Rozdział 47

2.1K 252 58
                                    

Na zewnątrz niebo powoli ciemniało. Granatowe chmury przysłoniły pierwsze gwiazdy, pozostawiając jedynie białą tarczę księżyca, oświetlającą cmentarz. Wzdłuż ścieżki, którą wkrótce miała podążyć rodzina oraz duchowny ustawiono stojące na wysokich słupkach lampiony.

Kuroko, stojący nieopodal bramy cmentarnej i spoglądający w stronę zebranej grupy ludzi, westchnął cicho. Choć zjawił się tutaj dla swojego przyjaciela, ciężko mu było przyznać się przed sobą, że zrobił to z ochotą. Nie miało to nic wspólnego z Kagamim, chodziło raczej o zwykły fakt, iż błękitnowłosy nienawidził pogrzebów.

Jak zresztą większość ludzi.

– Jesteś pewien, że nie chcesz do nich dołączyć?- zapytał cicho, wciskając dłonie głębiej do kieszeni kurtki i odwracając się do siedzącego na murku Kagamiego.

– Nie, jest w porządku – odparł Taiga, po czym zaciągnął się papierosem, którego chwilę wcześniej zapalił. Wypuścił z ust kłębek szarego dymu, a następnie prychnął cicho.- Tyle słyszałem o tym, że papierosy pomagają w takich chwilach, ale to gówno prawda. Mam wrażenie, że to dla mnie jest ten pogrzeb, a nie dla Tatsuyi.

– A ja już się bałem, że wpadłeś w nałóg – mruknął Kuroko.- Nie powinieneś palić, Kagami-kun. Proszę, zgaś tego papierosa.

– Czekaj, tylko skończę – powiedział Kagami, krzywiąc się lekko.- Może jeden to za mało?

– Wolałbym, żebyś więcej nie brał tego świństwa. Ceremonia zaraz się zacznie. Idziemy?

– Czekaj, mówię – westchnął Taiga z lekką irytacją, przeczesując wolną dłonią włosy.- Jeszcze nie jestem gotowy...

– Wahałeś się przed przyjściem tutaj...- zaczął Tetsuya, kucając przed nim.- A czy wczoraj byłeś na ostatnim pożegnaniu? Bo chyba je zorganizowali, prawda?

– Tak, jasne, że tak – odparł Kagami.- To znaczy, zorganizowali je. Potem to całonocne czuwanie, co cholernie mnie zdziwiło. Jak na złość, dopiero po śmierci Tatsuyi jego rodzice postanowili poświęcić mu tyle czasu. Szybko się obudzili...

– A ty?

– Nie poszedłem.- Taiga wzruszył ramionami.- Te pierdy są dla najbliższej rodziny, a ta raczej nie chciałaby mnie widzieć. Wystarczająco w życiu nasłuchałem się obelg z ich strony. Wątpię, żeby byli zdolni powstrzymać się nawet w takiej sytuacji. Może jeszcze obarczaliby mnie winą? Wolę tego nie wiedzieć. Dzisiaj przyszedłem, ale po prostu będziemy trzymać się z tyłu, dobra?

– Dobrze.- Kuroko skinął głową, kładąc dłoń na kolanie Kagamiego.- Jak chcesz, Kagami-kun. Przyszedłem tu dla ciebie, nie dla nich. Po prostu wydawało mi się, że takie chwile... no wiesz, tak jakby was połączą.

– To by dopiero było ironia losu – parsknął cicho Taiga.

Za plecami Tetsuyi rozległy się ciche odgłosy rozmów, a zaraz po nich nastąpiła cisza, wśród której słychać było jedynie stłumione łkanie oraz kroki. Kuroko odwrócił głowę, by sprawdzić co się dzieje. To żałobnicy przystąpili do marszu, kierując się do grobu Himuro Tatsuyi.

– Już czas – szepnął błękitnowłosy, zwracając się do przyjaciela.

– Tak, tak... poczekajmy jeszcze trochę – westchnął Kagami, upuszczając niedopałek papierosa na ziemię i przydeptując go butem. Tetsuya pozostał więc w tej samej pozycji, zerkając na niego jedynie niepewnie. Widział, że Taiga zacisnął mocno dłonie w pięści, jego usta złożyły się w cienką linię.

– Kagami-kun?- zapytał cicho.- Jeśli chcesz wrócić do domu...- urwał znacząco.

– Chcę – powiedział Taiga. Zagryzł mocno wargę, westchnął ciężko i przetarł dłońmi twarz.- Chcę, Kuroko, cholernie chcę. Właściwie to sam nie wiem, co ja tutaj robię, nie musi mnie tutaj być, mam prawo iść stąd w cholerę i nawalić się gdzieś w barze...

Ciernie ||Akashi x Kuroko||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz