Rozdział 1

10.1K 612 62
                                    


      Herbata była jeszcze ciepła, kiedy powoli uniósł kubek do ust i upił niewielki jej łyk. Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się, czy rzeczywiście minęło tak niewiele czasu, odkąd ją zaparzył.
      Nie spodziewał się, że tak szybko skończy.
      Nagi, podszedł powoli do szklanej ściany, za którą rozpościerała się rozległa panorama Tokio. Tysiące niewielkich światełek reflektorów sunęło leniwie po ulicach, neonowe szyldy setek barów migotały z oddali, jakby prosząc się o uwagę.
      Dotknął dłonią szyby niemal w pieszczotliwym geście, spoglądając tęsknie na nocne niebo. Wspomniał przez chwilę swoją wycieczkę na wieś, kiedy leżał samotnie na polu, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo i próbując policzyć maleńkie jasne kropki, usiane wokół ogromnej tarczy księżyca.
      W mieście nie miał takich pięknych widoków.
      W szybie ściany mógł ujrzeć zarys własnej postaci. Szczupłą, odrobinę umięśnioną sylwetkę dwudziestopięciolatka, przystojną twarz o gładkiej skórze, bez śladu zarostu. Odrobinę przydługie włosy, których kolor był teraz niewidoczny, jednak w świetle dnia przybierały one barwę płynącego w żyłach życia. Dwoje oczu, jedno, podobnie jak włosy, miało czerwony kolor, drugie zaś złoty. Łagodne, melancholijne spojrzenie.
      Z jego ust wyrwało się ciche westchnienie. Odwrócił głowę, spoglądając na łóżko. Pościel leżała w nieładzie, zwinięta w bezkształtnym kłębie, poduszki walały się po podłodze tuż obok porozrzucanych w pośpiechu ubrań. Spodnie z jedną nogawką na lewej stronie, koszula pozbawiona guzików, sukienka z zerwanym zamkiem.
      Odsunął się od okna, podszedł do leżącej na łóżku kobiety i odgarnął z jej twarzy długie, ciemne włosy. Przesunął palcami po jej gładkim policzku, musnął czerwone wargi, by na koniec dotknąć długiej szyi, którą zdobił złoty łańcuszek z jaskółką.
      Nie wyczuł tętna. Była martwa.
      Tak, jak myślał.
      Znów pociągnął łyk herbaty, wpatrując się w rozchylone usta tej, której imienia nawet nie znał. Myślał o tym, jak bardzo słaba była, jak bardzo bezużyteczna. Najgorsza ze wszystkich do tej pory. Poddała się tak szybko, że nawet herbata nie zdążyła wystygnąć. Zupełnie jakby śmierć odpowiadała jej bardziej, niż walka o życie, jakby była prostym rozwiązaniem na wszystkie problemy.
      Sięgnął do czarnej, damskiej torebki porzuconej na fotelu i wyjął portmonetkę. Specjalnie odłożył kubek na stolik nocny, by móc do niej zajrzeć. Prócz kilku tysięcy jenów i jednej karty kredytowej znalazł jedynie wizytówkę do jakiegoś agenta ubezpieczeniowego, oraz zdjęcie dwójki roześmianych dzieci obejmowanych przez kobietę, której oddech słyszał jeszcze kilka minut temu.
      Uśmiechnął się delikatnie do fotografii. Wyglądało na to, że właśnie uwolnił dwójkę niewinnych stworzeń od słabej matki. Skoro nie potrafiła zawalczyć o życie, czy byłaby w stanie wychowywać odpowiednio swoje pociechy?
      Miał co do tego duże wątpliwości.
      Odłożył portmonetkę na jej miejsce, po czym zabrał kubek i, stąpając boso po puchowym bordowym dywanie, podszedł do biurka. Wysunął jedną z szufladek i wyjął z niej srebrny klucz z wygrawerowanym liściem klonu. Przez chwilę patrzył na niego, przesuwając po nim pieszczotliwie kciukiem. Był zupełnie zwyczajny, jak każdy inny klucz – z zaokrągloną główką i charakterystycznym układem ząbków.
      Jednak dla niego była to najcenniejsza rzecz, jaką posiadał. Klucz do jego serca. Klucz do jego świata. Klucz do jego tajemnic i najgłębiej skrywanych sekretów.
      Wyszedł z sypialni, czując narastające podniecenie. Nie miało ono związku z intymnymi sferami, przynajmniej nie do końca. To uczucie było podobne do radosnego oczekiwania dziecka na jego wymarzony prezent, nie mogło się równać z nawet najbardziej ekscytującym zabójstwem, z żadną rzeczą, której do tej pory doświadczył w życiu.
      Podszedł do drzwi znajdujących się na prawo od jego sypialni. Dotknął klamki, uśmiechając się delikatnie, wsunął klucz do zamka i przekręcił ostrożnie, jakby w obawie, że nawet najmniejszy błąd zniszczy mechanizm.
      Pchnął drzwi i wszedł do środka. Wygasający powoli płomień w kominku oświetlał delikatnie zarys płonącego w czerwieni pokoju. Sięgnął dłonią do kontaktu i zapalił światło, zmieniając barwę pomieszczenia na przyćmiony pomarańcz.
      Oparł się o drzwi, wzdychając głośno i przesuwając łagodnym spojrzeniem po ścianach zapełnionych fotografiami. Poczuł napływ ciepła w swoim sercu, które rozeszło się po całym ciele, odprężając je. Był zrelaksowany i spokojny. Zupełnie jakby sam widok tych zdjęć był narkotykiem, który łagodził obraz rzeczywistości.
      Dorzucił drewno do kominka, a następnie usiadł przy niewielkim stole pod ścianą. Na obu jego końcach stał talerz z przygotowanym wcześniej posiłkiem oraz szklanka wody mineralnej. Oczywiście, jedzenie już wystygło, nietknięte przez nikogo.
– Widzę, że nic nie zjadłeś – powiedział z delikatnym uśmiechem, patrząc czule na ramkę ze zdjęciem stojącą naprzeciwko, tuż przed drugim talerzem i szklanką. Fotografia przedstawiała uśmiechającego się delikatnie mężczyznę o przystojnej twarzy i przydługich jasnych włosach, sięgających do uszu. Ciepłe, łagodne spojrzenie błękitnych jak niebo oczu, przyjazny i sympatyczny uśmiech człowieka o dobrym sercu.
      Napił się odrobiny wody, a następnie chwycił za sztućce i zaczął kroić porcję kaczki. Przeżuł ją starannie i przełknął, patrząc w zastanowieniu na swój obiad.
– Chyba nie wyszła mi źle – stwierdził.- Co prawda, mogłaby być gorąca, wówczas smakowałaby znacznie lepiej.- Uśmiechnął się ze smutkiem, przymykając oczy.- Szkoda, że nie możesz tego ocenić...
      Wrócił do jedzenia, spoglądając wciąż na stojącą przed nim fotografię. Ze wszystkich, jakie udało mu się zrobić, właśnie ta spodobała mu się najbardziej. Idealnie przedstawiała charakter tego, kto się na niej znajdował. Oczywiście, cała reszta porozwieszana teraz na ścianach, była równie idealna. Jednak właśnie ta jedna jedyna zasłużyła na to, by zasiadać z nim przy stole.
– Nie jesteś głodny?- zapytał, sięgając po serwetkę. Wytarł nią usta i niespodziewanie zamarł w bezruchu, nasłuchując.
      Wydawało mu się, że słyszy stłumiony łoskot i powolne, bardzo ciche szuranie, jakby ktoś pełznął po dywanie.
– Wybacz na chwilę – westchnął lekko, wstając od stołu.
      To nie był pierwszy raz, kiedy okazywało się, że jego ofiara w rzeczywistości wciąż żyje, że umarła „na chwilę", toteż nie zdziwił się, kiedy zobaczył czarnowłosą kobietę wijącą się na dywanie i drżącą na całym ciele. Naga, krwawiąca i bezbronna, sunęła powoli przez salon w kierunku wyjścia na korytarz.
– No i po co udajesz, że jesteś martwa?- mruknął, marszcząc brwi.
      Spojrzała na niego z przerażeniem. Chciała krzyknąć, jednak najwyraźniej coś ściskało jej gardło, nie mogła wydobyć z siebie nic prócz rzężenia.
      No tak, zupełnie zapomniał o tym, że przecież jej język leży gdzieś wśród pościeli.
– Jesteś taka problematyczna – westchnął, rozglądając się wokół siebie. Odwrócił się i spojrzał na stół, na którym pozostawił sztućce. Zabrał nóż, po czym wrócił do salonu.- Cieszę się jednak, że okazałaś odrobinę determinacji, by stąd uciec. Szkoda, że na darmo.
      Szarpnął ją za włosy, odwracając na plecy. Zacharczała głośno, krztusząc się własną krwią, nieporadnie machała rękoma, próbując się przed nim bronić. Usiadł na niej, kolanami przyszpilając jej ręce do podłogi.
– Mam nadzieję, że nie pogniewa się na mnie za bardzo, jeśli użyję do tego sztućca – szepnął, patrząc w kierunku swojego sekretnego pokoju. Odwrócił się do kobiety i uśmiechnął delikatnie, przykładając nóż do jej piersi.- Jeśli wytnę ci serce, będę miał pewność, że ono już nie zabije, prawda?- zapytał, przechylając lekko głowę.- Już i tak zapaskudziłaś mi dywan, dziwko.
      Chwycił palcami jej sutek i pociągnął do góry. Przyłożył nóż, po czym szybkim krótkim ruchem odciął go. Oczy kobiety rozszerzyły się jeszcze bardziej, zaczęła pluć krwią podczas charczącego krzyku.
– Wydajesz z siebie piękniejsze odgłosy niż podczas orgazmu!- zawołał ze śmiechem, jednak szybko zamilkł, patrząc na jej gardło.- Hmm? A może lepiej będzie po prostu odciąć ci głowę?
Patrzyła na niego w przerażeniu, wijąc się pod nim słabo, tracąc siły z każdą kolejną chwilą. Wypluła na dywan krew, która zebrała się w jej ustach, spojrzała na niego błagalnie, zapłakana. Jednak jego spojrzenie nie wyrażało nic. Zupełna pustka, może z tylko niewielką odrobiną zainteresowania.
      Uniósł jej podbródek i przyłożył nóż do gardła. Gdy przesunął ostrze po bladej skórze, uśmiechnął się na widok czerwonej stróżki krwi. Naciął głębszą ranę na samym środku, po czym wcisnął palce w jej gardło. Krew była ciepła i bardzo ciemna, bordowa. Zlewała się z dywanem, ledwie można było dostrzec na nim plamy.
      Zaczął ciąć, chichocząc pod nosem, chociaż kobieta nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Nie był pewien, czy już nie żyje, czy po prostu straciła przytomność, ale nie obchodziło go to. Wpadł w trans, patrząc na bryzgającą krew, na nierówną, poszarpaną ranę. Gdy doszedł do karku, śmiał się głośno, niepohamowanie.
      Po tym, jak jej głowa została oddzielona od ciała, jeszcze długo siedział tak, śmiejąc się, rozbawiony, a kiedy już się uspokoił, wstał powoli i przeszedł do łazienki. Tylko raz spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Miał krew na twarzy i we włosach, co trochę go zdziwiło. Uniósł dłoń, by je przeczesać, jednak zawahał się. Obie jego ręce były całe we krwi. Westchnął, kręcąc głową z politowaniem dla siebie samego.
– Głupcze, powinieneś być ostrożniejszy. Nie możesz pokazać mu się w takim stanie.
      Wszedł pod prysznic i odkręcił kurki. Gorąca woda spłynęła po jego ciele, zmywając z niego czerwień, mydło, które zaczął wcierać w skórę niwelowało metaliczny zapach. Jeszcze tylko szampon do włosów, chwila szorowania, i znów był czysty.
      Wytarł się puszystym białym ręcznikiem, przeczesał grzebieniem włosy. Nie lubił używać wody kolońskiej ani żadnych perfum, dlatego wyszedł z łazienki i, mijając zakrwawione zwłoki, przeszedł do sypialni, gdzie ubrał bieliznę, spodnie, oraz białą koszulę w niebieską kratę. Udał się do kuchni po czysty nóż, po czym wrócił do pokoju wypełnionego zdjęciami.
– Trochę długo mi zeszło, wybacz – powiedział, siadając do stołu.- Dokończę posiłek i możemy pójść spać. Mam nadzieję, że przywitasz mnie jutro pyszną kawą?- Uśmiechnął się do fotografii.- Już nie mogę się jej doczekać, moje kochanie.

Ciernie ||Akashi x Kuroko||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz