mówi o rozmowie z nimi

Cinderella: Czyli już musisz to zrobić ;) Nie masz wyjścia i tak wiem, że to zrobisz, a nawet jak nie to i tak będę wiedzieć.

ArtificialBoy: Skąd?

Cinderella: Bo mi o tym napiszesz :) i przy okazji... Bardzo bym chciała usłyszeć jak śpiewasz.

ArtificialBoy: Na pewno usłyszysz. Już ja się o to postaram :)

Uśmiechnęłam się i schowałam telefon do kieszeni kiedy kolejni kliencie przekroczyli próg lokalu. Zaczęłam pracę, a w głowie już wyobrażałam sobie głos mojego tajemniczego księcia.

~*~

cinderella ; luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz