Rozdział 4

2K 129 0
                                    

-Wychodź już z tej łazienki! - krzyczała Marlena dobijając się do drzwi- Marcelina ! Cholera jak się zsikam to Ty będziesz sprzątać!
-Dwie minuty! Tylko dwie..- oznajmiła wychodząc z wanny.
-Czy ja dobrze słyszę? Dopiero wychodzisz?
-Oj, daj spokój. Dwie minuty.
-Zabiję Cię jak tylko wyjdziesz. - zagroziła siostra, ale w tym momencie zadzwonił telefon. - Masz szczęście.. No nie wierzę. Halo? - odebrała i podeszła do drzwi łazienki. - Adaś? - w momencie usłyszała jakieś szybsze ruchy za ścianą- Marcela? No nie wiem.. od godziny siedzi w łazience, chyba jest chora. - usłyszała jakieś niezrozumiałe krzyki z łazienki- Na co? Nie wiem. Sraczka albo ki piernik..- i w tym momencie Marcelina wybiegła i wyrywając jej słuchawkę szepnęła do siostry:
-Teraz to ja cię zabiję za tą sraczkę.
-I tak nie jesteśmy kwita.
-Halo, Adam? - odebrała Marcelina- Przepraszam ale się kąpałam.
-Nie szkodzi. - usłyszała nieco zachrypnięty głos chłopaka - Co robisz  tak za godzinę?
-Hmm.. raczej nic, a co? - zaczęła przeczesywać palcami włosy.
-Nie jesteś chora? - droczył się.
-Nie. Marlena tylko żartowała.- rzekła z przekąsem.
-No to super. Spotkajmy się w naszej kawiarence za rogiem o 14:00, co ty na to?
-No jasne - powiedziała rozpromieniona - Do zobaczenia! - rozłączając się pobiegła do łazienki po suszarkę i kosmetyki. 



-O matko..- westchnął Adam i opadł na krzesło w pokoju Vivan.
-No i jak? Będzie? - zapytał ruda siadając mu na kolana i oplatając ramionami jego szyję.
-Tak. - powiedział krótko.
-Dzisiaj wszystko ..
-Chuj strzeli.- dokończył nerwowo wstając i zrzucając ją z kolan.
-Co ci jest? - Vivan była rozgniewana- Nie cieszysz się? Wreszcie będziemy razem. Jak dawniej.
-Jakie dawniej? Nie było żadnego dawniej.- oparł się o framugę okna.
-No, ale...
-Jaki ja jestem głupi..
- Weź się jeszcze rozpłacz. - syknęła - I tak jest za późno. Jeżeli się wycofasz..
-Nie wycofam się. - odwrócił się i patrzył na nią bez wyrazu- Jestem odpowiedzialny. Nie chcę, żeby dziecko wychowywało się bez ojca. Nie chcę, żeby mnie potem wytykało palcem i mówiło o mnie : ŁAJDAK...
-Czego ty się boisz?
-Sam nie wiem...- odparł smętnie- Chodziliśmy ze sobą trzy lata, byłem.
-Rozczarowany, głupi i straciłem trzy cenne lata mojego życia, które od razu mogłem poświęcić tobie Vivan. - przerwała mu.
-Milcz! - ryknął tak głośno, że aż się wzdrygnęła.- Nie masz prawa tak o niej mówić. Ty nic nie wiesz, ty nas nie znasz.
-Mam to gdzieś. - rzekła i zaczęła teatralnie głaskać swój brzuch- Ja mam teraz o wiele cenniejszy skarb niż Ciebie.
-Przepraszam. - wydusił po chwili.- Stało się. No cóż, nikt nie przewidział.
-Wyluzuj. Kupisz jej kwiaty i po sprawie.
-Taa.. 
-I nie becz - znów owinęła się wokół jego szyi i  wpiła mu się w usta. - Idę tam z tobą.
-Że co? - oderwał się od niej- Ja sam..
-Spoko. -uspokoiła go -Będę niezauważona z boku. 

"Jak w Kopciuszku"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz