20. Are you okay?

75 5 1
                                    

J u l i a n n e
9 miesięcy. Miałam nadzieję, że do tego czasu wszystko się wyprostuje, a przyszłemu dziecku Johnathana nie będzie zagrażać żadne niebezpieczeństwo. Nie zniosłabym, gdyby kolejnej osobie coś by się stało.

Wczoraj oficjalnie wniosłam wniosek dotyczący nowych dowodów w sprawie. Z racji iż z mojego dokumentu wynikało, że Audrey Castile jest we wszystko zamieszana, Sąd Najwyższy wyznaczył innego sędziego, który miałby poprowadzić całą rozprawę. Od tego dnia odliczałam pozostały czas.
"Byle do poniedziałku", uparcie sobie powtarzałam. Miałam nadzieję, że w owy poniedziałek wszystko się rozstrzygnie, a ja (właściwie to jak każdy inny zamieszany w tą sprawę) w końcu będę mogła odetchnąć z ulgą i zrzucę ze swoich barków ciężar, jakim zostałam obarczona - na własne życzenie, niestety.
Dziś był piątek, zostały tylko 3 dni. Jeszcze tylko 3 dni męki. Tylko 3 dni. Chciałabym mieć na tyle siły, by to wszystko przetrwać.

Po południu wyszłam z Johnathanem na miasto aby kupić coś do jedzenia dla całej naszej grupy. Rudowłosy mężczyzna próbował delikatnie podpytać mnie o wydarzenia z dnia, kiedy oświadczył, że zostanie tatą, ale ja zbywałam go mówiąc, że to nic wielkiego. Nie chciałam, aby przyjaciel miał na głowie kolejny problem spowodowany moją osobą. W końcu jestem przecież dorosła, mogę rozwiązać go sama, nawet jeśli boję się jak Chojrak - tchórzliwy pies, który uciekał z krzykiem przed własnym cieniem.
Przed zakupami wstąpiliśmy jeszcze na komisariat w sprawie Zayna. Zaprzyjaźniony z Johnym policjant obiecał, że wezmą zasługi Mulata pod uwagę. To było wszystko co mogliśmy na razie dla niego zrobić.

Tradycyjnie spotkaliśmy się w domu Mii równo o 15:30. Każdy złapał za kartonik z logo lokalnej chińskiej knajpki i za pomocą pałeczek zaczęliśmy jeść swoje dania.

- Podjąłem decyzję. - Powiedział nagle Lee, który odstawił puste już opakowanie po jedzeniu na niedużą ławę w salonie.

- W sprawie czego? - James uprzedził mnie z pytaniem, które chciałam zadać.

- Razem z Paulette chcemy otworzyć własną kancelarię. - Oznajmił patrząc to na mnie, to na Ashforda. Oczywiście, razem z byłym narzeczonym wiedzieliśmy kim była Paulette Johnes, gdyż całą czwórką pracowaliśmy w tym samym miejscu. Swoją drogą, zielonooka sekretarka była od niedawna dziewczyną Christmasa.

- To dobry pomysł. - Pochwaliliśmy przyjaciela.

- Przyłączcie się do nas. - Zaproponował, a ja i James spojrzeliśmy po sobie. Nie powiem, że mnie nie zaskoczył, bo to zrobił. James najwidoczniej czuł to samo.

Przystałam na jego propozycję.

- Właściwie, to i tak nie widzę tam swojej przyszłości.

- Tak, ja też. Nie mógłbym więcej pracować z tymi ludźmi.

- Doskonale. - Lee uśmiechnął się zadowolony i zaczął opowiadać o planach budowy, następnie o pracy i przyszłości ich wymarzonej kancelarii.

Po skończonym posiłku razem z Mią pozbierałam puste opakowania i wyniosłyśmy je do kuchni, gdzie wrzuciłyśmy je do kosza na śmieci.

- Nigdy nie podziękowałam wam za wszystko co robicie. - Mruknęła cicho czarnowłosa.

Spojrzałam na nią z delikatnym uśmiechem.

- Wiesz, że zrobiłabym co w mojej mocy, żeby ci pomóc.

Kobieta zaśmiała się dźwięcznie.

- Tak, wiem. Nawet jeśli powiedziałabym, że to nie ma sensu. Uparciuch.

- Ugryź się. - skomentowałam ze śmiechem.

Po kilku minutach beztroskiej rozmowy o tak na prawdę niczym zrobiło mi się niedobrze.

- Wszystko dobrze? - spytała Mia, która nieco się zaniepokoiła.

- Chyba zaszkodziło mi to chińskie jedzenie. - Wybełkotałam i prędko wybiegłam do łazienki, by nie zwymiotować na jej podłogę.
Ugh, głupie, zepsute jedzenie!

▶▶▶▶

Wieczorem nadażyła się idealna okazja do wyjaśnienia pewnych kwestii z Liamem; Mii i Johnathanowi wypadły nocne zmiany, James z Lee poszli na piwo, by ustalić kilka rzeczy dotyczących naszej przyszłej współpracy, a Zayn (którego kara była chwilowo zawieszona) po prostu gdzieś wyszedł. W ten sposób zostałam sam na sam z Paynem. Miałam głęboką nadzieję, że nikt nie przeszkodzi nam w rozmowie.
Mężczyzna leżał spokojnie na kanapie w salonie domu, który niegdyś wynajmowałam z Ashfordem. Usiadłam delikatnie na oparciu, a oczy szatyna, które do tej pory były przymknięte spojrzały na mnie, lustrując moją osobę z góry do dołu. Mężczyzna podkurczył nogi, by zrobić mi miejsce.

"Niesamowite", pomyślałam. Liam troszczył się o mnie, nawet jeśli panowała między nami nieciekawa atmosfera.

- Możemy porozmawiać? - Spytałam szeptem.

Mężczyzna mruknął coś niezrozumiałego. Uznałam to za zgodę.

- Liam, to na prawdę nie tak jak myślisz. - Zaczęłam się tłumaczyć na prawdę lipnym tekstem. Gdybym była na jego miejscu to pewnie bym nie chciała siebie słuchać.

- Rozmawiałem z Zaynem. - Powiedział, a ja poczułam jak staje mi serce. Niby znałam Zayna, ale serio nie wiedziałam co ten koczkodan mu naopowiadał.

Liam podniósł się do pozycji siedzącej.

Wstawał. To nie był dobry znak.

Spuściłam głowę.

Ku wielkiemu zaskoczeniu poczułam jednak jak zostaję uniesiona, a moja twarz znalazła się na poziomie twarzy Liama. Szatyn złączył nasze usta w pocałunku przepełnionym pasją i miłością.

- Nigdy nie chcę cię stracić. - Wyszeptał. - Nigdy, July.

Skinęłam na znak, że rozumiem jego słowa.

- Ja też. - Przyznałam, odgarniając kosmyki włosów z jego czoła.

- Bądź moja. - poprosił z ustami tuż przy moich. Uśmiechnęłam się szczęślliwa.

- Okay.

- Okay. - Powtórzył za mną. Jego przystojna twarz rozpromieniła się, gdy przyjął moje słowa do wiadomości, a ja czułam się niesamowicie z myślą, że jest szczęśliwy z mojego powodu.

-----------------------
Love is in the air!

Zostawcie po sobie ślad, Perełki

Imposture • PayneWhere stories live. Discover now