siedem

2.8K 162 8
                                    

- Debilu, nie wejdę ci na barana, jesteś pijany i się wyjebiesz.

- Nie pozwalaj sobie, suko, tylko właź. Nie mamy całej nocy.

- To ty spieprzyłeś z imprezy swojej dziewczyny, żeby się całować z taką ofiarą losu jak ja.

- To ty, lebiodo jedna, skręciłaś sobie kostkę, kiedy tylko wstałaś z tej cholernej skałki. Z przyjemnością bym cię tu zostawił, ale jeszcze jakiś wilk cię zje i się zatruje. Nie chcę mieć wilka na sumieniu.

- Pierdol się.

- Chętnie, z tobą. Tutaj? Środek lasu chyba nie jest chyba zbyt dobrym miejscem na pierwszy raz, ale z drugiej strony ja nie jestem kobietą, więc się nie znam. To co, tutaj, Skarbie?

- Boże, jesteś takim chujem, Justin.

- I mam takiego chuja. Chcesz zobaczyć?

- Jest za ciemno... Ale i tak nie! Zboczeniec! Ugh, dobra, wejdę ci na tego barana! Ale jak się oboje zabijemy to nie chcę być pochowana obok ciebie!

- To ty się ze mną całowałaś, ja tylko jestem pijany. Chodź, cnotko, nie zgwałcę cię przecież.

Rose z westchnieniem pokuśtykała do Justina i niezdarnie wgramoliła mu się na plecy. Co prawda kostka bolała ją raczej mocno, ale przecież sama też by sobie poradziła.

Zacznijmy od tego, że gdyby była sama, nie skręciłaby nogi.

Bo gdy już mocno podniecony sesją całowania Justin zdjął jej stanik, a dziewczyna poczuła na odsłoniętych sutkach jego usta, oprzytomniała. Gwałtownie się poderwała, poślizgnęła na kupce liści i... tylko coś chrupnęło. A dokładniej jej kostka.

Biustonosz zniknął bezpowrotnie w mrokach lasu, kolejna ofiara ich namiętności.

Ale dlatego właśnie drżała teraz, wtulona w plecy chłopaka, walcząc z pokusą pocałowania go w szyję, bo naprawdę moment na to już minął, i błagając wszystkie driady i bożki leśne o to, żeby bezpiecznie dotarli chociaż do ulicy. Tam już można wezwać pogotowie.


OoO


- Do łóżka też cię mam zanieść, kochanie? - zapytał z ironią Justin.

- Skoro tak bardzo chcesz mnie nosić, to kim ja jestem, żeby cię powstrzymywać? - burknęła Rose. Była zła, bo na pogotowiu Justin podał się za jej chłopaka, co wszystkie pielęgniarki uznały za niezwykle romantyczne i nie pozwolił posadzić jej na wózku inwalidzkim, tylko wszędzie ją tachał. Debil jeden.

- Cicho, nie obudź Amber.

- Boisz się swojej dziewczyny?

- Ja mam to w dupie - powiedział spokojnie chłopak. - Ale ty chyba nie chcesz, żeby cię wyrzuciła z domu. Co prawda mogłabyś się przenieść do mnie. Potrzebuję sprzątaczki.

- Potrzebujesz ekipy odkażającej, nie tylko sprzątaczki.

- Puszczę ci to płazem, bo jesteś na prochach. Następnym razem dostaniesz lanie na ten wyszczekany tyłeczek - mruknął Justin, wchodząc do jej pokoju.

- Gadanie, gadanie, gadanie... - Rose przewróciła oczami, ale zaraz krzyknęła cicho, gdy Justin po prostu przełożył ją sobie przez kolano.

- Bądź cicho, Skarbie. Nie możemy się zdradzić - stwierdził, by dać jej mocnego klapsa, na szczęście przez spodnie. Wzdrygnęła się i poczuła... sama nie wiedziała co.

- Co ty, kurwa - SLAP - robisz, deklu?! - SLAP - Masz w tej chwili - SLAP - w tej... - SLAP - przestać. - SLAP - Justin, proszę - jęknęła w końcu, płacząc już otwarcie.

- Chyba zapomniałaś, szmato, że nie jestem twoim kolegą - warknął blondyn. - To, że dzisiaj byłem dla ciebie miły nie znaczy, że przestałaś być dla mnie nikim, jasne?

- Tak - mruknęła, patrząc tępo w kołdrę. Ześlizgnęła się z jego kolan, kończąc na podłodze przy łóżku. - Justin? - odezwała się nagle.

- Co? - warknął, już stojąc przy drzwiach.

- Ile dzisiaj wypiłeś?

- Jedną kolejkę.

Poszedł.

A Rose wdrapała się na łóżko, niezdarnie rozebrała i połknęła proszki, które dali jej na pogotowiu. Bolała ją kostka i zbity tyłek.

Miała nadzieję, że mu odpadnie ręka.

A potem przykryła kołdrą po samą głowę i pozwoliła popłynąć łzom.

Justin to zwykły skurwiel.

Good Girl ♠Justin Bieber♠Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora