4

3K 219 17
                                    

Kiedy tylko dostała nową umowę o pracę z działu kadr, od razu pobiegła do banku. „W końcu się udało!" krzyczała gdzieś w głębi siebie, podpisując umowę kredytową. Już dawno nie szło się jej tak dobrze do domu, jak dzisiaj.

„Ależ to będzie niespodzianka! - pomyślała. I Majka będzie mogła iść na zabieg. Może dzięki temu jej stan się polepszy?"

Cały czas uśmiechała się do swoich myśli. Koleżanki z pracy dziwnie na nią patrzyły, ale ona postanowiła się tym nie przejmować. Nie była ciekawa ich myśli i fałszywych gratulacji, zwłaszcza od Wandy, która była pewna tego awansu. Na żadną z nich nigdy nie mogła liczyć w kwestii pomocy, więc dlaczego miałaby się teraz przejmować ich zawiedzionymi ambicjami.

„Nie będę się tym przejmować - powtarzała sobie. Nie będę roztrząsać tego, jak to osiągnęłam. Liczy się tylko zdrowie mojej siostry."

Nie było to do końca prawdą. Dobrowolski nadal siedział gdzieś pod jej skórą i wywoływał dziwne dreszcze na samą myśl o tym, że mógłby ją ponownie dotknąć. Bardzo tego chciała. Chciała, by ją całował i dotykał, gdzie tylko miałby ochotę.

„Nie! - potrząsnęła głową. Uspokój się ty chora dziewczyno! Takie myśli do niczego nie prowadzą. Pogrążasz się tylko w tej obsesji."

„Obsesji? A jak inaczej to można nazwać?"

Kiedy w piątkowy wieczór wszystkie panie usiadły w salonie, Dominika uznała, że to dogodny moment, by powiedzieć im o swoim sukcesie. Matka i Majka patrzyły na nią przez chwilę z otwartymi buziami, a następnie bacznie przeczytały podpisaną umowę kredytową z banku. Radość Mai i wyraz zdumienia w oczach matki były dla niej najlepszą nagrodą za dni pełne żalów i pretensji. Matka oczywiście dodała coś na temat tego, że zawsze w nią wierzyła i była pewna, że wszystko dobrze się skończy. Dominika zbyła to milczeniem.

~~ ~~ ~~

W poniedziałek była już na innym piętrze, w swoim nowym gabinecie. A całe to piętro składało się z takich gabinetów. Spotkała tu już trzy inne panie, które tak jak ona awansowały z ich biura. Pracy było więcej, ale warunki (i pensja!) o niebo lepsze. Usiadła wygodnie w swoim nowym, skórzanym fotelu i spojrzała w okno. Jej myśli ponownie uleciały na dawne piętro do jego gabinetu.

– Widzę, że już się pani rozgościła – usłyszała i odwróciła fotel.

W drzwiach stał jakiś obcy mężczyzna i uśmiechał się do niej.

– Tak – odparła i wstała. – W czym mogę panu pomóc?

– Na razie w niczym – odpowiedział i wszedł do środka. - Mariusz Urbański - przedstawił się i podał jej dłoń.

– Dominika Ptak.

– Tak, wiem – ponowny uśmiech. – Jestem koordynatorem tego działu. Mój gabinet znajduje się na końcu korytarza. Myślę, że możemy sobie mówić po imieniu.

„Kolejny szef? - pomyślała. - Czy oni wszyscy muszą być tacy ładni? A może to jakiś wymóg w tej firmie? I może to ja mam jakieś problem ze samą sobą?"

– Przyszedłem cię tylko poinformować, że co miesiąc jest spotkanie na szczycie – i mrugnął do niej. – Szczegóły masz w komputerze. W tym miesiącu przypada na jutrzejszy dzień. Godzina dziewiąta, przedostatnie piętro. Na pewno trafisz, bo na tamtym piętrze jest tylko jedna, wielka sala konferencyjna.

– Dobrze. Dziękuję za informacje.

– Nie ma sprawy. Jakbyś miała jakieś pytania, to wiesz gdzie mnie szukać. Miło mi było cię poznać Dominiko – powiedział i uśmiechnął się do niej w sposób uwodzicielski. - Do zobaczenia jutro – i wszedł.

Ponownie opadła na swój fotel i zaczęła oglądać dokładniej całe biurko. Z kartonu, który stał na podłodze, wyjęła swoje zdjęcie z siostrą, gdy były nastolatkami. Postawiła je na biurku. „To wszystko dla ciebie kochana" - i uśmiechnęła się do fotografii.

Konferencja na przedostatnim piętrze zajęła prawie cztery godziny, choć podobno zdarzało się, że trwała i osiem z przerwą na obiad. Oczywiście brał w niej udział jej dawny szef. Kiedy wszedł do sali i zajął dość odległe miejsce w stosunku do jej, od razu poczuła dziwne napięcie i swego rodzaju tęsknotę. Zastanawiała się, dlaczego jego osoba tak nagle stała się jej taka bliska. Nie mogła się powstrzymać od tego, by czasami na niego nie zerkać. Dwa razy ich spojrzenia spotkały się, lecz ona zawsze instynktownie uciekała od niego. Czuła się jak małe dziecko, będące na plaży, stojące po kolana w morskiej wodzie i czekające na dużą falę. Kiedy ta nadchodziła, była taka szczęśliwa, ale momentalnie od niej uciekała i tak w kółko.

Chciała, żeby na nią spojrzał, a kiedy tak się działo, zaciskała mocniej dłonie i nogi, nie mogąc uwolnić z siebie tego dziwnego napięcia. Jednocześnie wstydziła się tego i bardzo chciała móc oszukać samą siebie. Nie wychodziło jej to w ogóle.

Kiedy wracała na swoje piętro, podszedł do niej nowy kolega i zapytał o wrażenia z pierwszego posiedzenia.

– Spotkanie jak spotkanie – uśmiechnęła się do niego.

Myślami nadal była przy Dobrowolskim. Wiedziała, że będzie odliczać dni do kolejnego posiedzenia, by móc go ponownie zobaczyć.

– Wyglądasz na zadowoloną – powiedział.

– Owszem, jestem zadowolona.

– A z czego to, jeśli można zapytać?

– Z mojego awansu – ponownie się uśmiechnęła, ale przed oczami miała twarz innego mężczyzny.

I nagle jakby się otrząsnęła i spojrzała ponownie na swojego obecnego rozmówcę. Poczuła rozczarowanie.

„To nie on" - szeptało jej serce.

Widziała wyraźne różnice w postawie i sposobie bycia obu mężczyzn. Ten nie wywoływał u niej żadnych emocji.

- Pójdę już do siebie – postanowiła zakończyć tę rozmowę.

– Jasne – odparł – do zobaczenia. - Uśmiechnęła się ponownie i odeszła od niego.

Nowe stanowisko i nowe obowiązki bardzo odpowiadały Dominice. Wszystko wydawało się dobrze układać i można by pomyśleć, że nic nie było w stanie zburzyć tej sielanki.

Do czasu ...

Opowiadanie pierwsze Dominika (LLI 1.1)Where stories live. Discover now