Cinquenta y tres

5K 280 7
                                    


Cofnęłam się kilka kroków, zaszokowana dopiero co usłyszanymi słowami. Nie chciałam, żeby którykolwiek z nich mnie zobaczył. Podwinęłam sukienkę do góry, i starałam się oddalić idąc bezszelestnie na palcach, ale buty na wysokich obcasach trochę mi to utrudniały. Wróciłam do toalety i pochyliłam się nad umywalką.
Co takiego się stało, że ojciec Neymara mnie nie zaakceptował? Rozumiem, że nie wszyscy muszą od razu każdego polubić, ale nie wydaje mi się, abym zrobiła coś niestosownego. Poza tym, znamy się zaledwie od dwóch godzin! Czy byłam smutna? Nie. Byłam zła, zła na niego, mimo iż nie znałam powodu, dla którego miałabym mu się nie spodobać. Jedyne, co mnie martwi, to ogromny wpływ jaki Neymar Senior wywiera na swoim synu. Co jeśli posłucha słów ojca? 
Moje odbicie lustrzane westchnęło wraz ze mną, a tuż za nim pojawiła się sylwetka Rafaelli. Zaczekałam aż dziewczyna, oraz jej mama będą gotowe do wyjścia, a gdy się to stało, wróciłyśmy na salę. Usiadłyśmy przy stoliku, by coś przekąsić. Starałam się zachowywać normalnie, tak jak gdyby nic się nie wydarzyło, ale sama dobrze wiedziałam, że nie wychodziło mi to najlepiej. Aktorka była ze mnie marna.
- Można prosić? - z głębokich rozmyślań wyrwał mnie głos Pana Santosa, co było dla mnie dużym zaskoczeniem. Skinęłam głową, obejmując jego wyciągniętą dłoń i dałam się poprowadzić na parkiet. Dołączyliśmy do wielu roztańczonych par, również dostosowując się do lecącej piosenki. Muszę przyznać, że był doskonałym tancerzem, co Neymar musiał po nim odziedziczyć. Jednak nie zmieniało to faktu, że jego uśmiech był nie szczery. W takim razie dlaczego mnie poprosił do tańca? Dla widoku? - A więc ty i Neymar... - powiedział głośno, starając się przebić przez muzykę. - Zaskoczyliście chyba cały świat. 
- To nie było planowane. - odpowiedziałam, nie siląc się już na uśmiech. Może i on lubił gierki, ale ja nie. 
- Naturalnie. - przytaknął. Miałam nadzieję, że skupimy się wyłącznie na tańcu, a nie na przymusowej rozmowie, jednak on nie dawał za wygraną. - Jeśli mogę zapytać, traktujesz to raczej poważnie? 
Wstrzymałam oddech, stając w miejscu. Wyglądał na zaskoczonego, kiedy wysunęłam dłonie z jego uścisku. 
- Nie wiem, która odpowiedź by Pana zadowoliła. - ukłoniłam się, dziękując tym samym za taniec, po czym podwijając sukienkę, tak abym jej nie przydeptała, skierowałam się ku wyjściu. Musiałam zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, przewietrzyć myśli. Zbiegłam po schodach wystawnej sali, starając się nie potknąć, a za plecami usłyszałam wołanie mojego imienia.
- Co się stało? - Neymar, mój Neymar, dogonił mnie, zdziwiony moim nagłym wyjściem. - Tata mówi, że źle się poczułaś. 
Uniosłam do góry brew.
- Cóż, tak. - odchrząknęłam. - Nie najlepiej. Pozwól, że wrócę już do domu, dobrze? 
- Zaczekaj chwilkę, przyjęcie dopiero się rozkręca... Posiedzimy jeszcze trochę, a potem razem się zmyjemy. - ujął moje dłonie, przyciągając mnie do siebie. Poczułam ból. Ból w środku, chyba gdzieś w okolicy serca. Nagle naszła mnie okropna myśl, że go stracę. Czy panikowałam? Zapewne tak, w końcu sprawa nie została nawet przedyskutowana, ale już taka byłam, że martwiłam się na zapas. Dokładnie to samo czułam w ten dzień, kiedy skrzyczał mnie w szatni, o moją rzekomą relację z Bartrą.
Wzięłam głęboki wdech, napawając się zapachem perfum, które tak uwielbiałam. Jego perfum. 
- To twój dzień, twoja fundacja. - przypomniałam mu. - Będzie niegrzecznie, jeśli nagle wyjdziesz. Wracaj tam, a ja położę się w łóżku i zaczekam na Ciebie. 
- Mogę liczyć na jakikolwiek podtekst w tym zdaniu? - zapytał, głupkowato się uśmiechając, a ja wywróciłam oczami. 
- Zawsze znajdujesz wszędzie podteksty. A teraz bądź tak dobry i powiedz taksówkarzowi pod jaki adres ma mnie zawieźć. - poprosiłam, a on westchnął, i trzymając mnie za rękę, zaprowadził do stojącego na parkingu samochodu. Zapłacił kierowcy już z góry, podał mu adres swojego domu, a następnie musnął wargami moje usta. Były ciepłe, i smakowały alkoholem. 
- Do zobaczenia. - pogłaskałam go delikatnie po policzku, po czym wsiadłam do samochodu i gdy oddalaliśmy się z szybką prędkością, przymknęłam powieki.
Jak tylko zmyłam z siebie cały makijaż, wzięłam aromatyzującą kąpiel w wielkiej wannie Państwa Santosów, i przebrałam się w piżamę. Liczyłam się z tym, że Neymar wróci późno. Próbowałam położyć się do łóżka, przymknąć powieki, zasnąć... ale na nic się to zdało, zbyt wiele myśli kłębiło się w mojej głowie. Po czterdziestu minutach wpatrywania się w sufit, postanowiłam przejść się po domu. Był ogromny, ale nie na tyle, że można byłoby się w nim zgubić. Wszystko było takie staranne i zaplanowane. Mimo, że był nowoczesny, nie czuło się tutaj jak w hotelu, tylko ja w przytulnym, ciepłym domu. Wszędzie wisiały zdjęcia członków rodziny na przodzie z Davim, który był ich pupilem.

Gdy zegar wskazał godzinę dwudziestą trzecią, włączyłam telewizor w salonie, jednak nie miałam ochoty na dokładne wsłuchiwanie się w portugalski, aby zrozumieć co mówią. Po kilkunastu minutach wspięłam się z powrotem na górę, i usadowiłam się na wielkim balkonie. Objęłam nogi rękami, wpatrując się w gwiazdy. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy tak siedziałam, ale z rozmyślań wyrwał mnie szmer tuż za moimi plecami.
- Domyślam się, że słyszałaś naszą rozmowę. - nie odwróciłam głowy na słowa Seniora, tylko nadal patrzyłam w wyznaczony przez siebie punkt.
- Tylko urywek. - szepnęłam.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło. Przykro mi, że opuściłaś przyjęcie z mojego powodu.
- Z twojego powodu? - Neymar dołączył do nas, podchodząc bliżej. Westchnęłam głośno. Teraz jak jesteśmy w trójkę, może coś wreszcie się wyjaśni. Przynajmniej żywiłam taką nadzieję. 
- Jako ojciec i menadżer w jednym, będę mówił prosto z mostu. - Pan Santos oparł się o poręcz balkonu, twarzą do nas. - Wydaje mi się, że przeszłość Livii może zaszkodzić twojej publicznej opinii. - zwrócił się do syna. 
- Przepraszam bardzo, jaka przeszłość? - warknął Neymar. Tego się po nim nie spodziewałam. Zacisnął mocno pięści, gotów do mojej obrony. Nie sądziłam, że zareaguje w ten sposób przed swoim ojcem, którego cenił ponad wszystko. Sama zaczęłam się gorączkowo zastanawiać o co może mu chodzić. Przecież nie robiłam żadnych wyskoków, jak niektórzy członkowie rodzin piłkarzy. Angażowałam się w relacje zespołowe, starałam się być dobrą przyjaciółką, ale ogólnie rzecz biorąc, trzymałam się raczej na uboczu. Nie miałam żadnego konfliktu z prawem, jedyne co można mi było "zarzucić" to niektóre wyskoki na imprezach, ale przecież jestem młoda. Mam prawo się wyszaleć, a jemu nic do tego. Nie zmieniałam chłopaków niczym skarpetki, to raczej Neymara można było o to posądzić. Moje życie miłosne ograniczało się do zaledwie trzech związków...
I wtedy mnie olśniło.
- Widział Pan wywiad. - to nie było pytanie, tylko czyste stwierdzenie. Mężczyzna pokiwał głową, wkładając ręce do kieszeni.
- Alvaro Morata jest znany jako dość entuzjastyczny przeciwnik Barcelony. Wszyscy dobrze wiedzą, jakie publiczne wystąpienia wygłaszał na temat twojego brata. Nie wstydziłaś się po tym wszystkim z nim spotykać?
- Z całym szacunkiem, ale to nie jest Pana sprawa. - odpowiedziałam niezbyt uprzejmie. Coś zaczęło się we mnie gotować. 
- TO właśnie przede wszystkim jest już  p r z e s z ł o ś ć, tato. - głos zabrał Neymar. Najwyraźniej chciał jeszcze coś powiedzieć, ale jego ojciec mu przerwał. 
- Jednak musicie mi oboje przyznać, że przeszłość w której dopuszczało się do aborcji... 
- NIE BYŁO ŻADNEJ ABORCJI! - zawołałam, wstając. 
- To czyste łgarstwo tej przebrzydłej świni, jakim jest Morata. - Brunet potwierdził to szybko, i na całe szczęście wyjaśnił ojcu całą sytuację od A do Z, siląc się na spokój. Ja nie mogłam go odnaleźć, bo emocje szarpały mną na wszystkie strony. Teraz nie byłam już wściekła na Neymara Seniora, tylko na Moratę, którego mam ochotę zbić na kwaśne jabłko. Swoją drogą, będę musiała pomyśleć o jakiejś publicznej informacji, która sprostuje tą sprawę i oczyści mnie z zarzutów. Etykieta zabójcy nienarodzonego dziecka krążyła mi po głowie, nie mogąc jej opuścić. 
- Nigdy w życiu nie dopuściłabym się do morderstwa własnego dziecka. Nigdy. - szepnęłam. Neymar podszedł do mnie, obejmując mnie w pasie, i gładząc uspokajająco. Ten obrazek, i cała reszta, którą Brazylijczyk przed momentem przedstawił, najwyraźniej podziałała, bo mężczyzna wziął głęboki wdech i pokręcił głową. 
- Byłem pewny, że to prawda. Morata mówił to wszystko z taką pewnością, że nie przeszło mi nawet przez myśl, że może kłamać. - zasłonił twarz w dłoniach. Czułam jak ulga zalewa moje ciało. Owszem, przez moment zrobiło się nieprzyjemnie, ale obecność Neymara sprawiła, że czułam się bezpiecznie. Niczego więcej mi nie było w tek chwili trzeba. No, chyba że wymierzonej sprawiedliwości. 
- Nie ufaj we wszystko, co widzisz. Nawet sól wygląda jak cukier. - odezwałam się po chwili ciszy, w której słychać było jedynie podzwanianie świerszczy. - Tak zawsze powtarzał mój tata. 
- Mądre słowa, postaram się je zapamiętać. - mruknął, spod swoich dłoni. Dopiero teraz, kiedy emocje zaczynały powoli ze mnie schodzić, poczułam jaka zmęczona jestem. Musiało być już dobrze po północy, a my mieliśmy za sobą niewygodny lot samolotem. Marzyłam tylko o tym, aby się położyć. A mój chłopak postanowił to marzenie spełnić. 
- A więc na dzisiaj dość wrażeń. - ujął moją dłoń w swoją, po czym zaprowadził mnie z powrotem do środka. Wtulona w jego ciało, momentalnie odleciałam w krainę Morfeusza.

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz