ʚ 19 ɞ

4.1K 239 21
                                    

- Livia! - dobrze znany mi głos przebił się przez gwar panujący na korytarzu, powodując, że moje serce nienaturalnie przyspieszyło. Davi, jak tylko mnie dostrzegł, bez wahania zaczął biec w moją stronę z wyciągniętymi rączkami. Przeciskał się między nogami ludzi zmierzających na trybuny, nie przejmując się licznymi popychankami. Gdy dzieliło nas zaledwie kilka metrów, ktoś pociągnął go za rękę. - Nieee, puszczaj! - blondyn krzyknął do ochroniarza, uderzając go w mocne dłonie. Davi protestował, wyrywał się, wierzgał nogami, ale mężczyzna nic sobie z tego nie robił. Prowadził go, z każdym krokiem oddalając ode mnie coraz bardziej. - Livia, pomóż! - chłopiec zawołał, wybuchając płaczem. Serce mi się krajało, widząc ten obrazek, a nie mogłam nic zrobić.
- Wszystko dobrze? - poczułam na swoim ramieniu ciepłą dłoń Shakiry. 
- Jasne. - wydukałam, odprowadzając Daviego wzrokiem, choć obydwie wiedziałyśmy, że to czyste kłamstwo.

*

Właśnie dzisiaj, pierwszy raz od odejścia Neymara widziałam go na żywo. Przeszłam przez tyle nieprzespanych, lub koszmarnych nocy, przez tyle dołujących dni, tyle gorączkowych myśli... a teraz, kiedy wreszcie widzę go, biegającego po murawie, czuję żal jakiego jeszcze nigdy nie czułam w swoim życiu. Ten człowiek nie zmienił się ani trochę od dnia, w którym go poznałam. Nadal był egoistycznym, lekkomyślnym chłopaczkiem, który nie widział świata poza grą i dobrą zabawą. Tak bardzo oczekiwałam momentu w którym wreszcie go zobaczę poza ekranem mojego telefonu... a dzisiaj przed oczami mam tylko zdjęcia z plotkarskiego czasopisma, które ktoś zostawił na stoliku w kawiarni Ines. Poker, alkohol, impreza i gorąca blondynka oplatająca jego ciało. 
- Brakowało Ci tego? - Shakira szturchnęła mnie lekko łokciem w bok, wyrywając z zamyślenia. - Tej meczowej atmosfery, śpiewu, dopingu... Tak bardzo to kochałaś. 
- Oczywiście, że brakowało. - uśmiechnęłam się delikatnie. - Jednak nie będę ukrywać, że wolałabym nie musieć oglądać dzisiaj niektórych osób. 
- Wiem, kochanie. - westchnęła, obejmując mnie ręką i przyciągając bliżej siebie. Oparłam głowę na jej ramieniu.
- To nawet trochę zabawne. W tak krótkim odstępie czasu zmieniło się tak wiele. Praktycznie całe moje nastawienie. - mruknęłam, obserwując jak Sergio Busquets zręcznie odbiera piłkę rywalowi. - Co robi Davi? - spytałam po raz kolejny podczas trwania pierwszej połowy. Usiadłam jak najdalej mogłam, by go nie rozpraszać, jednak kilka razy słyszałam jego wołanie. 
- Na razie rozmawia z Jotą, ale nadal tu zerka. Nie sądzisz, że lepiej byłoby z nim porozmawiać?
- Nie potrafię. Nie wiem co powiedział mu Neymar, nie chcę namieszać mu w głowie. Albo narobić ewentualnych nadziei. Rozumiesz mnie? - uniosłam głowę, patrząc w jej brązowe oczy, a ona skinęła. - Ostatnim razem, kiedy siedziałam w tym miejscu... - zaczęłam, ale urwałam, bo czułam, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Odkopywanie przeszłości nie jest dobrym pomysłem, szczególnie teraz, kiedy zaczęłam powoli ruszać do przodu. Jednakże świadomość, że na ostatnim meczu, który oglądałam na żywo, Neymar publicznie obwieścił całemu światu o naszym dziecku... powodowała dreszcze na całym moim ciele. 

*

Blaugrana przegrała mecz podobnie jak ja przegrałam moje życie. Czy ten fakt mnie pocieszał? Ani trochę. Czekałam na Leo w ustronnym miejscu na korytarzu, obiecałam odwiedzić dziś Anto i Mateo, więc mieliśmy wrócić razem. Słyszałam, że większość zawodników opuściła już szatnię, jednak mój brat nadal się guzdrał. Prawie gdy przysiadłam na parapecie, usłyszałam zbliżające się kroki. Odwróciłam głowę i wybałuszyłam oczy, widząc skradającego się Daviego. 
- Livia! - zawołał, pokonując resztę drogi szybkim biegiem. Doskoczył do mnie, obejmując swoimi małymi rączkami. 
- Co ty tutaj robisz, skarbie? - uniosłam delikatnie jego główkę, by na mnie spojrzał. - Zwiałeś wujkowi?
- Dlaczego mnie olałaś? Dzisiaj i w ogóle... Dlaczego nie mieszkasz już z tatą? Tak bardzo się pokłóciliście się, że musisz od niego odpocząć? Ja też czasem tak mam, ale nie umiem się na niego długo gniewać. A ty? Kiedy wrócisz? - zasypał mnie pytaniami, a ja zdziwiłam się, że on o niczym nie wie. Wpatrywał się we mnie wyczekująco tymi swoimi wielkimi oczkami, ale... jak ja niby miałam mu to wytłumaczyć?
Już miałam wydukać z siebie jakąś odpowiedź, kiedy usłyszałam głos. Głos, którego do niedawna tak pragnęłam, a teraz wzbudzał we mnie ból i odrazę. 
- Ale narobiłeś mi stracha, Davi! Tak się nie robi! - Neymar zganił synka, podchodząc do nas bliżej. Blondyn oderwał się ode mnie, jednak wciąż trzymał mnie mocno za rękę. Gdybym wiedziała, że tak potoczy się dzisiejszy dzień, w ogóle bym tutaj nie przychodziła. 
- Nic mi się nie stało, jestem z Livią. - odpowiedział powoli, uśmiechając się delikatnie. 
- Widzę. - Brazylijczyk przeniósł wreszcie na mnie swój wzrok, powodując, że moje serce już mnie nie słuchało. Chciałam być na niego zła. Chciałam go nienawidzić, przeklinać, wyśmiewać, ale nie ukryję przed sobą faktu, że nadal go kocham. - Jak się masz? 
- Chcesz żebym kłamała, czy może mam mówić prawdę, która będzie równie przygnębiająca? - sama się zdziwiłam, słysząc chłodny ton wydobywający się z moich ust. 
- Davi, leć do Joty. 
- Nie, chcę posiedzieć z Liv...
- Możesz na mnie chwilę poczekać? Proszę. - Neymar przerwał synowi w pół zdania, patrząc w moją stronę z nadzieją w oczach. Czy mogłam? Pytanie powinno brzmieć czy chciałam. 
Przytuliłam Daviego ostatni raz, a chwilę później obserwowałam, jak brunet ciągnie go za rączkę. 
- Ja też Cię prosiłam, byś został. Ale ty tego nie zrobiłeś. - szepnęłam cicho do jego pleców, po czym rozdrażniona odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w przeciwnym kierunku. 

*

- Przepraszam, że tak długo, ale się zagadałem. - Leo odnalazł mnie na parkingu przy samochodzie, kiedy znudzona czekaniem zaczęłam już liczyć sąsiednie auta. - Tak w ogóle, to Alves kazał Cię ochrzanić. Chciał się z tobą widzieć, a ty go olałaś. - powiedział, kiedy rozsiedliśmy się wygodnie w fotelach. 
- Jakoś będzie musiał z tym żyć. - westchnęłam, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem. - Jedźmy już. 
- Wszystko dobrze? - odwrócił ku mnie swoją głowę, obejmując troskliwym spojrzeniem. Nie zamierzałam mu tłumaczyć czym zaprzątałam sobie myśli, bo rozpoczęłabym tym niepotrzebną dyskusję.
- Tak, jestem tylko trochę zmęczona, to wszystko. - uśmiechnęłam się delikatnie, co chyba go uspokoiło.
- I tak jestem z Ciebie dumny. - odwzajemnił uśmiech, ruszając, jednak po przejechaniu krótkiego kawałka ostro zahamował. Na naszej drodze stanęła znajoma nam postać. 

Zostawiam wam tę beznadziejną beznadziejność, bo nic lepszego mnie nie oświeciło x

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zostawiam wam beznadziejną beznadziejność, bo nic lepszego mnie nie oświeciło x

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz