Veintinueve

6.5K 326 9
                                    

- Jesteś na prawdę dobrą tancerką! - wykrzyczał do mojego ucha Felipe, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Bałam się, że może niewygodnie mu się mną kieruje, jestem zbyt sztywna, albo nieświadomie go przydeptuję, ale wyglądało na to, że wcale tak nie było. Obydwoje bawiliśmy się świetnie w rytmach hiszpańskiej muzyki. To właśnie między innymi tak bardzo kochałam w Hiszpanni. Muzykę. Felipe okręcał mnie właśnie dookoła siebie, kiedy nagle poczułam inną dłoń wędrującą na moje plecy.
- Odbijamy! - zawołał Neymar, i jednym, zwinnym ruchem przejął mnie w swoje ramiona, a Felipe oddał ciocię Laurity. Nie zdążyłam nawet zadać jednego pytania, gdy ruszył z wyjaśnieniem.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę Ci przetańczyć z nim całą noc?
- Nie zamierzam być tutaj całej nocy. - wyjaśniłam spokojnie, i omal nie krzyknęłam, kiedy niespodziewanie przechylił mnie do tyłu. Myślałam, że mnie puści, jednak on w odpowiednim momencie przytrzymał mnie i postawił bezpiecznie do pionu, uśmiechając się przy tym szelmowsko.
- Tym bardziej musimy nadrobić stracony czas. - puścił do mnie oczko i dał się ponieść wodzy fantazji. Muszę przyznać, że był tak dobry, jak Felipe. Nie mam pojęcia gdzie nauczył się tak dobrze tańczyć, ale z pewnością mógłby dawać lekcje Lionelowi, bo mój brat był okropnym tancerzem. Biedna Anto musiała się z nim męczyć, bo nie przepadał za tego typu rozrywką.
Wyczułam od Neymara słodki zapach alkoholu, co mnie zaniepokoiło, bo przecież to on mnie tutaj przywiózł. Na początku przyjęcia wypiłam kieliszek szampana, ale mam nadzieję, że tych kilka procent już ze mnie uleciało podczas szalonych tańców na parkiecie.

Po dwóch kolejnych piosenkach, które przetańczyliśmy, zespół ogłosił krótką przerwę i to był w zasadzie ostatni raz, kiedy widziałam Neymara. Jak tylko wróciliśmy do stolika, porwali go wszyscy goście, aby chociaż na chwilę pobyć z wielką gwiazdą, więc jutro z pewnością świat ujrzy rąbki zabawy z dzisiejszego wieczoru.
Po kolacji, na której Brazylijczyk się nie zjawił, znowu zwołano ludzi na parkiet, i muzyka rozbrzmiała w głośnikach na całej sali. Tańczyłam właśnie z dziesięcioletnim braciszkiem Laurity, kiedy rozbawiony zespół skierował reflektor na parę stojącą w samym rogu, schowaną tuż za schodami. Dziewczyna oplatała chłopaka jedną nogą, natomiast on przyciskał ją do siebie mocno i zachłannie całował. Ramiączka jej sukienki były spuszczone, a włosy potargane. Serce podeszło mi do gardła, jak uświadomiłam sobie kto to jest. Rozpoczął się wtedy mały koszmar, gdy ciocia Laurity, czyli mama jej kuzynki, rozkazała wyciszyć muzykę i podbiegła do swojej córki. Na oczach wszystkich zrobiła jej ogromną awanturę, bo jak się okazało, dziewczyna miała zaledwie piętnaście lat. Tuż do cioci, szybko dołączyła babcia i inne nieznane mi osoby, którym najwyraźniej również nie spodobało się jej wyzywające zachowanie. Czując jak łzy wstydu i... i żalu napływają mi do oczu, przeprosiłam chłopca, zabrałam swoją torebkę i ruszyłam do wyjścia.
Byłam już na zewnątrz, kiedy usłyszałam za sobą krzyki Neymara.

- Livia, zaczekaj! - dogonił mnie i stanął tuż za mną, łapiąc mnie za ramię. Odepchnęłam go i szłam dalej przed siebie, w ciemność. - Gdzie idziesz?
- Musiałeś wszystko zepsuć?! - odwróciłam się, krzycząc mu prosto w twarz.
- O co Ci chodzi? - zapytał zdziwiony, a ja pokiwałam głową z niedowierzaniem. Włosy miał całe w kompletnym nieładzie, koszulę do połowy rozpiętą, a na ustach pozostałe ślady po szmince. Prychnęłam i wzięłam głęboki wdech.
- O co m i chodzi? Co to było za przedstawienie? Na miłość boską, Neymar, nie możesz chociaż raz przestać zachowywać się jak gówniarz?! - zawołałam, a on już otwierał usta, aby zaprotestować, ale nie dałam mu dojść do słowa. - Ta rodzina jest ułożona! Wartościowa...ma własne zasady, nie do pomyślenia jest dla nich takie zachowanie! Nie widziałeś reakcji matki tej dziewczyny? Przecież to jeszcze dziecko! Jakie będą mieć teraz wspomnienia z tego wesela? To miał być dla nich szczęśliwy dzień, a tymczasem skończył się nieprzyjemnościami i awanturą. - wskazałam głową za niego, gdzie przed drzwiami nadal trwała kłótnia matki i córki. Na przypomnienie tego obrazu aż zrobiło mi się niedobrze. Być może takie zachowania nie budziły u nikogo zdziwienia w Ameryce, ale Hiszpania to było co innego. Ludzie mieli swoje starodawne zasady.
- O Boże, przecież nic takiego się nie sta...
- Ty nic nie rozumiesz! - poczułam jak łzy cisną mi się do oczu, więc odwróciłam się prędko, żeby czasem ich nie dostrzegł.
- Jesteś pewna, że tu nie chodzi o coś więcej? - usłyszałam jego głos, i poczułam jak serce zaczyna mi szybciej bić. - Przyznaj, że coś się w tobie poruszyło, gdy nas zobaczyłaś.
Ogromna gula urosła w moim gardle i nie potrafiłam się ruszyć. Mimo to, postanowiłam się odezwać, aby nie odebrał mojej ciszy jako potwierdzenie jego słów.
- Powiedziałam, że nie obchodzi mnie to, z kim się bawisz, ale to było nie na miejscu i... - tym razem to on nie dał mi dokończyć.
- A ja myślę, że jesteś zazdrosna. - upierał się, krzyżując ręce na piersi, na co głośno prychnęłam.
- Pusty śmiech mnie bierze! - zdenerwowana nie zamierzałam zostać tu ani minuty dłużej, więc postanowiłam pójść na nogach do głównej ulicy, a tam znaleźć taksówkę. Neymar jednak nie dawał za wygraną i znowu poszedł za mną.
- Nie możesz tak po prostu sobie pójść, pozwól mi Cię odwieźć. - poprosił łagodnie.
- Nigdzie z tobą nie pojadę, piłeś alkohol. - odpowiedziałam, nie przystając ani na moment. Przerażało mnie trochę włóczenie się po mieście i to w tak dość skąpym stroju, tym bardziej, że o tej godzinie po ulicach Barcelony kręciły się niezłe świry. Już z resztą kilka razy się o tym przekonałam, a raz nawet niedawno, kiedy Neymar mnie uratował. Gęsia skórka pojawiła się na całym moim ciele na samą myśl o tym, co mogłoby się stać, gdyby mnie nie znalazł.
- W takim razie ty jedź, ja sobie jakoś poradzę. -zmusił mnie, abym się odwróciła i wcisnął kluczyki w moją dłoń. Wraz z jego dotykiem ogarnęło mnie przyjemne ciepło i bezpieczeństwo. Złapałam się na tym, że nie chciałam aby cofał rękę. - Muszę być pewny, że dotrzesz bezpiecznie do domu. - wyjaśnił cicho i powoli oddalał się, zostawiając mnie samą. W momencie gdy odszedł, łzy momentalnie polały się po moich policzkach. Dlaczego płakałam? Sama nawet nie wiedziałam co wywołało u mnie takie silne emocje. Byłam zła na siebie, że się rozkleiłam, że zostałam tu tak długo, że Leo przysłał tu Neymara... byłam po prostu zła i zmęczona. Wolnym krokiem dotarłam do samochodu Brazylijczyka i odetchnęłam głęboko, kiedy usiadłam za kierownicą. Było mi niedobrze, a zapach jego perfum unoszący się w powietrzu, jeszcze wszystko pogarszał. Chciałam jak najszybciej dostać się do domu.

Przemierzałam barcelońskie ulice, walcząc ze swoimi myślami. Jedna połowa mnie chciała wrócić na wesele i zabrać stamtąd Neymara, aby już więcej nic nie odwalił, i aby po prostu... odwieźć go, mieć świadomość, że jest w domu. Sam. Ale zaś ta druga strona chciała jak najszybciej uciec od wszystkiego co z nim związane, dlatego co po chwila przyspieszałam, przekraczając dozwoloną prędkość. To wszystko i tak było jednak czystą ironią, bo przecież znajdowałam się w j e g o samochodzie, w którym było mnóstwo j e g o rzeczy. Nie mogłam uciec, nie dziś.

Moje myśli krążyły wokół dzisiejszego wieczoru, kompletnie zagłuszając skupienie, które było w trakcie jazdy najważniejsze. Nie zauważyłam przejeżdżającego obok radiowozu, jednak on, na moje nieszczęście, zauważył mnie... Mrugnął na mnie światłami, na co zahamowałam z piskiem opon i zjechałam na pobocze.
Spojrzałam na licznik i wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam liczbę 110. Dozwolone było jechać jedynie do 70! Ale to jeszcze nic... Uświadomiłam sobie, że przecież nie mam dokumentów samochodu. Serce biło mi jak oszalałe, gdy szukałam papierów wszędzie, gdzie sięgały mi ręce. Mimo otwartych okien i szyberdachu, zrobiło mi się okropnie duszno i gorąco. Przygryzałam wargę w zdenerwowaniu, i modliłam się, aby jakimś cudem te dokumenty znalazły się w mojej ręce.

Policjant zdążył podejść już do mnie i przedstawić mi się, na co odpowiedziałam mu nerwowym uśmiechem.

- Proszę pokazać prawo jazdy i dokumenty samochodu. - powiedział znudzonym tonem, a ja poczułam wielką ulgę, kiedy na samym dnie szufladki znalazłam to, co potrzebowałam. Podałam mu to, o co poprosił i nadal skubałam wargę, wystraszona tym, jaka kara mnie spotka.
- Och... - wymsknęło mu się, gdy uniósł moje prawo jazdy i przeczytał nazwisko. Uśmiechnął się pod nosem, i już miałam nadzieję, że jakoś mnie udobrucha, kiedy rozpoczął swoje kazanie na temat prędkości. Słuchałam go z udawaną skruchą, ale prawda była taka, że drugim uchem wypuszczałam słowa, które do mnie wypowiadał. Na sam koniec wręczył mi karteczkę z mandatem, którą wzięłam do ręki i wybałuszyłam oczy na widok kwoty, którą tam wypisał. Nie czekał dłużej, tylko oddał moje rzeczy i powrócił do radiowozu, pozostawiając mnie osłupiałą.

Kiedy dotarłam wreszcie pod dom, liczyłam na to, że już nic więcej mnie dzisiaj nie spotka. Moje nadzieje okazały się jednak bardzo złudne...
- To są chyba jakieś jaja. - mruknęłam, na widok trzech fotoreporterów z aparatami w rękach. Co oni tutaj robili? Czyżby do internetu j u ż dostała się informacja o weselu?
Zapewne tak, skoro tutaj czatowali. Myślałam, że gorzej już być nie może, ale... zawsze jest jakieś ale. Zdałam sobie sprawę, że siedzę w samochodzie Neymara, co z pewnością nie ujdzie ich uwadze.
- No po prostu zajebiście. - skwitowałam sama do siebie i przystanęłam, wyciągając telefon. Musiałam zadzwonić do mamy, aby otworzyła mi bramę, bo mój pilot został w moim wozie, który został pod kościołem... Zasłoniłam twarz dłonią, unikając kontaktu wzrokowego z reporterami. Jak tylko brama się otworzyła, wjechałam na podjazd i prędko wyskoczyłam z samochodu, kierując się do domu. Wykończona psychicznie i fizycznie, z ulgą położyłam się do swojego łóżka i zasnęłam niemalże momentalnie. A moją ostatnią myślą, która pojawiła się w mojej głowie były słowa: Muszę być pewny, że dotrzesz bezpiecznie do domu...


TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz