Treinta y uno

7.2K 346 8
                                    

Są ludzie, którym pozwolimy wracać zawsze. Choćby nie wiadomo jak nas zawiedli i jak bardzo pozwolili nam cierpieć. I mimo, że wywoływali najokropniejszy ból, gdy odchodzili, to wywołują najcudowniejszy uśmiech, gdy wracają. Tak było ze mną.
Cieszyłam się, że Marc ponownie pojawił się w moim życiu, ale... Zawsze jest jakieś ale.
Leżę w piżamie na trawie, spoglądam w niebo. Leżę, podgryzana z każdej strony przez wyrzuty sumienia. Jest trzecia w nocy, dokładnie za pięć godzin wylatujemy do Grecji, a ja nie mogę zasnąć. Nie potrafię, bo cały czas czuję uścisk w brzuchu, sercu, żołądku, w s z ę d z i e.
Nie powinnam była pozwolić na ten pocałunek. Pomimo tego, że był przyjemny, był czuły, był szczery... cóż, przynajmniej ze strony Marca. Nie powinnam była do niego dopuścić.
Ciepłe powietrze muskało moje bose stopy nawet o tak późnej porze. Za to kochałam Hiszpanię: za ciepło jakim emanowała.
Porozmawiam z Marc'iem zaraz po powrocie, to postanowione. Wyjaśnię mu, że to była pomyłka. Mogę być tylko jego przyjaciółką, nikim więcej, na pewno to zrozumie... prawda? W końcu znamy się nie od dziś. Pogadamy na spokojnie i wszystko wróci do normy.
Uspokojona tą myślą poleżałam jeszcze chwilę, wpatrując się w srebrną tarczę księżyca, a sen zmógł mnie tak nagle, że nawet nie wiem kiedy odpłynęłam w krainę Morfeusza.

- Ciociu! Cioooociaa, wstawaj! - słodki, piszczący głosik za którym tak bardzo przepadałam, zaświergotał mi prosto do ucha.
- Leo, jest tutaj! Thiago ją znalazł!
Uchyliłam powoli powieki, mając nadzieję ujrzeć gwiazdy, moje wierne towarzyszki nocnych rozmyślań, jednak zamiast nich przywitało mnie ostre, jasne światło.
Na szczęście ktoś stanął nade mną, tworząc cień. Uniosłam głowę i zobaczyłam Anto, tylko że mój obraz był jakby trochę zamazany.
- Oj Livii, Livii... Co ty tu robisz? - zapytała, a ja zdziwiłam się jej widokiem.
- Co ty tu robisz? Ja właśnie idę do łóżka... - poinformowałam ją, nie do końca rozbudzona i ledwo świadoma tego, co się dookoła mnie dzieje.
- Ale psecies jeziemy na wakacje! - zawołał Thiago, i dopiero to sprawiło, że się chwilę zastanowiłam. Spojrzałam zdezorientowana na ich dwójkę, pocierając ze zmęczenia oczy, gdy obok stanęli również mama i Leo.
- To gdzie ja jestem? - westchnęłam, pogubiona, na co oni wybuchnęli śmiechem. Rozejrzałam się wokoło, byłam nadal w ogrodzie... I pięć minut temu też tu byłam, z tym wyjątkiem, że wtedy było ciemno. Chyba, że... - Zasnęłam tutaj?! - krzyknęłam, kiedy wreszcie to do mnie dotarło. Cała czwórka, śmiejąc się, pokiwała głowami. - No ale... jak...?
- Dobrze, że przyjechaliśmy godzinę wcześniej. Livia, zbieraj się, za chwilę wyjeżdżamy! - ponaglił mnie Leo, klaszcząc w swoje dłonie, a ja wstałam na równe nogi.
- Czemu mnie nie budziłaś? - zwróciłam się oskarżycielsko do mamy.
- Nie było Cię w łóżku, skąd akurat miałam wiedzieć, że chrapiesz w najlepsze, wyłożona na trawie? Myślałam, że poszłaś do sklepu. - usprawiedliwiła się, a ja machnęłam ręką i pobiegłam do domu. W ekspresowym tempie wzięłam prysznic, ubrałam się, nałożyłam lekki makijaż i rozczesałam włosy. Pół godziny później zleciałam na dół, gdzie Leo zapakował już moją walizkę do samochodu, i wszyscy żegnali się z mamą.
- Chodź tu, wariatko. - wyciągnęła do mnie ręce, kiedy skończyła całować Thiago, a ja wrzuciłam torebkę na tylne siedzenie i wtuliłam się w nią. - Baw się dobrze, wypocznij, i wróć jeszcze ciemniejsza niż teraz.
Parsknęłam śmiechem. Mama zawsze dogryzała mi na temat koloru mojej skóry. Ona sama mimo że była czystej krwi Argentynką, wcale nie miała ciemnej karnacji, podobnie jak Leo, który najwyraźniej to po niej odziedziczył. Ja podałam się na tatę, i zawsze wpędzało mnie to w dumę.
- A ty i Lucho bądźcie grzeczni! - pomachałam jej palcem przed nosem, a ona popchnęła mnie w stronę samochodu.
- Wsiadaj już, to ja tu jestem od prawienia kazań. - uśmiechnęła się szeroko i cofnęła się kilka kroków, machając nam na pożegnanie. Brzuch zaczął boleć mnie z podekscytowania, nie mogłam się doczekać aż wylądujemy na wyspie i stawimy czoła nowym przygodom. Już tak dawno nigdzie nie wyjeżdżałam, że zapomniałam jakie to cudowne uczucie.
Dwadzieścia minut później byliśmy na lotnisku, czekała tam już na nas eskorta trzech ochroniarzy. Przywitaliśmy się z nimi i wspólnie ruszyliśmy do odprawy. Stanęliśmy w krótkiej kolejce, i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że kogoś mi tu brakuje.
- A gdzie się podział Matias? - rozejrzałam się dookoła, przypominając sobie, że przecież brakowało przyjaciela Leo, który miał lecieć z nami. Gdy się odwróciłam, aby go poszukać, szczęka mi opadła, kiedy zauważyłam nadchodzącego Neymara w towarzystwie siostry, jakichś dwóch innych kobiet i małego chłopca. - Co On tu robi? - wskazałam na niego palcem, a reszta podążyła za mną wzrokiem.
- To jest właśnie zastępstwo Matiasa. - wyjaśnił spokojnie Leo, a ja uniosłam brwi. - Nie mógł z nami polecieć, bo wypadło mu coś nagłego w pracy. Szkoda było, żeby bilety się zmarnowały.
- I spośród tysiąca innych kolegów wybrałeś właśnie jego?
- Coś nie tak? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Nie. - mruknęłam, krzyżując ręce na piersi. - Wszystko świetnie. - uśmiechnęłam się sztucznie, a tak na prawdę poczułam ogromny stres. Obecność Neymara dziwnie na mnie działała, poza tym pewnie wszyscy będziemy oglądać jego flirty i zaloty, a to... nie wiedzieć czemu, bardzo mnie irytowało.
A miałam nadzieję na relaks i wypoczynek!
- Hej, wczasowicze. - usłyszałam za sobą głos Rafaelli, więc odwróciłam się. Podeszła do mnie z wyciągniętymi rękami. Gdy ją obejmowałam, wyglądnęłam zza jej ramienia na Neymara i resztę jego towarzystwa. Starsza kobieta musiała być jego mamą, nawet z odległości kilkunastu metrów dostrzegłam to charakterystyczne podobieństwo. Chłopczyk o jasnych blond włoskach zapewne był jego synkiem, o którym kiedyś mi wspomniał. A więc ta niska blondynka musiała być...
- Kto to jest? - woląc się upewnić, zapytałam Rafaelli, a ona poluzowała uścisk i również zerknęła w tamtym kierunku.
- Carolina Dantas, mama Daviego i była dziewczyna Neya... - odpowiedziała, wzdychając, i jestem prawie pewna, że wywróciła przy tym oczami.
- Czy mi się zdaje, czy nie dostrzegłam zbyt wielkiego entuzjazmu w twoim głosie? - na moje pytanie dziewczyna wzruszyła ramionami i upewniając się, że ani Leo ani Anto nas nie słuchają, pochyliła się w moim kierunku.
- Szczerze mówiąc działa mi na nerwy jak mało kto, ale nikomu tego nie mówiłam, więc liczę na twoją dyskrecję. - szepnęła, a ja udałam, że zamykam usta na kłódkę. - Przyjechała niezapowiedzianie dzisiaj rano. Chciała zrobić mu niespodziankę, ale trochę jej nie wyszło, bo byliśmy już w drodze na lotnisko. Nie powinna wyskakiwać z czymś takim, teraz tylko będzie im trudniej się pożegnać.
Spojrzałam na Brazylijczyka, który obejmował synka. Widać było, że miał w rękach cały swój świat. Jego oczy się rozszerzyły, na twarzy przyklejony był uśmiech, i z zainteresowaniem słuchał każdego słowa, które Davi do niego wypowiadał. Nie liczył się dla nich nikt inny, byli tylko oni dwoje.
Nagle nasze spojrzenia się spotkały, i poczułam się jakbym była przyłapana na gorącym uczynku, ale przecież nic takiego nie zrobiłam. Tylko się na nich... gapiłam. Odwróciłam szybko wzrok i zaczęłam rozmowę z Rafaellą, zanim cała czwórka do nas nie dołączyła.
- Cześć. - przywitał się wesołym tonem. Uścisnął dłonie Lionelowi, ochroniarzom i Thiago, następnie cmoknął w policzek Antonellę. Gdy podszedł do mnie, i jego usta zbliżyły się do mojej twarzy, wstrzymałam oddech. - Wy się chyba jeszcze nie znacie. To jest Livia, siostra Leo. - wskazał na mnie. - A to jest moja mama, mój synek i... - tu zawahał się chwilę, zastanawiając się jak ją określić. - ...Carolina, mama Daviego.
- Miło mi. - wyciągnęłam do nich dłonie. Pani Santos przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła, co było bardzo miłym gestem, natomiast uścisk dłoni Caroliny przypomniał mi zdechłą rybę - czyli zero serdeczności, zero jakichkolwiek emocji. Ukucnęłam przy małym. - Cześć, Davi. Przystojniaczek, z Ciebie, wiesz? - puściłam do niego oczko, a on zachichotał.
- W końcu ma to po tacie. - wtrącił Neymar, odchrząkując.
- Pozwólcie, że to zignoruję. - szepnęłam, wywołując u wszystkich uśmiech, i poczułam jak Neymar burta mi włosy. Zdmuchnęłam je z twarzy, patrząc na roześmianego Daviego. - Przybijesz mi piątkę? - spytałam, a on kiwnął głową i wyciągnął do mnie rączkę.
- Teraz nasza kolej. - poinformował nas ochroniarz. Podekscytowanie znowu się we mnie odezwało, gdy po przejściu odprawy weszliśmy na pokład samolotu. Usiadłam koło okna.
- Umieraj ze wspomnieniami. Nie z marzeniami. - usłyszałam nad sobą melodyjny głos, więc uniosłam głowę. Neymar rzucił plecak na siedzenie obok, a sam bawił się telefonem.
- Czy w tym zdaniu jest jakiś podtekst? Planowany jest zamach na nasz samolot? Mamy dzisiaj wszyscu umrzeć? - zasypałam go pytaniami, na które uśmiechnął się delikatnie. - Mam nadzieję, że nie, bo wciąż nie wiem kim jest "A" w Słodkich Kłamstewkach. Poza tym, słyszałam też, że w Grecji są całkiem niezłe wyprzedaże. - dodałam z powagą.
- Znalazłem taką sentencję, i wydała mi się odpowiednia. Gdy Leo zadzwonił mi wczoraj wieczorem, że potrzebuje kogoś za Matiasa, trochę się wahałem, nie wiedziałem czy chcę lecieć na takiego spontana. Wtedy zobaczyłem to zdanie i pomyślałem... W sumie, czemu nie? Zawsze to dodatkowe wspomnienia. - usiadł obok, ściągając słuchawki z szyji. - Ale z drugiej strony... Kto wie kiedy nadejdzie ten ostatni dzień naszego życia? - wzruszył ramionami.
- Bóg. - wyjrzałam przez okno. - Tylko Bóg wie...
Nastała chwila ciszy, która zaczynała robić się nieco niezręczna. Odwróciłam się, aby sprawdzić, czy Neymar jeszcze tu jest, czy sobie poszedł. Ale nadal tu był, wpatrzony w ten sam punkt za oknem co ja.
- Jeśli mam dzisiaj zginąć, przynajmniej zrobię to w miłym towarzystwie. - poruszał brwiami e górę i w dół, a ja parsknęłam śmiechem.
- Ty może tak... - westchnęłam, poprawiając włosy. - Ale ja? Boże, za jakie grzechy akurat on? - uniosłam oczy ku niebu, a Neymar wybuchnął śmiechem i uderzył mnie lekko w ramię.
- Jeszcze za mną kiedyś zatęsknisz, zobaczysz. - oznajmił, na co wywróciłam oczami.
- Chyba co najwyżej za twoim samochodem. - odpowiedziałam.
W dobrym hunorze wystartowaliśmy w niebo, rozpoczynając tym samym nową przygodę.

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz