Rozdział 13

1.4K 90 3
                                    

Pierwsza noc w nowym pokoju. Z daleka od wszystkich, a jednak blisko. Dla Marceli Kris był jak najdroższy skarb -brat. Brat, o którym zawsze marzyła, który ją wspierał, pocieszał w trudnych sytuacjach, rozśmieszał do łez, troszczył się o nią, czasem nakrzyczał, przytulił, brunetka była z nim, bliżej niż z własną siostrą. Zawsze mieli siebie na wyciągnięcie ręki dopóki on nie zdecydował się wyjechać do Włoch. Z początku wszyscy byli pewni, że chłopak szybko zmieni swoje nastawienie, kuzynka szczerze mu kibicowała, ale gdzieś tam w głębi duszy błagała, żeby Kris nie wyjeżdżał tak daleko. Niestety chłopak już dwa dni po przylocie poznał swoje bratnie dusze, które były we Włoszech z tego samego powodu co on. I tak się zaczęło.. na początek kawalerka, zabawy, hulanki z dziewczynami, aż pieniądze zaczęły się kończyć. Kris nie chciał naciągać rodziców, reszta chłopaków też miała swój honor i takim sposobem wylądowali w Ostia, gdzie obiecali pewnej samotnej starowince w zamian za darmowy dach nad głową wyremontowanie kamienicy.
~Och, Kris.. jak ja ci zazdroszczę -westchnęła do siebie Marcela i okryła się szczelniej kołdrą. Słońce poczęło już wschodzić, ptaki wszczęły swój świergot i zapowiadał się piękny dzień. Piękny dzień, żeby sobie w końcu popłakać. Odwróciła się na bok i patrzyła przed siebie. Przymykając powieki zobaczyła go. Leżał i przyglądał się jej tymi swoimi ciekawymi oczyma, które jeszcze niedawno patrzyły na nią z taką miłością.
Miłością..  ~Jaka miłość?! - mówiła do siebie. ~Adaś, dlaczego?- łzy zaczęły spływać jedna po drugiej i zatapiały się w nowiutkiej pościeli ~Obiecywałeś.. wtedy nad rzeką.- pociągnęła nosem i przełknęła gulę, która utkwiła jej w gardle. ~"Kocham cię", tak mi mówiłeś. I że cię nie opuszczę, bo jesteś moja i tylko moja. Pamiętasz?- otworzyła oczy nadal widząc chłopaka przed sobą. Był smutny, rozżalony i chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Uśmiechając się słabo chciał dotknąć jej policzka.. ale tym razem ona mu na to nie pozwoliła. ~Czego ty jeszcze chcesz? - po jej ciele przeszedł dreszcz. Brunetka miała taką straszną chęć przytulenia się do niego. Pragnęła poczuć jego silne ramiona, które zawsze oplatały ją w pasie, jego zawsze nierówny oddech kiedy znajdywała się blisko niego, pragnęła usłyszeć jego bicie serca kiedy wtulałaby się w jego tors, poczuć jego wargi na swoim czole, nosie, policzku, aż w końcu na ustach, które złączając się uwieńczyłyby ich miłość. ~Nas już nie ma. -szepnęła dławiąc się. ~Nie ma naszej miłości Adaś.. zniszczyłeś to. - siadając po turecku schowała twarz w dłoniach i poczęła gorzko płakać. ~Nie dotykaj mnie.. - szepnęła gdy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. ~Nawet nie próbuj się zbliżać, słyszysz? Nienawidzę cię, rozumiesz? Odejdź. Skończyłam z tobą. -warknęła i wyprostowała się. On nadal tam był. Opierał się o ścianę i patrzył na nią, obserwował każdy jej ruch. Nie miał zamiaru się ruszyć, wręcz przeciwnie. Pragnął zostać, jego "duch" chciał coś powiedzieć, wytłumaczyć, przytulić.. ~Dlaczego jeszcze tu stoisz? -syknęła i podeszła do niego. Stała z nim twarzą w twarz. Miała ochotę go spoliczkować, ale nagle straciła czucie w całym ciele. Po prostu stała i patrzyła w jego hipnotyzujące oczy, z których sama czytała te wszystkie wyjaśnienia, że to pomyłka, nieprawda... może. Ale dowód pozostał. I niedługo przyjdzie na świat w postaci dziecka.  ~Wiesz? -zaczęła ocierając kciukiem łzy z policzków. ~Kochałam cię tak bardzo mocno, że wskoczyłabym za tobą w ogień. Za tobą poszłabym nawet do piekieł... ja dla ciebie.. a ty dla mnie to. - uśmiechnęła się szyderczo. ~A wiesz? Mimo to dziękuję. -zobaczyła jak jego twarz się zmienia. ~Teraz wiem, że muszę uważać na takich ja ty kochanie. Na takich, którzy składają puste obietnice. Na takich, których serca są puste i bez uczuć. Na takich, którzy potrafią wysilić się na parę kwiatków i miłe słówka. Na taki skur.. a zresztą. -zaczęła się histerycznie śmiać chociaż łzy leciały jej ciurkiem. ~Co ja będę mówić. Przecież dobrze wiesz jaki jesteś. - z żałością opadła na łóżko i wypłakując z siebie resztki sił zakryła się kołdrą po samą brodę. Kiedy ostatni raz spojrzała na miejsce, gdzie niedawno stał Adam nikogo już nie było. Zrezygnowana i z bolącą głową położyła się i zasnęła.








-Marceliiiina!!! -dobiegło ją wołanie z kuchni i delikatne pukanie do drzwi. -Odzywa się?
-Chyba jeszcze śpi. -odpowiedział mu jakiś głos, ale nie wiedziała czy to Diega, czy Lucasa.
-Zaraz ją obudzimy. -nastała chwila ciszy. ~Ocho.. -pomyślała dziewczyna. ~To nie brzmi dobrze. -nim zdążyła cokolwiek zrobić do pokoju wparował Kris z małym garnkiem wody i Diego tłukący się pokrywkami do garnków niczym talerzami w orkiestrze.
-Jeśli nie wstaniesz ten garnek będzie na twojej głowie. -ostrzegł ją Kris z wielkim uśmiechem przyklejonym na twarzy.
-Ależ ja już wstałam, tylko się was wystraszyłam! -tłumaczyła się szybko wyskakując z łóżka.
-Jezuu.. a tobie co się stało? -wystraszony szatyn przestał grać na "talerzach" i podszedł do niej bliżej. -Musiałaś mieć bardzo nieciekawą noc.
-Co jej jest? -Kris zmarszczył czoło, a Marcela z powrotem schowała się pod kołdrę.
-Nic mi nie jest, po prostu źle się czuję.
-Masz gorączkę? -zaniepokoił się kuzyn. -Skocz po termometr.
-Nie trzeba! -odkrzyknęła, ale Diega już nie było. -Na prawdę nic mi nie jest. -tłumaczyła mu.
-Nie wierzę. -odparł stanowczo. -Popatrz w lusterko.
Marcelina tylko jęknęła, gdy zobaczyła swoje odbicie. Dzisiaj znów była dziewczyną bez wyrazu, bez cienia życia na twarzy. Wyglądała jak trup tylko była żywa.
-Mam termometry. -wbiegł Diego i podał Krisowi urządzenia.
-Chciałem tylko jeden.
-Ale któryś z tych trzech nie działa, a ja nie wiem który, więc masz tu wszystkie.
-Dzięki. Idź dokończ śniadanie, ja zaraz przyjdę.
-Ok. Ej młoda! -zagadnął. -Wyzdrowiej do śniadania.
-Jaasne. -uśmiechnęła się blado, gdy wychodził.
Po zmierzeniu temperatury okazało się, że nie cierpi na gorączkę, wręcz przeciwnie. Brunetka miała zaledwie 35.5 stopnia.
-Leżysz w łóżku cały dzień. -zarządził Kris.
-Ale..
-Nie. -przerwał jej stanowczo. -Kocham cię siostrzyczko i dlatego tu spędzisz resztę..
-Swoich dni. -dokończyła i nakryła sobie kołdrę na głowę.
-Bardzo zabawne. -uśmiechnął się. -Cholera.. tylko my do pracy zaraz idziemy, a ty tu sama zostaniesz.
-I co w związku z tym? -dobiegł do niego stłumiony głos.
-Przyślę do ciebie moja Susan! -powiedział nagle. -Ona się tobą chętnie zaopiekuje!
-Mowy nie ma! -ożywiła się Marcelina. -Nie chcę. Ona na pewno ma swoje zajęcia.
-Już ja coś wymyślę. Prześpij się teraz. -spojrzał nerwowo na zegarek. -Mam jeszcze trochę czasu, więc pojadę do apteki, a ty zjesz to co poda ci Diego. Jest świetnym kucharzem! -w miarę spokojny wyszedł z jej pokoju i pognał po lekarstwa.
~I znowu kłopoty... -westchnęła żałośnie. ~I znowu przez ciebie.




 

"Jak w Kopciuszku"Where stories live. Discover now