Rozdział dziesiąty

Start from the beginning
                                    

Nie licząc tego, co się z nią działo, dzień minął mi całkiem nieźle. Przyjaciele Kyle'a faktycznie byli całkiem fajni i miło się z nimi gadało. Każdy z nich zainteresował mnie czymś innym. A poza tym cieszyłam się, że poznałam prawdziwe imię Kyle'a. Nie spodziewałam się, że kiedyś nazywał się zupełnie inaczej. Wiedziałam, że wziął nazwisko wuja, ale nie przyszłoby mi na myśl, że mógł nazywać się Ryler. To imię z naszym akcentem brzmiało na języku naprawdę przyjemnie, ale to nowe bardziej mi się podobało.

Znów zeszłam na dół, a potem zawołałam chłopaka. Krzyknął, bym wzięła jego kluczyki i poszła do samochodu. Z wieszaczka wzięłam te oznaczone marką auta i wyszłam. Kiedy w końcu wsiadłam do środka, przyjrzałam się lepiej wnętrzu. Pierwszy raz widziałam automatyczną skrzynię biegów i silnik, który włączał się na guzik. Technologia bez dwóch zdań.

Kyle wreszcie usiadł na miejscu kierowcy, kładąc na tylne siedzenie lnianą torbę. Oboje wyglądaliśmy jak prawdziwi turyści – ubrani w krótkie spodenki, luźne koszulki i trampki.

– Masz jakiś pomysł na zdjęcia? – zapytałam, kiedy w końcu wyjechaliśmy na drogę.

Chłopak uśmiechnął się, a potem skinął głową.

KYLE

Drogę nad jezioro pokonaliśmy już pieszo. Stanąłem najbliżej, jak się dało, ale pozostałe trzy mile i tak przeszliśmy, rozglądając się po lesie. Było naprawdę ciepło, na szczęście ciągle szliśmy w cieniu. Zastanawiałem się, które z nas jako pierwsze się zatrzyma, chcąc zrobić sobie małą przerwę, ale byliśmy całkiem mocnymi zawodnikami.

Dziś rano prosiłem Karen, by przyszykowała dla mnie wodę i kanapki, bo i tak chciałem wybrać się na sesję, a więc taszczyłem ze sobą dość ciężką torbę, w której miałem też aparat. Miałem ochotę przystanąć i się napić, ale w końcu z daleka ujrzałem taflę wody.

Wybrałem miejsce, w którym nie było ludzi – po drugiej stronie jeziora widziałem dzieciaki, które się kąpały, ja chciałem mieć jednak trochę spokoju. Znaleźliśmy idealne miejsce, by przysiąść, w cieniu dużego drzewa. Nie lubiłem upałów, naprawdę. Przez większość życia mieszkałem w chłodnej Norwegii i przywyknąłem do tamtego klimatu. Mieliśmy ciepłe dni, ale chyba nie aż tak.

Ściągnąłem koszulkę, a potem uklęknąłem na niej. Wyjąłem z torby aparat i przerzuciłem pasek przez głowę. Amica w międzyczasie podeszła do piaszczystego brzegu i rozejrzała się. Cóż, byliśmy nad najzwyklejszym w świecie jeziorem, ale ostatnio polubiłem fotografowanie słońca, które odbijało się od wody.

Wypatrując okazję, cyknąłem Ami fotkę. Dziewczyna odwróciła się, a potem spojrzała na mnie spode łba.

– Nie rób mi zdjęć – rzuciła tylko.

Ale ja chciałem zrobić jej kilka z zaskoczenia. Była ładną dziewczyną i całkiem nieźle wychodziła na zdjęciach, więc chciałem to wykorzystać. A poza tym polubiłem denerwowanie jej do tego stopnia, że postanowiłem po raz kolejny wcisnąć przycisk migawki i zrobić jej zdjęcie.

– Kyle!

– Nie piekl się, złość piękności szkodzi. Poproszę o szczery uśmiech.

–Kyle, proszę... Miałam pracować, a nie pozować do twoich zdjęć.

Przewróciłem oczami. Amica przyjrzała mi się z wolna, co wywołało mój uśmiech. Odwróciłem głowę, ukrywając swój wyraz twarzy.

– Zróbmy sobie jedno zdjęcie – zaproponowała nagle. – Ale razem.

Kiwnąłem głową, a potem wyciągnąłem z kieszeni telefon, włączając aparat. Przełączyłem urządzenie na przednią kamerkę i podszedłem do dziewczyny, unosząc wyzywająco brwi.

Gradient [rewritten]Where stories live. Discover now