ʚ 14 ɞ

4.5K 251 46
                                    

- Catalina Messi Santos mimo, że nie otrzymała szansy na zaznanie ziemskiego życia, tak na prawdę jest wielką szczęściarą. Nie dotknął ją żaden strach. Nie dotknął jej żaden chłód. Nie doświadczyła głodu, ani samotności. Ale co najważniejsze, zaznała miłości... - mówił ksiądz, pochylający się nad maleńką trumienką, której widok przyprawiał mnie o dreszcze. Zastanawiając się nad jego słowami, dochodziłam do wniosku, że faktycznie miał rację. Catalina nie zdążyła dowiedzieć się jak wygląda cierpienie, tylko od samego początku była kochana i wyczekiwana. Była czysta, czysta jak jej imię. 
Wtuliłam się w ramię Neymara, kiedy grabarze zasypywali ziemią dół. Czułam, jak moje serce krwawi, przed oczami wciąż miałam widok drobnego dzidziusia, który mieścił się w mojej dłoni. Mimo swego niewielkiego rozmiaru, miała już rączki, nóżki, oczka, uszka... zaczęły jej nawet rosnąć na głowie włoski, co dla mnie jest nieprawdopodobne. Mama powiedziała, że źle zrobiłam, tak długo ją oglądając, ale ja wcale nie żałuję. Chciałam się na nią napatrzyć, by jej obraz mógł pozostać w mojej pamięci i w sercu. 
- Jeśli miłość mogłaby Cię uratować, żyłabyś wiecznie, bo my pokochaliśmy Cię od samego początku. Pomimo, że nasze serca w tej chwili płaczą i marzymy o tym, by to był tylko sen... - Neymar starł łzę spływającą po jego policzku, kiedy wymawiał do naszej córki ostatnie słowa. - ...to wierzę, że tam u góry rzeczywiście będzie Ci lepiej. "Tego, co ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział"... Te słowa Jezusa wspominam zawsze, gdy coś mnie trapi, i myślę, że tak właśnie jest. Teraz nie potrafimy pojąć dlaczego tak się stało, ale kiedyś to zrozumiemy... - zakończył, cofając się kilka kroków do tyłu.
Ksiądz uśmiechnął się do mnie zachęcająco, ale ja nie potrafiłam otworzyć ust. Bałam się tego pożegnania. 
- To ostatnia szansa, której potem możesz żałować. - szepnął w moją stronę. 
Przetrawiłam w głowie jego słowa, kilka minut zajęło mi wystąpienie do przodu. Czułam na sobie wzrok wszystkich zebranych, ale nie przejmowałam się tym. Teraz byłam tylko ja i Catalina.
- Byłaś częścią mnie przez tak krótką chwilę... - wydobyłam z siebie w końcu, ale mój głos brzmiał całkowicie inaczej, niż zazwyczaj. - I przez tą chwilę kochałam Cię tak, jakby nie było jutra. Aż nagle okazało się, że faktycznie go nie będzie. Ale obiecuję, że będę pielęgnowała pamięć o Tobie i... - wzięłam głęboki oddech, spoglądając na zapłakane Anto i Elenę, które wspierały dłonie na swoich ciężarnych brzuszkach. Tak bardzo im zazdrościłam... - Przepraszam, nie dam rady. - odwróciłam się na pięcie, przeciskając przez ludzi. Nie patrzyłam nawet gdzie idę, dopóki czyjeś ramiona mnie nie zatrzymały i przyciągnęły do siebie. 
- Już dobrze, cichutko. 
Wtuliłam się w ramię Leo, czując, że to najgorszy dzień w moim życiu. Nienawidziłam pogrzebów, z resztą tak jak i wszyscy, ale nigdy w życiu nie pomyślałabym, że przyjdzie mi pochować własne dziecko. To nie jest prawidłowa kolejność.

Gdy tłumy wysypywały się przez bramę cmentarną, dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że to koniec. Że to, iż Ona nie wróci, że to wszystko... jest autentyczne. Po raz kolejny zaczynam wszystko od nowa. 

*

- Wiem, że dwa tygodnie to jeszcze całkiem krótko, ale... kiedy wrócimy do naszej sypialni? - Neymar zwrócił się do mnie niedzielnego wieczora, kiedy ścieliłam łóżko w pokoju gościnnym. 
- Jeśli chcesz, to idź, ja zostaję tutaj. - wsunęłam się pod kołdrę, nie patrząc na niego. Nie powiedział nic więcej, tylko bez słowa wycofał się i zszedł na dół. 
Wrócił do treningów i do meczów, mimo, że trener dał mu wolną rękę jeśli chodzi o powrót. Nie mogłam pojąć tego, jak mógł tak prędko powrócić do codzienności. Ja nie potrafiłam. Nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca, czułam, że czegoś mi brakuje. Że kogoś mi brakuje. 

Następnego dnia drużyna wylatywała na mecz. Z jednej strony nawet się cieszyłam, zaprosiłam już Ines. Choć przez chwilę będę mogła poczuć się jak za dawnych czasów. Kocham Neymara, ale patrząc na niego, cały czas wspominałam ostatnie wydarzenia. Chyba potrzebna nam mała przerwa, chociażby kilkugodzinna. 
- Bawcie się dobrze. - pocałował mnie w czoło, kiedy zbierał się do wyjścia. Miał lot dopiero za dwie godziny ale umówił się z zespołem już wcześniej. - Uśmiechnij się do mnie. - spojrzał na mnie błagalnie. Nie mogłam mu odmówić. Zdobyłam się na wykrzywienie ust w coś, co być może choć trochę przypominało uśmiech. 
- Powodzenia. Uważaj na siebie. - wsunęłam ręce do kieszeni szlafroka, obserwując jak zabiera torbę i rusza w stronę drzwi. 
- Aa, byłbym zapomniał. - odwrócił się, zanim zdążył wyjść. - Twoja mama była tu rano, pożyczyła twój samochód. Jeśli będziesz chciała pojechać po Ines, weź mój. 
- Okej. - przytaknęłam, machając mu.
Gdy tylko opuścił dom, od razu poczułam się lepiej i odetchnęłam z ulgą. Zdawałam sobie sprawę, że nie powinno tak być, i wcale mi się ten fakt nie podobał. 

*

- No wreszcie ten dupek Munir odpisał! Dobra wiadomość: mecz wygrany 2-1, Atletico pokonane! - zawołała Ines, z wzrokiem utkwionym w telefonie. Uniosłam kciuki do góry i wróciłam do oglądania filmu z którego i tak niewiele wiedziałam. - Podnieś dupę, jedziemy do Maca. - powiedziała nagle. 
- Nigdzie się nie ruszam, tutaj jest mi dobrze. - wtuliłam się wygodniej w poduszkę. 
- Jeju, ale ty smęcisz... Mam ochotę na lody z sosem karmelowym i na truskawkowego shake'a. Dobrze wiesz, że jak ja mam na coś ochotę, to muszę to dostać. Czekam w samochodzie. - nie czekając na jakikolwiek cień mojego sprzeciwu, wzięła kluczyki z haczyka i tak po prostu sobie wyszła. 
Ja leżałam dalej, mając nadzieję, że znudzona czekaniem wróci, jednak po kilku minutach rozległo się głośne trąbienie. Spojrzałam na zegarek: dochodziła jedenasta, chyba kompletnie ją pogięło.  
- Sąsiedzi zaraz zadzwonią po policję! - postukałam się palcem w czoło, patrząc w jej stronę, ale ona jedynie wzruszyła ramionami i trąbiła dopóki się nie zlitowałam i wlazłam na miejsce pasażera. 

*

- Uważaj! - krzyknęłam głośno, ale było już za późno. Przyjaciółka spuściła wzrok jedynie na krótki moment... tyle wystarczyło, by zjechać z drogi i wjechać prosto w rozpościerający się kamienny mur. Mocne turbulencje sprawiły, że uderzyłam głową o szybę i poczułam silny ból w boku. Ines, wzywając pod nosem Boga, zahamowała nagle i odwróciła się w moją stronę z przerażeniem w oczach. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz