Rozdział 11

1.6K 107 1
                                    

-No nie piernicz, że zapomniałeś! -usłyszał w słuchawce wściekły głos.
-Noo.. ale weź. Spójrz na to z dobrej strony.
-Ciekawe z jakiej?! -rozgoryczona sięgnęła po walizkę i dosłownie parę sekund potem usłyszała jego szczery śmiech. -Ty dupku.. -syknęła i mimowolnie się uśmiechnęła. -Jaki ty jesteś..
-Kochany! -przerwał jej szybko, ledwie opanowując śmiech. -Wieem. Myślałem, że będziesz zła, a tu proszę!
-Nie denerwuj mnie ośle. Gdzie jesteś? -spytała ponownie i zaczęła się rozglądać.
-Kieruj się do wyjścia "A". Ja jestem przy schodach.
-Okej.
-Hej.. chyba mam drugi telefon. -oznajmił nagle. -Czekam na ciebie krasnalu.
-Poczekaj tylko przybędę ! -pogroziła mu i się rozłączyła.
Kierując się do wyjścia, a właściwie przepychając starała się mieć oczy dookoła głowy i pilnowała wszystkiego co ma przy sobie. W takich miejscach wystarczy tylko chwila nieuwagi i możesz się nawet nie zorientować kiedy coś ci zginie. Docierając wreszcie do drzwi wyjściowych odetchnęła z ulgą, a widząc Krisa opierającego się o poręcz schodów uśmiech sam wskoczył na jej twarz.  Wolnym krokiem zmierzając ku niemu, w myślach szykowała ciętą ripostę aby się zemścić za jego żarcik.
-Mój krasnal mnie odwiedził!! -zaczął krzyczeć Kris, a parę osób zaczęło patrzeć w ich stronę z zaintrygowaniem.
-Zamknij się ludzie patrzą. -syknęła zmieszana.
-No chodź, przytul się! Zaprowadzę cię do Śnieżki! - po tych słowach oboje wybuchnęli śmiechem, a ten mocno ją uściskał szepcząc jej do ucha: -Tęskniłem krasnalu.
-Ja też mutancie.
-Zemszczę się. -mruknął i po chwili miażdżył ją w swoich objęciach.
-Aaaa! Dusisz mnie ty palmo!- piszczała Marcelina.
-Palmo? -zdziwiony odsunął ją od siebie i ze śmiechem ruszyli w stronę samochodu. -Co ty masz w tej walizce? Kamienie?
-Koks. -odpowiedział poważnie. -Trzeba było w bieliźnie ukryć przed kontrolą. -popatrzyła mu w oczy bez wyrazu. -Hahaha jak dobrze, że faceci krępują się, gdy słyszą słowo 'podpaska' albo 'tampon'.
-Żartujesz? - spytał patrząc na kuzynkę z niemałym zdziwieniem.
-Niby czemu?
-No, a komu ty ten koks przewozisz?- brunetka poruszyła tylko brwiami i zmieniła temat. -Gdzie masz tą brykę?
-Jeszcze kawałek.








-No powiem ci, że nie wyszedłeś z wprawy. -powiedziała z uznaniem Vivan. -Można na tobie polegać w trudnych chwilach.
-Ty też się nie zmieniłaś. -leżąc na łóżku Alex przyglądał się swojej perfekcyjnej przyjaciółce, która zakładała bieliznę. -Wiesz? Zastanawia mnie tylko jedna rzecz.
-Jaka? - odwróciła się do niego i położyła swoją głowę na jego torsie.
-Dlaczego nie robisz tego z Adamem?- na jej twarzy ukazał się grymas i rudowłosa podniosła się patrząc mu w oczy.
-Bo ta ciota nie umie zapomnieć o pewnej szmacie. -wyznała z goryczą, po czym wpiła się w usta Alexa.
-Ale -przerwał jej -Jak to? Przecież będzie miał z tobą dziecko.
-Pff. Dziecko. -prychnęła. -Niby połknął haczyk, ale..
-Ale? -dopytywał unosząc prawą brew z zaciekawieniem.
-Ale jest jeszcze nieoswojony z tą całą sytuacją. -stwierdziła i usiadła na nim okrakiem. -Jeszcze go usidlę. Zobaczysz! Jeszcze będziesz mi składał życzenia ślubne! -zadeklarowała.
-Oby nie. -wymruczał w jej usta i na nowo rozpoczęli swoje igraszki.


 


 


-Ej, mała. Wszystko gra? -zapytał kris kiedy oboje zapinali pasy w samochodzie.
-Mhm.. -mruknęła i uśmiechnęła się blado.
-Nie wyglądasz dobrze. -stwierdził. -Marcelina, powiedz mi o co chodzi.
-Wiesz.. -odchrząknęła.
-Tylko mnie nie zbywaj. To ma jakiś związek z tym Adamem tak?
-Tak. -odpowiedziała krótko i oschle. Biorąc głęboki oddech poczuła jak łzy zbierają się w jej oczach, a chwilę potem spływają jedna po drugiej.
-Ja pierdole.. zabiję go. -szepnął cicho, prawie do siebie. -Marcyś. Przepraszam, ja nie chciałem, żeby to tak wyszło, żebyś była smutna. Boże, chodź tu do mnie. -odpinając się przygarnął brunetkę do siebie, która momentalnie wtuliła się w niego i zaczęła płakać. Po chwili jednak odsunęła się od niego i wysiąkując nos rzekła: -Nic się nie stało. To ja cię przepraszam.
-Nic nie mów.
-Ale zwalam ci się na głowę i..
-Marcela. -spojrzał na nią groźnie. -Jeszcze jedno słowo, a cię odeślę z powrotem, bo wiem co chcesz powiedzieć.
-Ale..
-Cicho, mała. Lepiej oceń, co powiesz na to? -zapytał podekscytowany włączając radio, gdzie do ich uszu doleciała muzyka ich ulubionej piosenki z dzieciństwa.
-Nie wierzę! -pociągnęła nosem. -Ty tego jeszcze słuchasz? -delikatnie się uśmiechając położyła się  na jego ramieniu.
-No a coś ty myślała? -wyszczerzając swoje białe zęby ruszył w końcu z parkingu. -To przecie był hit naszych czasów! Hahaha i pamiętam jak wzdychałaś do tego piosenkarza! Jak mu było? -począł gorączkowo rozmyślać. -Wiem! Timberlake!
-Ooo.. no nie przesadzaj! Zaraz wzdychałam.. ładny był. -próbowała się jakoś wybronić. -A poza tym miałam dopiero siedem lat. -w radiu zaczynały brzmieć pierwsze słowa piosenki 'Where is the love'.
-Hahahah nie miałaś dobrego gustu. -wybuchnął śmiechem za co dostał w ramię. -Ejj, ja prowadzę. -rzekł poważnym tonem, ale chwilkę później już się śmiał.
-Ty w ogóle nie umiesz być poważny. -stwierdziła kuzynka. -Sam nie byłeś lepszy! -wytyknęła mu. -Kochałeś się potajemnie w Ewelinie Flincie! Hahah widziałam twoje ołtarzyki. -wygrała. Kris poczuł, że brakuje mu argumentów do obrony. -Ehh.. byłem tylko zwykłym jedenastoletnim chłopcem. - westchnął, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-A co u Susan? -zagadnęła Marcelina, co spowodowało nagły potok słów ze strony jej kuzyna. Od zwykłego "Wszystko w porządku. Nadal mnie kocha." - momentalnie zaczął streszczać ich życiorys. Opowiadał o tym jak oboje nie mogą doczekać się ślubu, jakie mają również obawy, o sukniach jakie wybrała Susan dla druhen i w końcu o tym jak się poznali. To była jego najlepsza część opowieści, którą Marcela słyszała ze sto razy. 
-To było dokładnie szesnastego lipca -zaczął - kiedy wieczorem postanowiliśmy się z chłopakami trochę powygłupiać na plaży. Szliśmy tak brzegiem morza wygłupiając się i co chwilę ktoś lądował w nagrzanej od słońca wodzie. A wspominałem, że to na Hawajach było?
-Hahah tak. -mruknęła. -Kontynuuj.
-No. -zaczerpnął trochę tchu i opowiadał dalej. -Siedziała tam na kocu. Założyłem się, że do niej zagadam. I wiesz co? To był najlepszy zakład w moim życiu! Moja "Wyspa Szczęścia"! -wykrzyknął uradowany.
-Co było dalej? -mimo, iż bardzo dobrze znała tą historię, lubiła jej słuchać. Cieszyła sięszczęściem Krisa, a przy jego towarzystwie zapominała na chwilę o własnych problemach.
-No wiesz.. -poruszył zabawnie brwiami. -Zaprosiłem ją na drinka.
-Tylko?
-I na randkę następnego dnia rzecz jasna. -mrugnął do niej cały czas mając uśmiech naklejony na twarzy. -Wiesz co było najstraszniejsze?
-Kiedy nie chciała cię pocałować, bo stwierdziła, że śmierdzisz czosnkiem. Mówiłeś. -droczyła się.
-Oberwiesz zaraz. -zmierzył ją wzrokiem. -To, że mieszka tylko osiem kilometrów od Rzymu!
-Patrz na drogę. -upomniała go.
-Patrzę przecież, ale ty wiesz jaki to był szok? Mieliśmy siebie prawie na wyciągnięcie ręki, a musieliśmy jechać, aż na Hawaje, żeby się w sobie zakochać. -dokończył i rozmarzył się. Zresztą tak jak Marcelina. To był właśnie ten moment kiedy nie myślała o niczym innym tylko o ślubie kuzyna i jego szczęściu. Nawet nie zorientowała się, że są już na miejscu. -Tylko uprzedzam. -wyrwał ją z zamyślenia głos Krisa. -W domu nie mam jakoś wybitnie lśniąco, ale za to masz swój pokój. -uśmiechnął się.
-Dziękuję. -wyszeptała po raz kolejny tego dnia go przytulając.


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 

"Jak w Kopciuszku"Where stories live. Discover now